Był marzec, wróciłam właśnie z Azji i niemal prosto z lotniska Krzysztof, przyszły mąż, porwał mnie w podróż przedślubną do Olchowca - maleńkiej wioski w zachodniej części Beskidu Niskiego, nieopodal granicy ze Słowacją...
Zamieszkaliśmy w należącej do naszego przyjaciela chyży, czyli łemkowskiej chacie z piecem i wychodkiem na podwórku, zbudowanej sto lat temu. Robiło się w niej ciepło, dopiero gdy napaliliśmy w piecu.
W chyży pod jednym dachem musieli zmieścić się ludzie, zwierzęta i zwiezione z pola plony. Oprócz izby mieszkalnej, sieni i komory znajdowało się w niej również boisko, na którym młócono zboże i trzymano wóz, a także stajnia i owczarnia. Z boiska wchodziło się na strych, który pełnił funkcję stodoły - stąd w chyżach tak wysokie dachy. Domy ocieplano dodatkowo szczapami drewna misternie układanymi wzdłuż ścian i pod oknami (takie domy można zobaczyć w Beskidzie Niskim i dziś). Wśród 16 domostw Olchowca jest kilka chyż, inne domy są murowane albo obłożone sidingiem.
Codziennie po śniadaniu (ugotowanym oczywiście na piecu) wyruszaliśmy na wędrówkę. Często mijaliśmy maleńki kamienny mostek wygięty w łuk nad rzeczką Wilsznią (długi na 6 m, szeroki na 3). To unikat - na Łemkowszczyźnie kamiennych mostów nie budowano i ten jest jedyny. Prowadzi do drewnianej, obitej gontem cerkiewki Przeniesienia Relikwii Świętego Mikołaja z 1932 r. Msze zaczęto w niej celebrować dopiero w roku 1978, kiedy stała się świątynią filialną dla dwóch parafii - rzymskokatolickiej w Polanach i greckokatolickiej w Komańczy. W drugiej połowie maja odbywa się tu kermesz - tradycyjne święto parafialne. Odprawia się wówczas uroczyste nabożeństwo, na które Łemkowie (od 1957 r. część zaczęła wracać w te strony) przybywają w tradycyjnych strojach - mężczyźni w czuchach, czyli długich płaszczach z brązowego, samodziałowego sukna z dużym prostokątnym kołnierzem, zakończonych frędzlami, a kobiety w haftowanych koszulach z białego płótna i czarnych lub granatowych spódnicach w delikatny wzorek, długich i marszczonych.
Do domu wróciłam zauroczona Beskidem Niskim, nic więc dziwnego, że wkrótce znowu tam pojechaliśmy. Tym razem do Domu na Łąkach we wsi Izby (zachodnia część Beskidu) - gospodarstwa agroturystycznego, które na wiele następnych lat stało się naszą bazą wypadową. Z jego okien widać Lackową, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego (997 m). Zawsze obiecujemy sobie, że w końcu nań wejdziemy, ale ponieważ jest zarośnięty i nie kusi widokami, wciąż odkładamy to na później.
Za to na naszej trasie nie może zabraknąć położonej za wsią doliny Bielicznej. Wędrujemy gruntową drogą (dziś służy do głównie do zwózki drewna z lasu), którą co rusz przecina potok Biała. Ok. 3,5 km od Izb znajdowała się kiedyś wioska Bieliczna. Dziś jedynymi śladami po niej są stareńkie drzewa owocowe oraz wzniesiona w 1796 r. murowana cerkiewka. Po wojnie opuszczona i zrujnowana, dzięki staraniom dawnego proboszcza Banicy księdza Mieczysława Czekaja została odnowiona i wygląda niczym ilustracja z bajki. Ma bielone ściany o miniaturowych oknach i gontowy dach (nad babińcem kopułka), który wieńczą trzy kute w metalu krzyże. Raz do roku na św. Huberta (3 listopada) myśliwi odprawiają tutaj nabożeństwo, można też trafić na mszę w dniu patrona cerkwi św. Michała. Wtedy na jeden dzień powraca do Bielicznej życie: drogą jadą wozy konne, nadciągają odświętnie ubrani ludzie z okolicznych wiosek. A nazajutrz na łące znowu pasie się kierdel owiec...
Innym naszym miejscem w Beskidzie Niskim jest "Wyszowatka highway". Tak nazwaliśmy około siedmiokilometrową trasę od leśniczówki w Radocynie do dawnego PGR-u w Wyszowatce - idealną do pokonania terenowym samochodem. Najpierw przejeżdżamy przez strumień, a potem polną drogą "mkniemy" (30-40 km na godz.) rozległą doliną. Zwykle jesteśmy tu sami i za każdym razem z tą samą radością niczym starych znajomych witamy przydrożne kapliczki i krzyże. Już przy samym wjeździe w dolinę od strony Radocyny widać cmentarz po nieistniejącej wsi Długie z przepięknymi łemkowskimi krzyżami. Nieopodal na stoku wzgórza widnieje odnowiony cmentarz wojenny nr 44 pozostały po operacji Gorlickiej (przełamanie frontu rosyjskiego). Takich cmentarzy oznaczonych tylko numerami jest w Beskidzie wiele. Podczas pierwszej wojny światowej chowano tu poległych żołnierzy rosyjskich i austro-węgierskich.
"Za każdym razem gdy tu jesteśmy, widzimy, ile tracimy, gdy nas tu nie ma" - napisał Krzysztof w pamiątkowej księdze w Domu na Łąkach. Trzeba się spieszyć, by odkrywać ten zakątek po swojemu. Coraz częściej pojawiają się tabliczki: "Teren prywatny, wstęp wzbroniony". I pewnie już za kilka lat coraz trudniej będzie tu wytyczać własne szlaki.
Łemkowie nazywali siebie Rusinami albo Rusnakami. W Beskidzie Niskim zaczęli się osiedlać w XIV w. Łemkami ochrzcili ich Bojkowie z Bieszczad (od słowa łem, które znaczyło "tylko"). I tą nazwą zaczęli się posługiwać badacze regionu. Po drugiej wojnie światowej zaakceptowali ją wreszcie sami Łemkowie. Choć przybyli ze Wschodu (m.in. z Rusi i Bałkanów) i byli w większości grekokatolikami, nie uważali się na tych terenach za obcych. Innego zdania były powojenne władze Polski. W latach 1944-46 przeprowadzono akcję "Wisła", której celem było etniczne ujednolicenie regionu i odcięcie źródeł zaopatrzenia oddziałów UPA (Ukraińska Armia Powstańcza). Wysiedlono blisko 650 tys. ludzi, wsie spalono. Dziś jedynymi śladami po nich są niewielkie cmentarze i zdziczałe drzewa owocowe.
Dom na Łąkach - Agnieszka i Andrzej Adamkiewiczowie, Izby 35, 38-315 Uście Gorlickie, , nocleg z pełnym wyżywieniem 60-85 zł,
http://www.izby.com.pl , dom@izby.com.pl , tel. 600 383 168, 0 18 351 65 60
Swystowy Sad - Grażyna Betlej-Furman i Michał Furman, Ropki 10, 38-316 Wysowa, nocleg z wyżywieniem 70 zł,
http://www.ropki.com.pl , ripky@interia.pl , tel. 668 192 165, 0 18 35 32 294
Farfurnia - gospodarstwo agroturystyczne i pracownia rękodzieła Janeczka i Michał Kacprzykowie, Zawadka Rymanowska 40 d, 38-450 Dukla, nocleg z wyżywieniem 55 zł,
http://www.agro.wczasy.com , kozia@poczta.gazeta.pl , tel. 502 337 768, 0 13 43 30 183
W Beskidzie Niskim działają dwa całoroczne schroniska PTTK : na Magórze Małastowskiej (obok stok narciarski z wyciągiem), 25 miejsc i w Bartnem, 25 miejsc, nocleg 15-19 zł
Na piechotę : dość łatwe trasy, nawet dla niewprawnych turystów. Wiele doskonale nadaje się na kilkugodzinne wycieczki z dziećmi. Warto zabrać ze sobą prowiant.
Na rowerze górskim : doskonały środek transportu! W okolicach Dukli i Uścia Gorlickiego wytyczono szlaki rowerowe. Warto zaopatrzyć się w "Beskid Niski" - dziewiąty tom przewodnika rowerowego z serii "Najlepsze wycieczki na rowerze górskim" (Adventure AW i Polskie Przedsiębiorstwo Wydawnictw kartograficznych, Warszawa - Wrocław 1999).
Samochodem : wymagane dobre resory. Nim wyruszymy w trasę, spytajmy miejscowych, czy jest przejezdna (w wielu miejscach nie ma mostów i potoki trzeba przekraczać w bród). Od jesieni do wiosny przydadzą się łańcuchy na koła.