Madryt, druga połowa czerwca. Upał, hałas, tłum. Przez kilka dni i tak nie poznam całej trzymilionowej stolicy, ale od czegoś trzeba zacząć.
Można np. od spaceru po tzw. Madrycie Literackim (el Madrid Literario zwanym też los Austrias - austriackim), najstarszej części, powstałej w XVI-XVII w. na średniowiecznych fundamentach.
Calle de Atocha, przy której zresztą mieszkamy (świetny punkt: blisko do Paseo del Prado, stacji kolejowej, muzeum Reina Sofia) wznosi się lekko do góry - całe miasto leży na niewielkich wzgórzach nad cieniutką choć długą rzeką Manzanares. Podobno Lope de Vega, współczesny Cervantesowi komediopisarz hiszpańskiego baroku, autor m.in. "Psa ogrodnika", radził miastu, by kupiło sobie rzekę albo sprzedało mosty... Tabliczki z nazwami ulic to piękne, kolorowe kafelki (azulejos ). Kiedy skręcamy w calle del Leon - lew jak żywy z bujną złotawą grzywą (podobno ktoś trzymał tu kiedyś w klatce żywego lwa...). Mijamy tablicę poświęconą Miguelowi de Cervantesowi (wszyscy spotkani Hiszpanie podkreślali, że "Don Kichote" to - po Biblii - najczęściej czytana książka na świecie), który został pochowany w pobliskim klasztorze de las Trinidarias.
Depczemy po złotych literach zatopionych w chodniku - to sentencje wybrane z dzieł największych hiszpańskich pisarzy, np. rozważania José de Echegaray na temat piękna. Obok, na ścianie najbliższego domu płaskorzeźby z ich wizerunkami i życiorysami - ładne, wygodne i pouczające. Na calle de Huertas trzeba się obejrzeć do tyłu - ulicę zamyka plama zieleni. Więc tak blisko stąd do słynnego parku Retiro, o którym czytałam w prawie każdej powieści iberoamerykańskiej? Mijamy okazałe barokowe kamienice, na jednej data 1734 - projektował ją jak wiele innych w tej dzielnicy Pedro de Ribera.
Wychodzimy na plaza de Santa Ana, zastawiony stolikami wielu cervecerii - barów piwnych (podobno najlepszych w mieście). W jednym z nich na wystawie niedźwiedź stojący na dwóch łapach pod drzewkiem poziomkowym - to symbol Madrytu. Pod Teatrem Hiszpańskim pomnik znakomitego dramaturga, urodzonego w Madrycie w 1600 r. Pedro Calderona de la Barca (m.in. "Życie jest snem") i wybitnego poety Federica Garcii Lorki, zamordowanego na początku wojny domowej w 1936 r. Ściany większości barów zdobią kolorowe azulejos , na nich sceny rodzajowe, piękne dziewczyny w ludowych strojach, pawie, kwiaty, nawet motywy religijne. To w tej dzielnicy znajdziemy najlepsze bary tapas , np. Villa Rosa, gdzie Pedro Almodóvar kręcił zdjęcia do "Tacones lejanos" ("Wysokie obcasy"). Zaglądam do jednego z licznych Museo del jamon - sprzedaje się tu tylko szynkę. Grube wędzone połcie wiszą rzędami u sufitu, nad oknem i ladą (ceny za kg: od 7,81 euro, aż do 45,08 za najlepszą ibericos ).
Kolejny plac (w Madrycie jest ich mnóstwo, od malutkich i kameralnych do wielkich i pompatycznych) - Puerta del Sol uważany za serce miasta. Niestety, szpecą go rusztowania (podobno od dawna), bo trwa rozbudowa metra. Trudno ocenić jego urodę. Dobrze widać tylko pomnik niedźwiedzia pod drzewkiem poziomkowym i konny posąg Carlosa III - najlepszego burmistrza Madrytu. Za jego panowania powstały place, aleje, fontanny, oświetlono ulice, przebudowano Paseo del Prado. Na Puerta del Sol madrilenos najchętniej obchodzą Nowy Rok, tu jest wmurowany hiszpański kilometr zero. W XIX-wiecznym Palacio Gaviria mieści się popularna dyskoteka. Jej bywalcy, kończąc zabawę nad ranem, wpadają na śniadanie i filiżankę gorącej czekolady do najlepszej w Madrycie chocolaterii - San Gines.
Wreszcie dochodzimy do Plaza Mayor - centrum i kolebki miasta przez ponad cztery wieki. To całkowicie zamknięty czworobok pięknych XVII-wiecznych pałaców - na otaczające go ulice i place wychodzi się przez kilka bram. Kiedyś odbywały się tu targi (stąd nazwy Pałac Chleba czy Pałac Mięsa), przedstawienia teatralne, walki byków, ale także publiczne egzekucje w czasach inkwizycji. Na środku stoi konny posąg Filipa III, ale to Filip II kolejną rekonstrukcję placu powierzył Juanowi de Herrera, choć ostateczną formę architektoniczną nadał mu Juan de Villanueva.
Wychodzimy z Plaza Mayor schodkami w dół przez bramę Cuchilleros czyli rzeźników, którzy kiedyś mieli tu sklepy i zakłady. Jesteśmy w najstarszej części Madrytu. Uliczka Cuchilleros, ulubione miejsce spotkań studentów i turystów, pełna jest mesones (knajpki) i cuevas (piwniczki). Przekąsić można też w najstarszej restauracji na świecie - Botin, 1725 r., której specjalnością jest kuchnia kastylijska, czyli dorsz, krerwetki, mleczne prosię (ceny umiarkowane, ale jedno danie - baby eels - kosztuje 119,25 euro!). Nieco dalej, na calle del Nuncio, należy wpaść na tapas do Taberna los Austrias - sądząc po ilości smakoszy, muszą być świetne.
Stąd kilka kroków do Plaza de la Paha (plewy), głównego placu miasta w średniowieczu - nieregularnego i lekko pochyłego. Chwilę odpoczywamy w malutkim ogródku z bukszpanowym labiryntem i fontanną pośrodku - niestety, nieczynna, a upał nic a nic nie zelżał, choć zbliża się wieczór.
Klucząc uliczkami starówki, dochodzimy do Plaza del Oriente, pełnego drzew. W ich cieniu odpoczywają ludzie, przy fontannach bawią się dzieci - od pięciu lat samochody nie mają tu wstępu. Ten monumentalny plac podobnie jak Plaza Mayor i Plaza de Espana jest jednym z najruchliwszych w mieście, ale jego wielkość sprawia, że nie jest tu tłoczno. Zaczął go budować w XVIII w. José Bonaparte, brat Napoleona, ale obecny kształt przybrał podczas panowania Izabeli II. Zdobią go posągi królów hiszpańskich i - najwyższy - konny posąg Filipa IV wieńczący wspaniałą (czynną!) fontannę.
Spacer kończymy naprzeciwko - na ogromnym kwadratowym dziedzińcu między katedrą Almudena i pałacem królewskim. Nastrój imperialny! Lśni złoto, bielą się marmury (karraryjskie!). Pałac zbudowany na miejscu arabskiej fortecy i upiększany przez kolejnych królów dziś jest siedmiopiętrowy (co widać tylko od strony rzeki), barokowy - piękny! Od ludzi, których tu prawie nie ma, odgrodzony ozdobną kratą. W porównaniu z tętniącym życiem Plaza del Oriente - pusto i cicho. Juan Carlos I też bywa tu rzadko (rodzina królewska mieszka w Palacio de la Zarzuela w El Prado). Pałac, własność rządu, można i warto zwiedzić, choćby dla galerii malarstwa (Goya, Velazquez, Caravaggio, bilet 6 euro). Szkoda, że było już na to za późno, a potem nie starczyło czasu... Zaś katedra Santa Maria la Real de la Almudena to wielostylowe monstrum budowane od 1883 r., a poświęcone dopiero w 1993 r. przez Jana Pawła II.
http://www.spaintour.com/madrid
Tego lata Prado i Reina Zofia, najważniejsze muzea hiszpańskie, postanowiły uczcić dwie rocznice: 25-lecie powrotu do kraju "Guerniki" Picassa i 125. rocznicę urodzin artysty (1881-1973). Obie wystawy można oglądać do 3 września.
W Prado (parter, wejście Goya) dzieła Picassa ze wszystkich okresów jego twórczości wypożyczone z wielu światowych muzeów i zbiorów prywatnych zestawiono z pracami starych mistrzów z kolekcji Prado. Dzięki temu jesteśmy świadkami wyjątkowego dialogu między Picassem a przeszłością, także jego własną, bo w młodości właśnie tutaj studiował prace m.in. El Greca, Velasqueza i Goyi.
Obrazy wiszą w porządku chronologicznym - od "La vie" (1903) z okresu błękitnego z Cleveland Museum of Art do "Muszkietera i miłości" (1969) z Muzeum Ludwig w Kolonii. We wszystkich salach dzieła dawnych mistrzów przyglądają się obrazom Picassa: "Wenus i Adonis" Veronesa (1580) - "Kochankom" (1923), "Triumf Bacchusa" Velazqueza (1629) - "Fletniom Pana" (1923), "Maja naga" Goyi (1800) - "Reclining Nude" (1964).
W pewnym momencie chronologia zostaje przerwana. Stajemy przed pięcioma olejami Picassa z 1957 r. - obok tytułu każdy ma adnotację: "after Velazquez" (wszystkich prac jest ponad 40, znajdują się w Muzeum Picassa w Barcelonie). Powstały z fascynacji dziełem "Las Meninas" z 1656 r. Kiedy oglądając je, spojrzymy w lewo - w równoległej sali, zobaczymy - ku naszemu zaskoczeniu - dzieło Velazqueza w odległości zaledwie kilkunastu metrów. Jest zjawiskowe, wielkie, nie tylko w przenośni - ma 380 na 270 cm. To "spotkanie" zrobiło na mnie największe wrażenie.
Tylko kwadrans spaceru dzieli Prado od muzeum Reina Sofia wzbogaconego w ubiegłym roku o trzy nowe budynki i piękne wejście (projekt francuskiego architekta Jeana Nouvell). Zobaczymy tu przede wszystkim "Guernicę" namalowaną przez Picassa w 1937 r. na zamówienie rządu Republiki Hiszpańskiej. Ten ogromny obraz (349,3 x 776,6 cm) od 1938 r. wędrował po Europie (m.in. Paryż, Oslo, Sztokholm, Londyn, Hamburg, Amsterdam), by w 1957 r. na 25 lat utknąć w nowojorskim Museum of Modern Art - dopiero w 1981 r. wrócił na stałe do Madrytu.
Jest mnóstwo reprodukcji tego dzieła, ale dopiero stanięcie oko w oko z oryginałem pozwala zrozumieć, dlaczego uważa się je za najmocniejszy protest przeciwko wojnie, jaki kiedykolwiek powstał. Obejrzymy też kilkadziesiąt szkiców do "Guerniki": kilka "Płaczących głów", "Matkę z martwym dzieckiem" czy "Płaczącą kobietę z chusteczką" oraz późniejsze płótna o podobnej tematyce, np. "Masakrę w Korei" z 1951 r.
W Reina Sofia po raz pierwszy zestawiono "Guernicę" z dwoma innymi dziełami o podobnej wymowie: "3 Maja 1808 w Madrycie" Goyi (1814) - egzekucja na Puerto del Sol, oraz Eduarda Maneta "Egzekucję Imperatora Maksymiliana Meksykańskiego" (1867). Dzięki temu znowu jesteśmy świadkami dialogu Picassa z innymi mistrzami, którego początek oglądaliśmy w Prado.
Muzeum Prado, czwartek-niedziela, 9-19, bilet 6 euro,
Reina Sofia, cały tydzień godz.10-19, 3 euro, wspólny bilet na obie wystawy - 10 euro,
Zaledwie 50 km od Madrytu jest miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć - od biedy wystarczy jeden dzień. Wyjeżdżamy drogą A VI w kierunku zachodnim, w stronę Sierra Guadarrana - ich najwyższy szczyt Penalara (2428 m n.p.m.) całą zimę pokrywa śnieg (można tu oczywiście jeździć na nartach). Mijamy luksusowe osiedla i domy - madrilenios coraz częściej osiedlają się w La Sierra, jak nazywany jest ten region, gdzie niegdyś polowali królowie. Mało zieleni, ruda, wysuszona ziemia, wszędzie coś się buduje. Widać siedzibę i akademiki uniwersytetu Plutense (jednego z pięciu w Madrycie), a niebawem po lewej stronie szosy pojawia się ogromny (ma 150 m!) biały krzyż - mijamy Dolinę Poległych, gdzie pochowano 40 tys. żołnierzy republikańskich, którzy zginęli w czasie wojny domowej 1936-39. Ogromną bazylikę na rozkaz gen. Franco wykuli w skale w latach 1940-1958 więźniowie polityczni (sam Franco został tu pochowany w 1975 r.). Hiszpanie niechętnie mówią o tym miejscu i równie niechętnie pokazują je cudzoziemcom.
Na łąkach pasą się stada krów i owiec, tu hoduje się byki przeznaczone na corridę (niestety, żadnego nie widziałam). Im bliżej gór, tym więcej zieleni, droga robi się kręta, zaczyna wznosić się w górę. Po godzinie jesteśmy w San Lorenzo de El Escorial - sławnym Eskorialu, od 1984 r. na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jakiż kontrast w porównaniu z szalonym, pełnym życia Madrytem! Stajemy przed ogromnym (208 x 62 m) czworobokiem budynków z szarego granitu (pochodzi z pobliskich gór). Przytłaczają surowe fasady, których monotonię łamią tylko niewielkie okna, narożne wieże i cztery portale. Mam wrażenie, że nic się tu nie zmieniło od XVI w., kiedy najlepsi wówczas architekci (Juan Bautista de Toledo, a potem Juan de Herrera), rzemieślnicy, malarze i rzeźbiarze wznosili i zdobili pałac królewski, klasztor Augustianów i kościół św. Wawrzyńca. Zajęło im to wprawdzie aż 21 lat (1563-84), ale z pewnością Filip II był zadowolony z ich pracy. Ultrakatolicki i uczony król upamiętnił w ten sposób zwycięstwo nad Francuzami pod San Quintin 10 sierpnia 1557 r., oddał hołd św. Wawrzyńcowi spalonemu na ruszcie przez Rzymian (stąd plan klasztoru ma kształt tego narzędzia tortur), stworzył idealne miejsce do odpoczynku i pracy intelektualnej (mieszkał tu i umarł w 1598 r.), a także panteon królów hiszpańskich.
W przeciwieństwie do surowej fasady wnętrze jest naprawdę olśniewające. Wspaniała Galeria Spacerowa, zwana też Holem Bitw, od której zaczynamy zwiedzanie pałacu królewskiego, ma 55 metrów długości, a jej ściany i sufit pokrywają przepiękne freski, dzieło czterech Włochów (Granello, Castello, Tavarone, Cambiaso) z lat 1587-89. W żywych, jasnych kolorach namalowali naprzeciwko siebie dwie bitwy: pod San Quintin i pod Higueruelą w 1431 r. (przeciwko muzułmanom). Prawie słychać rżenie koni, szczęk broni, krzyki walczących.
Przechodzimy dalej. W komnatach piękne kamienne posadzki, intarsjowane drzwi (dar Maksymiliana II Austriackiego dla Filipa II) chronione przez szyby z grubego szkła, malowane sufity. Na ścianach portrety króla i jego rodziny (miał cztery żony), dzieła Ribery, Tycjana, El Greca. Jest też "Ukoronowanie cierniem" El Bosco (Boscha) - niezapomniane wrażenie. W jednej z komnat wiszą niezwykle rzadkie XVI-wieczne mapy Abrahama Horteliusa. Pełen obrazów jest też apartament królowej Isabeli Klary Eugenii i pokój infantki. Przez małe drzwi widać ołtarz w bazylice - Ich Wysokości mogły uczestniczyć w nabożeństwach, nie wychodząc z łóżka. Oglądamy oryginalne krzesło królewskie (bardzo zniszczone), pokój, w którym Filip II pracował z sekretarzem, wreszcie komnatę (stąd też mógł widzieć ołtarz), w której umarł.
Szczególnym miejscem w Eskorialu jest Panteones - grobowiec królów hiszpańskich, wszystkich z wyjątkiem trzech. Schodzimy po wspaniałych schodach z różowego żyłkowanego marmuru do niewielkiego ośmiokątnego pomieszczenia. Pyszne barokowe wnętrze lśni od marmurów. Dopiero po chwili widać, że we wnękach stoją w sześciu rzędach identyczne trumny - po lewej spoczywają królowie, po prawej królowe (zostawiono trzy wolne miejsca). Na górze jest więcej grobowców - mijamy m.in. Panteon Infantek (12 marmurowych nagrobków) i pięknie rzeźbione sarkofagi dziecięce.
W bazylice podziwiamy freski Luki Cambiaso i Luki Giordano oraz tzw. "Białego Chrystusa" - jedno z najważniejszych dzieł Benvenuta Celliniego. Podobno artysta przeznaczył go na swój grób, ale sprzedał księciu Toskanii, a ten podarował Filipowi II. W oryginale naturalnej wielkości figura była naga - dorobiono jej przepaskę na biodra i koronę cierniową.
Na koniec królewska biblioteka na drugim piętrze. Na suficie tej pięknej podłużnej sali z marmurową posadzką uczeń Michała Anioła Pellegrino Tibaldi namalował fresk "Siedem sztuk wyzwolonych". Król, znany z uczoności, zgromadził ponad 40 tys. woluminów, w tym 2,6 tys. rękopisów od V do XVIII w. (m.in. arabskich). Stoją w drewnianych szafach grzbietami do ścian - podobno tak mniej się niszczą. Na szczęście (dla bibliotekarza) widać ich tytuły wypisane na brzegach kart.
Klasztor i pałac czynne codziennie oprócz poniedziałków, październik-marzec 10-17, kwiecień-wrzesień 10-16, bilet 9 euro, dla obywateli UE w środy wstęp wolny,
http://www.sanlorenzodeelescorial.org
Rzymskie Complutum, potem arabska al Quala (zamek) - dzisiaj Alcalá de Henares (Zamek nad Henaresem). Tylko 26 km od Madrytu, a jesteśmy w innym świecie. Kameralnie, dużo zieleni i kwiatów. Na placu Cervantesa, skąd ruszamy na wędrówkę po mieście, stoi jego pomnik i kościół Santa Maria la Mayor, gdzie został ochrzczony (ur. 1547). Rodzina Cervantesów mieszkała nieopodal, na calle de la Imagen. Zachował się piękny dwupiętrowy dom z kamienia i cegły - obecnie muzeum, gdzie zgromadzono m.in. wszystkie tłumaczenia "Don Kichota". Na ławce przed domem siedzi Sancho Pansa i ze sceptyczną miną słucha uczonych wywodów swego szalonego pana.
Idziemy dalej calle Mayor, centrum dawnej dzielnicy żydowskiej - w Alcalá Żydzi, katolicy i muzułmanie przez wieki żyli zgodnie obok siebie. Po obu stronach najdłuższej w Hiszpanii handlowej ulicy ciągną się arkady. Kupcy mieszkali nad nimi, a na dole mieli sklepy i składy towarów. Niegdyś grube słupy podtrzymujące arkady były drewniane, w XIX w. wymieniono je na kamienne. Gdzieniegdzie zachował się niewielki kwadratowy otwór w suficie arkad, przez który gospodarz rzucał klucz, jeśli znał osobę dobijającą się do drzwi.
Zaglądamy na zacienione patio najstarszego w Hiszpanii szpitala - Hospital Gratuito de Nostra Senora de la Misericordia (od nazwiska fundatora zwany także Antezana) - działającego nieprzerwanie od 1483 r. Mieszkał tu - i podobno kucharzył - biedny student Ignacy de Loyola, założyciel zakonu jezuitów, z czasem święty. Jako chirurg (głównie od upuszczania krwi) pracował Rodrigo de Cervantes, ojciec autora "Don Kichota". Zgodnie z wolą ostatnich właścicieli Antezany, zakonnice opiekują się 12 (ni mniej, ni więcej) pensjonariuszami. Ciche patio w stylu mudejar emanuje spokojem. Drewnianą galeryjkę z balustradą zdobią smukłe kolumienki, a podtrzymują czarne belki (pochodzą z żydowskich arkad) kontrastujące z bielą ścian. Żal opuszczać to miejsce...
W gotyckiej katedrze św. Justa i Pastora zbudowanej przez kardynała Francisca Cisnerosa na miejscu męczeńskiej śmierci w 305 r. dwóch chrześcijańskich chłopców (Justo miał siedem lat, Pastor - dziewięć). W krypcie pod głównym ołtarzem oglądamy ich grób z kamieniem z czasów rzymskich i srebrny XVIII-wieczny relikwiarz z Toledo. Z pożaru katedry w 1936 r., na samym początku wojny domowej, ocalały tylko piękne drzwi z arabeskami w stylu plateresco (ornamenty na wzór złotniczych). Katedra w Alcalá jako jedyna na świecie obok św. Piotra w Louvain nosi tytuł magistra, co oznacza, że wszyscy jej kanonicy musieli być nauczycielami akademickimi.
Świetnym przykładem stylu mudejar i plateresco jest fasada Pałacu Arcybiskupa, w przeszłości siedziba archidiecezji Toledo. Elegancki pałac z czterema patiami gościł królów i królowe. Tutaj Krzysztof Kolumb po raz pierwszy spotkał się z Izabelą I Katolicką, orędowniczką i sponsorką jego wypraw - upamiętnia to pomnik obojga w pobliżu pałacu świeżo odnowionego po wielkim pożarze w 1940 r. (ocalała tylko fasada).
Ale Alcalá de Henares słynie przede wszystkim z uniwersytetu, który założył w 1499 r. kardynał Cisneros pod nazwą Colegio Mayor de San Ildefonso (później zwane Complutense). Odtąd aż do połowy XIX w., kiedy Isabela II przeniosła uniwersytet do Madrytu, przyciągał uczonych, artystów i studentów, rywalizując z Salamanką. Tu pod kierunkiem Cisnerosa wydano Biblię w czterech językach: hebrajskim, greckim, łacińskim i aramejskim (zachowały się tylko dwa egzemplarze). Tu powstała pierwsza hiszpańska gramatyka "Arte de la Lengua Castellana" Antonia de Nebriji (dziś w Madrycie można uczyć się języka Cervantesa na prywatnym uniwersytecie jego imienia). Studiowali tu m.in.: Lope de Vega, Tirso de Molina, Loyola.
To wyjątkowo piękne miejsce. Dziełem sztuki jest fasada Colegio Mayor ze złotego kamienia z Tamajon. W stylu plateresco, z figurami halabardników pilnujących okna biblioteki, z ogromnym herbem Carlosa V. Przechodzimy przez bramę, a potem przez szereg uroczych renesansowych patiów: św. Tomasza z Villanueva, Continuos, Filozofów, Trzech Języków (studenci wkuwali łacinę, grekę i hebrajski). I wreszcie kaplica św. Ildefonsa, w której stoi okazały marmurowy grobowiec Cisnerosa (pusty, ciało pochowano w katedrze). Ściany kaplicy są wspaniale udekorowane w stylu plateresco , przepiękny sufit w stylu mudejar - kasetonowy, wykonany bez gwoździ i kleju. Dawniej kaplica była otwarta dla studentów dzień i noc - dzisiaj absolwenci mają prawo brać tu ślub, odbywają się koncerty. To najstarsze pomieszczenie na uniwersytecie jest często filmowane.
Na koniec Aula Magna, gdzie od 1974 r. corocznie 23 kwietnia para królewska wręcza literacką Nagrodę Cervantesa. Jej laureaci to m.in.: Carlos Fuentes, Octavio Paz, Jorge Luis Borges. Sala jest starannie odrestaurowana - kiedy budynki uniwersytetu przeszły w ręce prywatne, jeden z właścicieli urządził tu stajnię...
Alcalá de Henares (od 1998 r. na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO) to także miasto... bocianów. Wystarczy spojrzeć w górę - siedzą na wieżach kościołów, dachach, drzewach. Mieszkańcy bardzo o nie dbają i opiekują się 86 gniazdami.
http://www.ayto-alcaladehenares.es
Trzecie miejsce w pobliżu Madrytu (ok. 50 km na południe), od 2001 r. na liście UNESCO głównie z powodu zalet krajobrazowych. To wiosenna rezydencja królów hiszpańskich w Aranjuez. Przez pięć wieków przyjeżdżali tu odpoczywać i bawić się. Ale kiedy idziemy aleją wysadzaną starymi platanami, chowając się w ich cieniu (obok leniwie płynie wąziutki kanałek), nic nie zapowiada czekającej nas niespodzianki, ot, hiszpańska prowincja, pustawo, nudnawo, piekielnie gorąco. Po kilkunastu minutach pojawia się wielki kamienny dziedziniec, a na jego końcu ogromny, a zarazem pełen wdzięku i lekkości Palacio Real - Pałac Królewski. Dwa boczne skrzydła z arkadami (nieskończonymi!), część centralna z dwoma wieżami. Materiał podstawowy - cegła, różne elementy - balkony, framugi okien, gzymsy, drzwi - wykonane z kamienia z Colmenar.
Najpierw Karol V upodobał sobie tę zieloną równinę nad Tagiem i przyjeżdżał na polowania. Jego syn Filip II postawił tu pałac - budowa (podobnie jak Escorialu) trwała bardzo długo, od 1561 do 1586 r. Oryginalny projekt Juana de Herrery i Juana de Toledo z czasem rozwinęli inni architekci. Dzisiaj oglądamy XVIII-wieczną fasadę Giacoma Bonavii, zaś dwa boczne skrzydła i kaplica to dzieło Francisca Sabatiniego.
W środku cudnie, i, o dziwo, jak na siedzibę katolickich władców, nawet trochę frywolnie. Komnata za komnatą arrasy, freski (głównie Luki Giordano, który fa presto - malował szybko i podobno obiema rękami!), lustra, wspaniałe meble, obrazy. Pokój królowej Isabeli II z dwumetrowym, ważącym tonę łóżkiem (ślubny prezent od miasta Barcelona), Pokój Arabski, wreszcie Porcelanowy - z porcelany ściany, podłoga, sufit, putta, figurki opasłych Chińczyków, nawet ramy luster. Artysta Giuseppe Gricci, zarazem dyrektor artystyczny fabryki porcelany założonej przez Karola III w Buen Retiro w Madrycie (dziś jest tam wielki park), użył 11 tys. śrubek, by przytwierdzić ozdoby do ścian. W gabinecie królowej krzesła z oparciami w kształcie peinet, grzebieni, których kobiety używały do podtrzymywania mantyl. Zaś w purpurowej Sali Tronowej bardzo skromne okrągłe krzesła dla monarchów. A najlepsze na koniec - piękna biało-złota marmurowa klatka schodowa, dzieło Bonavii (stopnie z pięciometrowych bloków marmuru). Oświetla ją żyrandol z dwustu lampkami, zdobią portrety królów.
Ale Aranjuez to także królewskie ogrody nad Tagiem: Ogród na Wyspie, francuski Parterre, Książęcy. Trochę mnie rozczarowały, może dlatego, że w ten upał nie działała ani jedna z wielu fontann. Spaceruje się tu jednak przyjemnie. Kwitną i pachną magnolie (drugi raz w tym roku), róże, rododendrony, bukszpanowe żywopłoty. Tuż nad rzeką wspaniała aleja z kilkoma rzędami wysokich platanów - niektóre bardzo stare, z białymi pniami i sękatymi korzeniami.
Więc to nie tylko Joachim Rodrigo swoim "Concierto de Aranjuez" napisanym w Paryżu w 1939 r. rozsławił to miejsce (kompozytor i jego żona są pochowani na tutejszym cmentarzu). Choć na pewno bardzo się do tego przyczynił. Nic dziwnego więc, że w 1991 r. Juan Carlos nadał mu szlachectwo i tytuł Markiza z ogrodów w Aranjuez.
Otwarte październik-marzec 10-17.15, kwiecień-wrzesień 10-18.15, bilet 5 euro,
w Warszawie: Biuro Turystyki Państwa Hiszpańskiego, "Atrium Centrum", al. Jana Pawła II, tel. (0 22) 653 64 13, fax: (0 22) 653 64 15,
w Madrycie: Consorcio Turistico de Madrid, Jorge Juan 35, tel. 91 426 15 16,