Odkręcasz zawór w butli ze sprężonym powietrzem, zakładasz pas balastowy i jacket , zapinasz klamry, inflatorem wdmuchujesz powietrze do jacketu , nakładasz płetwy i maskę. Jeszcze tylko krótkie spojrzenie na divemastera i znak OK, czyli kółko z palca wskazującego i kciuka. Skaczesz. Te czynności to prawie rytuał, bez względu na to, gdzie nurkujemy. Jeśli chcemy się przekonać, czy to sport dla nas, Akaba jest miejscem wymarzonym. Nurkując w Polsce, prędzej czy później pod powierzchnią ogarnie nas półmrok przechodzący w ciemność. W Morzu Czerwonym doznamy niesamowitego przeżycia - dno rozświetlone promieniami słońca, rafa ożywiona snopem naturalnego światła. Tutaj 30-metrowa widoczność to niemal standard. Jeśli prąd czy fala z rafy nie naniosą piasku, można doznać wrażenia, że jest się ptakiem, tyle że podwodnym. Kiedyś, po spuszczeniu powietrza z jacketu (kamizelka wypornościowa, dzięki której płetwonurek reguluje pływalność poprzez wpuszczanie lub upuszczanie powietrza) i wylądowaniu na dnie, ze zdziwieniem stwierdziłem, że to już trzydziesty czwarty metr, a myślałem, że najwyżej dwudziesty.
Do nurkowania w zatoce Akaba zachęca też temperatura wody - latem przekracza 30 st. C, zimą 23 st. powyżej zera to norma. W tym rejonie nasze zimowe ferie to najlepszy okres do nurkowania.
Nurkuje się z brzegu bądź z łodzi. Na odległe rafy płynie się kutrem wyposażonym w walizkę z butlą ze sprężonym tlenem.
W zatoce bardzo łatwo natrafić na delfiny. Bywa, że gdzieś zabłąka się szary rekin szelfowy. Szczęśliwcy widzieli olbrzymią, okrągłą rybę mola-mola. Czasami (bardzo rzadko) można spotkać rekina wielorybiego. Jest niegroźny, majestatyczny, największy z tego gatunku. Prawdziwą atrakcją są napoleony. Bywa, że kapitanowie łodzi nurkowych wabią te dwumetrowe podwodne leniuchy w niektóre miejsca, aby mieć pewność, że nurkowie je zobaczą. Ich przysmakiem są jajka gotowane na twardo, ale uwaga - potrafią pomylić jajko z piłką golfową dla wygody przyczepianą do linek zaworów upustowych jacketów . Wówczas łatwo o nieszczęście. Znany jest przypadek, gdy napoleon z całym impetem uderzył płetwonurka w głowę - błyszczące, okrągłe logo na kapturze skafandra zmyliło rybę.
Pod wodą, a szczególnie tutaj, obowiązuje zasada: niczego nie dotykamy! Niektóre ryby potrafią upodobnić się do skały, piaszczystego dna czy koralowców. Wiele ma na wyrostkach gruczoły z trucizną bardzo niebezpieczną dla człowieka. Nie warto drażnić muren, choć przewodnicy czasem do tego zachęcają, gdy ze szczeliny skalnej czy rozpadliny między koralowcami wystaje ogon lub kawałek tułowia tej kilkumetrowej ryby. Jej ostre jak brzytwa zęby potrafią jednak pokazać człowiekowi, że pod wodą jest gościem, a w tym wypadku - intruzem.
Większość koralowców pokrywa substancja ochronna - warstwa parzącego śluzu. Niedostrzegalny, pod wodą często niewyczuwalny, daje o sobie znać po wyjściu na powierzchnię. Bywa, że poparzenie kończy się kilkudniową przymusową przerwą w nurkowaniu.
Nie trzeba dotykać koralowców, aby podziwiać ich piękno oraz to, co kryją wewnątrz. Popularne amphipriony, czyli kolorowe Kapitany Nemo, nazywane też błazenkami lub rybami klownami, mieszkają właśnie w takich parzących ukwiałach. Chowają się, gdy przepływamy obok, aby po chwili pokazać się w całej swej barwnej okazałości. W grotach możemy zobaczyć skrzydlice, majestatycznie wiszące w bezruchu - w kolczastych wypustkach na ich fantazyjnych płetwach znajduje się trucizna. Na dnie rafy leżą płaszczki (raja, orleń), w skalnych rozpadlinach stoją ławice tuńczyków. Duże wrażenie robią długie, błyszczące jak sztylety barakudy. Kilkakrotnie widziałem w zatoce Akaba ich ławice unoszące się w podwodnych kanionach, pobłyskujące w słońcu jak żywe srebro. Podziwiałem monumentalne gorgonie, koralowce ośmiopromienne należące do jamochłonów - można spotkać gigantyczne okazy wielkości billboardu.