Pocztówki z Freiburga i Colmaru

W niemieckim Freiburgu katedra jak z Francji, we francuskim Colmarze ryglowe domki jak z miasteczek Harcu

Freiburg in Breisgau ma też polską nazwę - Fryburg Bryzgowijski. I choć leży na południowym zachodzie Niemiec, można się tu poczuć jak w Holandii - w mieście jest pełno rowerów, nawet zimą stoją wszędzie. Jak tłumaczyła mi jedna z mieszkanek, ich popularność wynika z drogich parkingów, no i jest to ulubiony pojazd studentów. W 200-tysięcznym Freiburgu mieszka ich aż 20 tys. Tutejszy uniwersytet, założony w 1457 r., jest jednym z najstarszych w Niemczech. Ma 80 wydziałów - studenci (także zagraniczni) mają w czym wybierać.

***

Chodząc po uliczkach freiburskiej starówki, trudno się domyślić, że jest ona... nowa. W 1940 r. zbombardowali ją przez pomyłkę sami Niemcy, a w 1944 r. obrócili w perzynę alianccy lotnicy. Po wojnie została pieczołowicie odbudowana. Wąskie uliczki wyłożone są drobnym brukiem z owalnych kamieni. Podczas spaceru trzeba uważnie patrzeć pod nogi - prawie środkiem uliczek wiodą nieosłonięte niczym koryta, zwane Bächle. W średniowieczu odprowadzały ścieki do rzeki Dreisam, a w razie pożaru czerpano z nich wodę do gaszenia pożarów, pojono w nich zwierzęta.

Symbolem miasta jest wzniesiona z czerwonego piaskowca katedra - Münster, która cudem ocalała w czasie bombardowania. Bardziej przypomina gotyckie katedry francuskie niż surowe, niemieckie z tego okresu. Jej wieżę wieńczy ażurowy hełm. Nocą, pięknie podświetlony, wygląda jak z bajki (wejście kwiecień - listopad, bilet 1,5 euro). Portal katedry zdobi tympanon z dziesiątkami rzeźbionych postaci. Najbardziej spodobały mi się groteskowe diabły i potępieńcy - jednemu wyrosła trąba, inny upodobnił się do świni... W świątyni zachowały się XIII- i XIV-wieczne witraże oraz wspaniały ołtarz - tryptyk "Ukoronowanie Najświętszej Marii Panny" Hansa Baldunga, ucznia Dürera. Naprzeciw katedry renesansowy dom kupiecki (Kaufhaus) z zabawnymi wykuszami, arkadami i figurami książąt z rodu Habsburgów austriackich, do których Freiburg należał przez stulecia.

Niedaleko inna ciekawa budowla - Haus zum Walfisch, z fantazyjnie zdobionym późnogotyckim wykuszem. W latach 1529-31 mieszał tu Erazm z Rotterdamu, zmuszony do wyjazdu z Bazylei, o czym informuje stosowna tablica. Tuż obok śliczny renesansowy Stary Ratusz z krużgankiem, zegarem i oknami o wyrafinowanej formie. Postać w habicie na pomniku naprzeciw ratusza to Bertold Czarny, XIII-wieczny zakonnik i alchemik, który wynalazł proch strzelniczy. Na jednej z płaskorzeźb pomnika zabawna scena: alchemik gotuje w rondlu jakąś substancję, kiedy nagle ku jego zdumieniu dochodzi do eksplozji.

W maju i w październiku we Freiburgu odbywają się dziesięciodniowe jarmarki - święta wiosny i jesieni, zaś w czerwcu dwutygodniowy festiwal muzyczny w wielkim namiocie. Dobrą porą na wycieczkę jest również sierpień z kilkudniowym świętem wina Weinkost.

http://www.freiburg-online.com

http://freiburg.de

http://www.fwtm.freiburg.de

***

Z Freiburga do Colmaru, leżącego po drugiej stronie granicy jest tylko 55 km. To alzackie miasto (65 tys. mieszkańców) przez wieki było przedmiotem sporów między Niemcami i Francją, wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk. Colmar ma chyba najładniejszą starówkę, jaką widziałem. Kolorowe domki ryglowej konstrukcji nad niewielkimi kanałami, pełno kładek i mostków - nic dziwnego, że ten fragment starówki nazywany jest Małą Wenecją. Domy pochodzą najczęściej z XVI w., a malowane są w mocne kolory: czerwień, zieleń, pomarańcz, błękit. Uroku dodają im kolorowe okiennice i dachówki, a także szyldy sklepów i warsztatów mocowane na wyrafinowanych wysięgnikach z kutego metalu: zakonnik czytający księgę, przed nim zasłuchana świnia, na innym gęsiarka czy kucharze niosący tace z jadłem...

Najładniejsze domy są na rue des Marchands. Jeden z nich zdobi długi, drewniany balkon, ściany innego pokrywają malowidła z motywami roślinnymi. W jednym z podwórek na kamiennej ścianie wywieszone są narzędzia gospodarskie i niezgrabne, drewniane saboty. Do pomieszczeń na piętrze prowadzą zewnętrzne drewniane schody, jest też wyciągarka, która obsługiwała magazyn na strychu.

Ale najciekawszy jest dawny klasztor Dominikanów, z powodu rosnących tu lip zwany Pod Lipami (d'Unterlinde). Dziś mieści się w nim Musee d'Unterlinden. W klasztornej kaplicy można zobaczyć "Ołtarz z Issenheim", zwany Ołtarzem Trędowatych. Jest dziełem Mathiasa Grünewalda, XVI-wiecznego niemieckiego malarza, prekursora ekspresjonizmu. Składa się z trzech części, pierwotnie otwieranych w różnych porach roku. Ołtarz zamówili mnisi z pobliskiego Isenheim, którzy prowadzili szpital, opiekując się cierpiącymi na ergotyzm. Ta powszechna w średniowieczu choroba dotykała osoby, które zjadły mąkę zakażoną sporyszem, jednym z jej objawów była gangrena. Na ołtarzu chory na ergotyzm pojawia się w scenie kuszenia św. Antoniego - nagi, pokryty wrzodami, w czerwonej czapce z wielkim pomponem.

Klasztor ma stylowy wirydarz z murowaną studnią. Drewniany cebrzyk jeszcze wisi na kołowrocie, aż korci, by zaczerpnąć wody (muzeum czynne 9-18, bilet 7 euro).

http://www.ot-colmar.fr

Więcej o: