Rovaniemi minęliśmy bez żalu. Nie zatrzymaliśmy się też w plastikowej, rażącej neonami Wiosce Świętego Mikołaja na kole podbiegunowym, 8 km na północ od miasta. Pierwszy renifer przebiegł mam drogę po godzinie jazdy w głąb Laponii. Na szczęście był szybszy od naszego samochodu.
Autobusy kursują jedynie do Inari (ponad 300 km za kołem podbiegunowym), wioski z sześciuset mieszkańcami, która dumnie przedstawia się turystom jako stolica ginącej kultury Samów. Jednak w ciągu krótkich, ciemnych dni, panujących od października do kwietnia (byliśmy tam w listopadzie), miejscowość sprawia wrażenie wymarłej, a rdzenni Lapończycy zajęci wyrobem poszukiwanego przez gości z południa rękodzieła albo rybołówstwem i hodowlą reniferów wtapiają się w lokalną społeczność. Tylko na szczególne okazje, np. majowe (!) wyścigi zaprzężonych w renifery sań, wracają do tradycyjnych gákti i luhki , bogato haftowanych kurtek z sukna lub skóry oraz butów wyrabianych z sierści kończyn reniferów.
Końcowym celem naszej podróży nie było Inari, ale położone jeszcze 10 km na północny zachód schronisko młodzieżowe i ośrodek sportowy Vasatokka, gdzie można się dostać tylko samochodem. W Inari zamówiliśmy ośmioosobową taksówkę z dużą przyczepą na bagaże (można też wynająć samochód w Rovaniemi i dojechać nad jezioro Mutusjärvi).
Od późnej jesieni do zaawansowanej wiosny w Laponii zapomina się o rytmie dnia wyznaczanym świtem i zmierzchem. Nieodzowne stają się budziki, ale my, nieprzywykli, i tak dwa razy sprawdzaliśmy, czy to na pewno już ranek. Ciężko wstać, ale na sercu robiło się lżej, gdy za oknami z jednej strony majaczyło jezioro Mutusjärvi, a z drugiej - las. Poza mieszkańcami Vasatokki nie spotykaliśmy tu ludzi, a wpływ cywilizacji ograniczał się do niezbędnego dla naszej wygody minimum. Chociaż oferta Vasatokki jest adresowana przede wszystkim do młodzieży i studentów, także całe rodziny nie będą się tutaj nudzić. Nocleg kosztuje od 10 do 30 euro, co jak na fińskie ceny jest propozycją bardzo atrakcyjną. W hostelu znajduje się sauna z dostępem do jeziora (zimą do przerębla), stołówka i salon z kominkiem. Można na własną rękę biegać na nartach trasami przecinającymi rozległy karłowaty las albo oddać inicjatywę instruktorom z Vasatokki - Esko Aanio i Mika Suomaa. Pracownicy ośrodka dzielą rok na dwie pory. Latem rządzą kajaki i rowery. Gdy chwyta mróz, do łask wracają narty, a rzeźbienie w śniegu sprawia radość także dużym dzieciom.
Niezapomnianym przeżyciem była przeprawa przez zamarznięte jezioro. Zwykle pokonuje się je na nartach biegowych, ale jeżeli nie ma śniegu i temperatura przekracza zero stopni, deski ustępują miejsca kijkom. Także my zastaliśmy w Laponii lekką odwilż. Na szczęście lód wciąż miał 20-25 cm, grubość bezpieczną, aby oddać się fińskiej manii, zwanej nordic walking lub sauvakävely w wersji oryginalnej. Nietypowe dla tej zimowej pory ocieplenie spowodowało, że taflę Mutusjärvi pokryła cienka warstwa wody. Niezbędne okazały się kalosze (można je wypożyczyć w Vasatokce). Wzgardziłam ostatnią wolną parą, przemoczyłam nogi i potem musiałam leczyć przeziębienie aspiryną oraz likierem z lakki, gatunku rosnącej w północnej Finlandii maliny. Terapia poskutkowała!
