Gdynia i morze to jedno

11 listopada Gdynia będzie świętować z podwójnym rozmachem - jubileuszowo-niepodległościowym. Będzie Parada Niepodległości, koncerty, spektakle i mnóstwo innych atrakcji. Przez cały rok miasto obchodzi też swoje 80. urodziny

"Tradycyjnie nowoczesna" to urodzinowe hasło Gdyni. Obchodzi swój jubileusz nieprzerwanie od blisko roku. Dokładnie od 10 lutego, bo tego dnia w 1926 r. nadano jej prawa miejskie.

To miasto z charakterem. Ani na chwilę nie da się zapomnieć, że jesteśmy w morskiej stolicy. Wiele budynków wzniesiono w tzw. stylu okrętowym - wyglądają jak potężne transatlantyki wyciągnięte na ląd. Tak jak siedziba Polskich Linii Oceanicznych przy ul. 10 Lutego, czy budynek sądu rejonowego przy pl. Konstytucji. Nadbudówki i daszki domów mieszkalnych przypominają często kapitańskie mostki.

***

Spacer po mieście zaczynam od ulicy 10 Lutego, spod pomnika jednego z jego ojców-założycieli miasta inż. Eugeniusza Kwiatkowskiego (1888-1974), który patriotycznie napomina "Rzecz najważniejsza Polska. Gdynia i morze to jedno". Po pierwszej wojnie uzyskaliśmy dostęp do Bałtyku, lecz bez własnego portu, bo Gdańsk pozostał Wolnym Miastem. Postanowiono zbudować go w Gdyni. Gorącym jego orędownikiem był Kwiatkowski, minister przemysłu i handlu, a głównym projektantem Tadeusz Wenda. Gdynia błyskawicznie przemieniła się ze wsi (pierwsza wzmianka o niej sięga 1253 r., z tamtych czasów pochodzą jedynie fundamenty kościoła Michała Anioła na Oksywiu) w najnowocześniejszy port na Bałtyku. W 1921 r. liczyła blisko 1300 mieszkańców, a w 1939 już 127 tys.! (dziś 250 tys.).

Ulica 10 Lutego i przecinająca ją Świętojańska wytyczają centrum. Na każdym kroku współczesność zderza się z historią. Świętojańską dochodzę do pierwszego zabytku miasta - niewielkiego kościoła Najświętszej Marii Panny z lat 1922-24, stylizowanego na polski renesans, obok którego nowy kościół z lat 80. Przy nowoczesnej Starowiejskiej tylko parterowy Domek Abrahama pamięta wieś z początku XX w. W latach 20. mieszkał w nim kaszubski patriota Antoni Abraham (dziś znajduje się tu poświęcone mu muzeum o wystroju kaszubskiej chaty, wstęp 2 zł). Na konferencji wersalskiej twardo bronił polskości Kaszub, wołając: "Pomorza to nam ani kusy purtk (diabeł) nie odbierze". Ma swój pomnik na pobliskim placu Kaszubskim.

Weekendowy tłum niesie mnie wprost na Molo Południowe, które przypomina autostradę z rozpędu wciętą głęboko w morze (626,5 m). Ten deptak zarezerwowany jest jednak wyłącznie dla pieszych. Tłum gęstnieje przy kramach z muszlami i przy Nabrzeżu Pomorskim, skąd odpływają turystyczne statki i cumuje żaglowiec "Dar Pomorza" oraz wojenny niszczyciel ORP "Błyskawica" (oba zamienione w muzea). Najpierw wchodzę na pokład stuletniego "Daru Pomorza" (5 zł). Patrząc na jego smukłe maszty, wyobrażam sobie, jak znów chwyta wiatr w żagle. Ten szkoleniowy statek kupiono ze składek społecznych w 1929 r. - stąd nazwa. Do jego rekordów należy rejs dookoła świata w połowie lat 30. i opłynięcie przylądku Horn w 1937 r. (w 1974 r. współcześni śmiałkowie, którzy pokonali niebezpieczny przylądek, zawiązali elitarne Bractwo Kaphornowców z siedzibą na "Darze Pomorza"). Po wojnie Polacy ruszyli także w samotne rejsy jachtowe dookoła świata. Z gdyńskiego Basenu Żaglowego w 1967 r. wypłynął w pionierski rejs Leonid Teliga na "Optym", a po nim Krzysztof Baranowski i Henryk Jaskuła.

Niszczyciel "Błyskawica" wsławił się m.in. w walkach pod Narwikiem. Wnętrze (wstęp 8 zł) ujawnia wszystkie tajniki jego uzbrojenia.

Na przeciwległym nabrzeżu przepadam z kretesem w podwodnych światach Akwarium (bilet 11 zł). Pływają tu ryby z całego świata, przedziwnych kształtów i kolorów. Żywa rafa koralowa faluje dziesiątkami wypustek i odnóży, dreszcz grozy budzą rekiny, są też swojskie ryby bałtyckie - dorsze, płastugi, łososie... A po sąsiedzku, w niewielkim Planetarium Akademii Morskiej (wstęp 5 zł), można poznać gwiazdozbiory obydwu półkul.

Czas na przejażdżkę statkiem po porcie (28 zł). Nabrzeża ośmiu basenów jeżą się falochronami: indyjskie, szwedzkie, angielskie, holenderskie... Francuskie w latach międzywojennych zwano "polskim oknem na świat". Zbudowano na nim Dworzec Morski, z którego odpływały statki pasażerskie (dziś już tylko handlowe), wśród nich legendarny "Batory". To stąd 21 sierpnia 1939 r. Witold Gombrowicz wyruszył na "Chrobrym" do Buenos Aires. I po tej podróży napisał "Trans-Atlantyk", słynną prześmiewczą powieść o Polakach.

Miasto ogród - mówi się o Gdyni. Nie ma w tym przesady, bo pnie się niezwykle malowniczo po łagodnych, zielonych wzgórzach. Wspinam się na Kamienną Górę nad brzegiem morza - ma ledwie 52,4 m wysokości, ale gdy zdobywać ją po stromych schodach, liczba stopni miesza się już w połowie. Głębszy oddech łapię na szczycie między 25-metrowym metalowym krzyżem a niewielkim pomnikiem Obrońców Wybrzeża 1939 r. Przed wojną miała tu stanąć Bazylika Morska. Architekt Bohdan Pniewski zaprojektował świątynię o wieżach naśladujących trójmasztowiec. Nie zdążono jej zbudować, w latach 30. stanął jedynie symboliczny krzyż, zniszczony potem przez Niemców. Obecny kolos (doskonały znak nawigacyjny dla statków) stanął tu w 1994 r..

Otwiera się tu wspaniała panorama Zatoki Gdańskiej (na horyzoncie widać Półwysep Helski!). Jest słonecznie, więc chmara białych żagli unosi się na falach. Nad dachami Gdyni góruje ostra 66-metrowa wieża nowoczesnego kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa. Betonowy neogotyk jest orientacyjnym punktem miasta (wewnątrz dzwonnicy wypisano słowa marszu kaszubskiego "My trzymamy z Bogiem" (słowa Hieronim Derdowski, muzyka Feliks Nowowiejski), który tradycyjnie pełnił funkcję hymnu kaszubskiego; dziś Kaszubi śpiewają także jako hymn "Zemia rodno" Jana Trepczyka i spierają się, której pieśni przyznać prymat).

Schodząc z Kamiennej Góry, przypatruję się pięknym willom. Najstarsze pamiętają lata 20., kiedy Polskie Towarzystwo Kąpieli Morskich założyło tutaj letnisko.

***

Muzeum Inkluzji w Bursztynie (wstęp wolny) kryje się na piątym piętrze wielkiego gmachu Wydziału Biologii, Geografii i Oceanografii przy Alei Piłsudskiego. Mało kto tu zagląda, a warto, dla fantastycznej wprost kolekcji. Inkluzje - owady, drobne zwierzęta i rośliny zatopione w bursztynie - liczą po 180-100 mln lat. Są także samorodki, czyli krople żywicy zastygłe przed 40 mln lat. Przy okazji odkrywam, że bursztyn nie jest jedynie "złotem Bałtyku", zobaczymy tu okazy z całego świata. Najstarszy, triasowy (ok. 230 mln lat), pochodzi z włoskich dolomitów, ale są także bursztyny libańskie, portugalskie, francuskie, kolumbijskie, kanadyjskie, syberyjskie...

Przy tej samej alei przed Urzędem Miejskim wznosi się pomnik Ofiar Grudnia 1970 r. projektu gdyńskiego architekta Ryszarda Semki. Budowę przerwał stan wojenny i odsłonięto go dopiero w 23. rocznicę grudniowych wydarzeń. Upamiętnia tych, którzy polegli na ulicach Gdyni, protestując przeciw ogłoszonym przez władze PRL-u podwyżkom cen (strajki ogarnęły całe Trójmiasto, w Gdyni zginęło co najmniej 18 osób, było wielu rannych). Na ramionach 25-metrowega krzyża wspierają się mniejsze krzyże.

Drugi pomnik stoi na przeciwległym krańcu miasta, w pobliżu stacji kolejki elektrycznej Gdynia-Stocznia. Każdemu, kto widział "Człowieka z żelaza", musiało się to miejsce wryć w pamięć. 17 grudnia 1970 r. na pomoście kolejowym oddziały wojska i ZOMO otworzyły ogień do ludzi zmierzających do stoczni. Obydwa pomniki wyznaczają krańce trasy przemarszu robotników niosących na drzwiach zabitego 18-latka Zbyszka Godlewskiego. Ten pomnik, zaprojektowany przez gdańskiego rzeźbiarza Stanisława Gieradę, zdążono postawić w 1980 r. Ma kształt daty 1970, w której siódemka upodabnia się do upadającego człowieka. Obok tablica z opisem wydarzeń przywołuje znaną balladę "Janek Wiśniewski padł".

