Na mojej liście najciekawszych i najpiękniejszych miast świata jest jeszcze kilka "Paryżów". Wszystkie warte są grzechu. Ten jeden, w którym pozostało moje serce, ma tam trwałą siedzibę.
godzina, chwila, gdy po raz pierwszy stanąłem na Place de la Concorde i spojrzałem w stronę Łuku Triumfalnego. Ten widok miasta uważam do dziś za najpiękniejszy na świecie. Tylko porywająca "Marsylianka" grana przez maszerującą Polami Elizejskimi orkiestrę wojskową może być odpowiednią ilustracją do tego obrazu.
Piękno i wdzięk wychodzą w Paryżu każdą szczeliną. Stolica Francji ma ogrom ofert i rzadko trafia na konkurencję - "Mona Lisa" z Luwru znajduje ją bodaj tylko w postaci krakowskiej "Damy z łasiczką" Leonarda da Vinci.
Łatwość podróżowania, zbyteczność posiadania paszportu i wizy, tanie przeloty, wszystko to przyciąga także do Paryża tysiące rodaków spragnionych spaceru po cmentarzu Pere-Lachaise i - nie warto ukrywać - Place Pigalle.
Można w Paryżu leżeć latem na białym, rozsypanym nad brzegami Sekwany piasku. Ale nawet w dzień słoneczny i pogodny silniej od sztucznej plaży magnetyzują mistrzowie impresjonizmu: Monet, Pissarro, Sisley, Degas, Renoir.
Było dużo "najlepszych wakacji" w moim życiu. Aż dziw, że spora część urlopów hiszpańskich, włoskich, brazylijskich podszyta była tęsknotą za wieżą Eiffla i uliczkami na wzgórzu Montmartre.
Kocham Kraków. Unoszą się nad nim te same duchy, które znam z Paryża. Mniej pompatyczne, skromniejsze, ale z tej samej rodziny szlachetnego pochodzenia.
zawsze z mapą. Jednej nie zabieram ze sobą nigdy - jest ogromna i wisi w moim pokoju na ścianie. To mapa Paryża narysowana przez Georges'a Poltiera w latach 1920-1940, inspirowana przez sławny plan Paryża Michaela Ettienne Turgota z roku 1739. Poltier odtworzył wszystkie domy, każde okno, formę dachu, bramy, podwórka, policzył drzewa w parkach i na skwerach.
Uwielbiam piet de cochon (świńską nóżkę). Najlepsze w życiu jadłem kiedyś z Markiem Hłaską w okolicach paryskich Hal, które później niemądrze zniszczono. Niewiele brakowało, a nóżka mogła mi zaszkodzić - kiedy wyszliśmy z restauracji, nie było mojego samochodu, ściśle mówiąc, "malucha". Siedziała natomiast opodal grupka tragarzy z Hal śmiejąca się na nasz widok - "malucha" przenieśli sto metrów dalej i już było tylko wesoło.
Przyrzekłem sobie: nigdy nie pojawię się w Paryżu w dniach powrotu średniowiecza, czyli rozruchów ulicznych.
jeszcze kiedyś do Lasku Bulońskiego i na Place Vendome, może zawadzę o kabaret Crazy Horse, gdzie Roman Cieślewicz podsuwał pomysły programów i nadawał imiona tancerkom - jedna z nich nazywała się przez dłuższy czas Vodka Vyborova.
związane z Paryżem, które nigdy się nie spełni? Odwiedzić małą, a tak ważną dla współczesnej historii Polski willę pod miastem w Maisons-Laffitte i tam przywitać się z najmilszym, zawsze uczynnym, nieomylnie prześwietlającym każdego przybysza Zygmuntem Hertzem...