Po trzech kwadransach marszu dotarliśmy na niewielką wyspę, której mieszkańcy powitali nas szczekaniem i zabrali się do obwąchiwania naszych mokrych nogawek. Wysepka była domem dla blisko pięćdziesięciu piesków rasy kleinspitz. Pocieszne białe kulki niezmordowanie przemierzały wzdłuż i wszerz swoje małe terytorium. Wśród "śnieżnych potworów", jak je żartem nazwaliśmy, biegało parę ciemnych sztuk kojarzących się automatycznie z czarnymi owcami w stadzie. Właścicielka piesków, serdeczna i przyzwyczajona do turystów Hannele Kankainen, zaprosiła nas do swojego skromnego drewnianego domu. W rogu pianino, na ścianie oprawione dziecięce rysunki. Przed laty mieszkała w wielkim jak na fińskie standardy mieście, studiowała sztuki piękne w Helsinkach i przez myśl jej nie przeszło, aby zamieszkać w samotni prawie na końcu świata, gdyby nie zakochała się w mężczyźnie z Laponii. Po zaledwie kilku latach związku ukochany zmarł, ale Hannele zamiast wrócić do wielkomiejskiej rzeczywistości została z dzieckiem w domu na wyspie. Córka dorosła i wyprowadziła się, a jedyni sąsiedzi, mieszczuchy, przybywają na wyspę tylko w czasie wakacji. Po nieco większe zakupy trzeba jechać do oddalonego o 60 km Ivalo, a bez skutera śnieżnego zimą i łodzi latem nie sposób wydostać się z wyspy. Mimo to, Hannele Kankainen nie narzekała na samotność, wręcz przeciwnie - sprawiała wrażenie osoby potrafiącej w pełni docenić jej wartość. Poza tym zapewniała, że zawsze może liczyć na pomoc córki, przyjaciół z Vasatokki i okolicy, a chociaż rzadko korzysta z Internetu, to z telefonu komórkowego za żadne skarby nie zrezygnowałaby. Oczywiście, najbardziej absorbującymi czas i uwagę kompanami były dla pani Kankainen jej szpice, ale również ciekawi wszystkiego goście, których dość często przyprowadza na wyspę ośrodek Vasatokka.
Następnym "przystankiem Laponia" była prywatna hodowla reniferów (porot po fińsku) należąca po małżeństwa w średnim wieku. Czekali na nas na progu swojego domu. Zdążyliśmy właśnie trochę zgłodnieć, więc od razu usadzono nas w kuchni przy talerzach z gorącą zupą na mięsie renifera (smaczne, raczej suche, o lekkim, ale specyficznym zapachu). Dobrze się stało, że zjedliśmy je, zanim zaprowadzono nas do zagrody z żywymi zwierzętami. Po zabawie z tymi łagodnymi i wszak bajkowymi stworzeniami każdy, przynajmniej na kilka godzin, postanowił zostać wegetarianinem!
Gospodarze farmy, podobnie jak Hannele Kankainen mieszkali kiedyś w mieście, ale teraz na nic nie zamieniliby swojej ciszy. Hodują kilkanaście reniferów, lecz nie sprzedają ich mięsa ani skór. Dla własnych potrzeb zabijają co sezon jedno lub dwoje zwierząt - decyzja o uboju nigdy nie jest łatwa, bo każde stworzenie ma swoje imię i historię. Renifery żyją ok. 12-15 lat. Samce każdego roku gubią poroże, czasem w walce o samicę lub władzę w stadzie, częściej w naturalny sposób. W miejsce dawnego odrasta nowe, potężniejsze, ale o tej samej strukturze. Młodym renom po wymianie poroża przybywa dodatkowe odgałęzienie, natomiast rogi starych okazów powoli się kurczą. Na farmie zachowały się tradycyjne jednoosobowe sanie, do których zaprzęgane są renifery. Jednak tylko te inteligentne można nauczyć tej sztuki - opowiada (płynną angielszczyzną) właścicielka. Pozostałe są albo za głupie, albo za uparte, choć wiedzą, o co chodzi. Nawet gdy pozwolą się ubrać w ozdobną uzdę, nie oznacza to, że ruszą z miejsca!
Ostatnim przystankiem przed wielogodzinną podróżą na południe była ponownie Inari. Zatrzymaliśmy się tam, żeby wydać ostatnie pieniądze i odwiedzić unikalne muzeum Samów i lapońskiej przyrody - Siida. Powstało latem 1959 r. na wolnym powietrzu jako skansen, a kilka lat temu otwarto całoroczną ekspozycję w nowoczesnym budynku przy głównej szosie biegnącej przez Inari. Wystawa wypełnia zaledwie dwie sale, ale rekompensuje to staranny wybór eksponatów i fantastyczna aranżacja. Na rozgrzewkę kustosze zaproponowali zestawienie przełomowych zjawisk i wydarzeń z historii świata, Europy oraz Samów od epoki lodowcowej do współczesności. Natomiast główną, kwadratową salę zamieniono w kalejdoskop lapońskich pór roku. Ściany pokrywają ogromne fotografie krajobrazów i nieba zrobione w kolejnych miesiącach. Na żadnym zdjęciu nie pojawia się sylwetka człowieka - wydaje się zbędny. Pośrodku sali wystawiono oryginalne stroje, narzędzia, sanie oraz namioty dawnych Samów, którzy wędrowali w niewielkich grupach opartych na więzach pokrewieństwa, a te swoiste klany zwano siida . Najcenniejszym skarbem muzeum jest... prawdziwy skarb z Nanguniemi. Pewnego jesiennego dnia w 2003 r. pisarz Seppo Saraspää szukał pośród skał porostów będących przysmakiem jego "wyścigowego" renifera i znalazł srebrny naszyjnik w kształcie węża. Kolejne trzy naszyjniki tkwiły w trudno dostępnej małej jaskini. Pisarz powiadomił o swoim odkryciu dyrekcję Siidy, ale ponieważ zaczynał się weekend, postanowiono odłożyć wydobycie biżuterii do następnego tygodnia. Fińska uczciwość zadziałała - kilka dni później ozdoby wciąż leżały w jamie. Naszyjniki datuje się na lapońską późną epokę żelaza, prawdopodobnie powstały między 1050 a 1200 rokiem. Były starannie ukryte w jaskini, ktoś chciał je uchronić przed zniszczeniem. Niestety, chyba nigdy nie uda się ustalić, kto i co groziło kosztownościom.
Podobne cacka, nawiązujące formą do zabytkowych znalezisk czekają na nabywców w muzealnym sklepie i kilku innych działających w Inari. Jednak autentyczne lapońskie rękodzieło, wykonane według dawnych wzorów ze srebra, skóry lub poroża zwierząt, nie jest na kieszeń polskiego studenta. Musiałam się zadowolić rzemykowym naszyjnikiem z trzema wyciętymi w drewnie reniferami. Cóż, też był śliczny... Amatorów sztuki Samów nie brakuje i trudno się dziwić, że odkryta przez turystów Laponia jest obecnie jednym z najzamożniejszych regionów Finlandii.
Spacerując po maleńkiej Inari nie wolno przeoczyć kościoła Samów ufundowanego w latach 50. minionego wieku przez Amerykanów. Latem dodatkową atrakcją są rejsy po Inarijärvi, trzecim największym fińskim jeziorze. Statki i łodzie zawijają na skalistą świętą wyspę Ukko (bóg nieba i piorunów), fińską kandydatkę do wpisania na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Lapończycy, ci rdzenni i ci napływowi, mają wiele powodów do dumy. Chyba jedną z nielicznych porażek jest warzone w tym regionie piwo. Chociaż Lapin Kulta (Złoto Laponii) jest reklamowane jako jedyny w swoim rodzaju jęczmienny jasny lager, w lapońskich supermarketach szybciej znika z półek piwo przywożone z południa Finlandii.
Dojazd: Najszybciej samolotem linii Blue1 do Rovaniemi z przesiadką w Helsinkach - od 300 euro w obie strony, lub tylko do Helsinek - od 150 euro, skąd można zaryzykować podróż autostopem (Finowie są przyjaźnie nastawieni do autostopowiczów). Podróż pociągiem lub autobusem z Helsinek do Rovaniemi to taki sam wydatek jak przelot; z Rovaniemi codziennie kursują autobusy do Inari - ok. 40 euro. Od połowy maja śnieg i lód topnieją, a zima zaczyna się ponownie w październiku. Od końca czerwca do początku sierpnia bardzo dokuczają owady.
ogólne informacje, imprezy, pogoda, baza noclegowa, dojazd
atrakcje turystyczne i pomoc w planowaniu wakacji w Inari