"Człowiek z żelaza" przypomina mi, że Gdynia to nie tylko morska, ale również filmowa stolica. Co roku odbywa się tu największy w kraju Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, w którym nagrodą są Złote Lwy. Przy placu Grunwaldzkim znajduje się Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej, a na skwerze naprzeciwko stoi "fotel sławy" - osobliwy pomnik w kształcie rozwijającej się taśmy filmowej z wypisanymi laureatami festiwalu, zaczynając od "Potopu" Jerzego Hoffmana w 1974 r., a kończąc na tegorocznym "Placu Zbawiciela" Krzysztofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze. Na "taśmie" czekają wolne miejsca...

Filmowców inspirowały też gdyńskie plenery. Po raz pierwszy miasto zagrało w 1935 r., w "Rapsodii Bałtyku" Leona Buczkowskiego. Na Bulwarze Nadmorskim kręcono m.in. sceny komedii "Żona dla Australijczyka" Stanisława Barei oraz sensacyjnych seriali - " Stawka większa niż życie" i "Kryminalni".

***

Na Bulwarze Nadmorskim im. Feliksa Nowowiejskiego można spotkać wszystkich. Znajomi umawiają się pod pomnikiem z morskimi rybkami albo "Tych, którzy odeszli na wieczną wachtę" (zwanym przez gdynian Białą Wdową), bądź przy Muzeum Marynarki Wojennej. Spacerując tym dwukilometrowym, szerokim traktem, chronionym przed sztormowymi falami wysoką betonową ścianą, można bezpiecznie podziwiać morskie widoki. Życie tętni tu cały dzień. Zaimprowizowane sceny rozbrzmiewają koncertami, dzieci bawią się na placach zabaw, śmigają rowerzyści. Ostatnio hitem są gigantyczne bańki mydlane, wielkości co najmniej piłki futbolowej. Czegoś takiego nie da się wydmuchać ze zwyczajnej słomki, trzeba kupić specjalny przyrząd.

Zatłoczony bulwar wreszcie się kończy i zaczyna się moja ulubiona trasa spacerowa - schodzę na brzeg morza i idę w stronę Orłowa wzdłuż klifowego urwiska. Czasami trzeba przejść przez kamienie, pokonać powalone pnie drzew czy niewielki strumyk spływający do morza, ale idzie się głównie po piasku. Bijące o brzeg morskie fale, drzewa wiszące na skraju urwistej Kępy Redłowskiej... Ciekawość każe mi też zajrzeć w głąb dzikiego bukowo-dębowego lasu (teren rezerwatu) na Kępie. Wolę jednak otwarty szlak prowadzący do ostro wysuniętego w morze Klifu Redłowskiego, zwanego Orlą Głową. Dalej plaża poszerza się, malowniczo wcinając w zielone brzegi. Jestem w Orłowie. Na piasku leżą zielono-żółte rybackie łodzie, spod skarpy błogosławi morzu kamienny Chrystus.

Według legendy nazwa okolic pochodzi od walczących orłów, które miały stoczyć nad brzegiem śmiertelną bitwę. W wersji bardziej prozaicznej Orłowo wywodzi się od nazwiska rybaka Jana Adlera (po niemiecku Adler to orzeł), który w XIX w. kupił tu ziemię i założył gospodę Adlerówkę (dziś Liceum Plastyczne). Stąd już tylko parę kroków do spacerowej Promenady Królowej Marysieńki biegnącej ponad krawędzią widowni teatru letniego.

W okresie międzywojennym Orłowo stało się popularnym uzdrowiskiem. Dziś też przyciąga wczasowiczów i turystów, ale nie jest tak zadeptane jak Sopot. Z drewnianego molo obserwuję kołyszące się na falach łabędzie i majestatyczne statki na horyzoncie. Zbudowane w 1934 r. molo konkurowało z sopockim, w latach świetności miała 430 m długości. Z czasem zniszczyły je sztormy, obecnie sięga 180 m w głąb morza (sopockie - 512 m).

Obiad jem w tawernie na plaży serwującej ryby "prosto z morza". A potem odwiedzam jeszcze pobliski Domek Żeromskiego (wstęp wolny), w którym pisarz spędzał wakacje w 1920 i 1921 r. Jest tu mnóstwo fotografii, pamiątek i książek. Nad Bałtykiem napisał Żeromski "Wiatr od morza" i "Międzymorze", poświęcone polskości Pomorza. W jednym z wysłanych stąd listów odczytuję zdanie, pod którym w pełni się podpisuję: "Wiele podróżowałem po świecie, ale tak pięknego zakątka, takiego połączenia morza, lasów i wzgórz nie widziałem nigdzie".

W sieci

http://www.gdynia.pl

http://www.akwarium.gdynia.pl

http://www.mw.mil.pl - Muzeum-Okręt Błyskawica

http://www.cmm.pl - Dar Pomorza

Więcej o: