Jest tam imponujących rozmiarów suk (jakby miasto w mieście), który jak każdy tradycyjny arabski bazar dzieli się na wiele mniejszych. W tym labiryncie trafimy na dzielnicę sprzedawców tkanin, kramy z nubijskimi ozdobami, owoce i warzywa, bazar kotlarzy, budkę szewca, fajki wodne. Zapach zaprowadzi nas do orientalnych przypraw, sklepików mydlarzy i wytwórców perfum. Ktoś mi mówił, że zgubił się w Asuanie na wielkim suku kserokopiarek.
Z ciekawości zapytałam o cenę zegarka z arabskimi cyframi na tarczy (wcześniej na wystawie u zegarmistrza widziałam taki sam za 36 funtów). Kiedy usłyszałam "125", jedno moje "phi!" wyraziło wszystkie myśli i emocje. Nie odeszłam daleko, gdy dogonił mnie sprzedawca. Zegarek bardzo staniał. Sprzedawca nazywał się Siddiq, czyli Prawdomówny. Okazało się, że żądał tak wiele, bo kupił ten zegarek aż w Kairze. Zapytany, ile zapłacił, odparł szczerze (choć wbrew własnym interesom): - 17 funtów. Sam był tym ubawiony. Szanse na zarobek malały, ale to przestało być ważne...
Zegarek dawno się popsuł, ale i tak bardzo go lubię.