Wolność biwakowania

Bardzo chciałbym, żeby do Polski nadeszła wreszcie wolność biwakowania. Niestety, na razie jest to niemożliwe

Fajnie by było pojechać na majowy długi weekend i rozbić namiot tam, gdzie się chce. Nie na kempingach lub w wyznaczonych miejscach, gdzie kłębi się tłum i gdzie można spotkać nie całkiem sympatyczne towarzystwo, ale właśnie tam, gdzie nam się spodoba.

Najmilej wspominam wspaniałe wędrówki po Bieszczadach z moim kolegą Romkiem. Biwakowaliśmy tam, gdzie zastała nas noc. Było po prostu cudownie, choć zupełnie nielegalnie. Polska to nie Norwegia czy Szwecja, gdzie można rozbić namiot nawet na terenie prywatnym, przynajmniej na jedną noc. W Skandynawii istnieje coś takiego jak wolność biwakowania i jest to część tamtejszej kultury, a może - kto wie - i wolności obywatelskich? A skoro można tam, to dlaczego nie u nas? Przecież lasy mamy równie rozległe. A tymczasem można biwakować tylko w miejscach wyznaczonych, które, jak wspomniałem, nie są zbyt sympatyczne.

W parkach narodowych w ogóle nie można spędzać nocy - biwakowanie na dziko może się skończyć dotkliwym mandatem. I bardzo dobrze, że tak u nas jest. Bo choć jestem zwolennikiem wolności biwakowania w Skandynawii, to uważam, że w Polsce jest to niemożliwe. Nie dlatego, że jest nas za dużo i istnieje groźba zadeptania lasów czy brzegów jezior. Uważam, że jeszcze nie dorośliśmy do wolności biwakowania i do tego, by własność wspólną traktować jako naszą. Kto nie wierzy, niech się przejdzie po uczęszczanych szlakach lub w pobliżu kempingów - brud, smród i śmieci. Zresztą nawet bez wolności biwakowania nasze lasy są zaśmiecone, a gdzieniegdzie trudno przejść, by nie wdepnąć w kupę. I dlatego ludzie, którzy nawet kupy po sobie nie potrafią zakopać, nie powinni mieć prawa do rozbijania namiotu, gdzie im się podoba. Nie oznacza to wcale, że takiego prawa kiedyś się nie dorobią. Dlaczego nie? Jak wiadomo, dla chcącego nie ma nic trudnego...

W lutym byłem w obozie ekologów nad Rospudą. Stało tam kilkadziesiąt namiotów, przez które przewinęło się przez miesiąc około 300 osób. W kwietniu pojechałem w to miejsce jeszcze raz. Ledwo można było poznać, że był tam tak wielki obóz. Czyli - jak się chce, to można. Na razie potrafią to niektórzy z nas, może kiedyś będziemy potrafili wszyscy?

Więcej o: