Od Traków do turystów

Trakowie pozostawili grobowce, Rzymianie - amfiteatry, Bizantyjczycy - cerkwie, komuniści - rdzę i beton. Tylko ciepłe morze, piaszczyste plaże i wspaniałe góry opierają się wiatrom historii

Choć Złote Piaski są wciąż złote, a Słoneczny Brzeg niezmiennie słoneczny, kto bywał tu w poprzedniej epoce, nie pozna tych miejsc. Jeden przy drugim wyrosły hotele, deptaki, szpalery sklepików. Można popływać skuterem wodnym, dać się pociągnąć na spadochronie za motorówką, skoczyć na bungee, przejechać dorożką albo wybrać w rejs statkiem po Morzu Czarnym. Plaże są czyste, sprzątane i grabione co wieczór, z łóżkami i parasolami do wynajęcia, opatrzonymi tymi samymi co na całym świecie reklamami. Bułgaria wpisała się w globalny trend ujednolicania. Nowe hotele - ani ładne, ani brzydkie, pozbawione cech charakterystycznych - mogłyby stać w dowolnym miejscu na świecie. Duży to kontrast wobec architektury bułgarskich zabytków, gdzie eklektyzm wynika z powikłanej historii, a nie z braku szacunku budowniczych dla miejsca i czasu...

W nadmorskich kurortach słychać język rosyjski, angielski, niemiecki, no i polski. Turystów przyciąga nie tylko konkurencyjna cena pobytu. Bułgaria ma liczne zalety - pogoda równie dobra jak nad Morzem Śródziemnym; ciepła, ale nieszczypiąca solą woda morska; piaszczyste plaże; ryzyko problemów żołądkowych mniejsze niż w północnej Afryce; coraz wyższy standard usług; wreszcie pokrewna nam słowiańska dusza i gościnność.

Miejsce numer jeden na liście kurortów czarnomorskich zdaje się zajmować Słoneczny Brzeg, największy ośrodek wypoczynkowy w kraju. Założony w latach 60., rozbudowuje się i odnawia. Hotele stoją wzdłuż deptaków ze sklepami i restauracjami (kupując wczasy, warto zapytać o datę budowy hotelu i obejrzeć zdjęcia; obok nowych obiektów straszą socrealistyczne bunkry w stylu mrówkowców z lat 70.). Do długiej na osiem kilometrów plaży z delikatnym, złocistym piaskiem jest stąd najwyżej kilkadziesiąt metrów. Z uwagi na płyciznę ciągnącą się daleko w morze jast to dobre miejsce dla rodzin z dziećmi. Słoneczny Brzeg tętni życiem do rana - na ulicach, w dyskotekach, barach go-go. W natłoku atrakcji na uwagę zasługuje restauracja Jużni Noszti, gdzie co wieczór serwują bogaty program artystyczny (balet, akrobata, połykacz ognia) oraz dobre jedzenie w przyzwoitej cenie.

Słynne Złote Piaski mają czterokilometrową plażę, wzdłuż niej jeden przy drugim hotele. Poza plażą można spacerować wśród ogrodów, basenów, placów zabaw dla dzieci lub sklepów. Źródła ciepłej wody mineralnej są wykorzystywane do zabiegów odnowy biologicznej. To miejsce nieco spokojniejsze od Słonecznego Brzegu, gości tu więcej starszych turystów i - podobno - mniejszości seksualnych. Dno morskie jest piaszczyste, ale szybko robi się głęboko. Więcej tu łóżek w hotelach niż miejsc na plaży, więc kto nie lubi tłoku, powinien zamieszkać w jakiejś mniej popularnej miejscowości.

***

Kto zechce zejść z plaży, odkryje, że Bułgaria jest bardzo urozmaiconą krainą, poprzecinaną górami i dolinami rzek, z przebogatą historią i kulturą. Największym miastem wybrzeża, ochrzczonym letnią stolicą kraju, jest 300-tysięczna Warna, w sezonie pełna kafejek, butików, parków z fontannami (z Polską łączy ją król Władysław Warneńczyk, poległy tu w 1444 r. w bitwie z Turkami).

W centrum miasta górują złote kopuły katedry Najświętszej Marii Panny wzniesionej w 1886 r. na wzór kościoła w Sankt Petersburgu. W środku przepiękny ikonostas i tron biskupi, podtrzymywany przez parę skrzydlatych panter. Tak gęsto tu od fresków, że nie ma się gdzie ukryć przed wszystkowidzącym wzrokiem Jezusa czy świętych.

W muzeum archeologicznym niezwykła wystawa skarbów trackich. Bułgarzy uważają Traków za swoich przodków, a zarazem protoplastów ludów europejskich. (Czyż nie jest to dobry argument w negocjacjach o przystąpieniu Sofii do UE?) Plemiona trackie, zamieszkujące wschodnią część Półwyspu Bałkańskiego, dotarły tu ok. II tysiąclecia p.n.e. Herodot pisał, że "liczyły więcej ludzi niż jakikolwiek inny kraj na świecie, z wyjątkiem Indii". Był to lud wojowniczy, biegły w łucznictwie i jeździectwie, poligamiczny. W niektórych plemionach młode kobiety miały nieograniczoną swobodę seksualną, co nie powinno dziwić, gdy zważymy, że Trakowie praktykowali kult bóstw związanych z Dionizosem, greckim bogiem wina i rozpusty.

W muzeum prezentowane są rzeczy odkryte w grobach z epoki miedzi, czyli sprzed 6-7 tys. lat, a także późniejszych. M.in. najcięższy skarb - dziewięć złotych naczyń o łącznej wadze 12,5 kg z XIII w. p.n.e. Na każdym są wyryte sceny z wojny trojańskiej. Jest też kolekcja złotych ozdób, w tym wymyślny kolczyk oglądany pod szkłem powiększającym. Największe wrażenie robi zatopiony częściowo w skale szkielet ludzki ze złotymi bransoletami, naszyjnikami, nakolannikami i... osłoną na penisa (japońska kopia autentycznego znaleziska). W innych salach można obejrzeć późniejszą ceramikę, średniowieczną broń i posągi.

W Bułgarii niemal co miesiąc dokonuje się jakiegoś ważnego odkrycia archeologicznego. Gdzieniegdzie, prosto z szosy, widać porośnięte trawą półkoliste wybrzuszenia terenu - to kurhany trackie, których jest tu, bagatela, półtora tysiąca, w większości niezbadanych. Pomyśleć tylko, jakie skarby kryją lub kryły, nim zostały okradzione... Najsłynniejszy grobowiec udostępniony turystom znajduje się w Kazanłyku (centralna Bułgaria). Okolica ta nie bez przyczyny zwana jest bułgarską Doliną Królów. Kurhan z III w. p.n.e. odkryto w 1944 r. Do środka może wejść najwyżej 20 osób dziennie, a wizytę należy umawiać trzy dni wcześniej, bo musi się odbywać w obecności konserwatora. Powód - unikalne freski, którym kontakt ze świeżym powietrzem szkodzi. Tuż obok stoi kopia grobowca, można ją zwiedzić bez zapowiedzi i za ułamek ceny (3 lewy, oryginał - 20). Wąski przedsionek wiedzie do maleńkiej komory grobowej. Malowidła na kopule, w tonacji beżowej, przedstawiają orszak przybyły do siedzącego za stołem z małżonką wodza - "gospodarza" grobowca.

***

Wróćmy na wybrzeże, do położonego na klifach miasteczka Bałczik, uwielbianego przez artystów z uwagi na malownicze widoki. Największą atrakcją jest pałac rumuńskiej królowej Marii (w okresie międzywojennym ta część Bułgarii należała do Rumunii). W 1936 r. kazała ona wznieść na schodzącym do morza wzgórzu letnią rezydencję zwieńczoną minaretem. Można ją zwiedzać, podobnie jak okalające ogrody. Rośnie tu ponad 600 gatunków drzew, krzewów, kaktusów i kwiatów. W kwitnących na żółto opuncjach uwijają się trzmiele, a pośród bujnej zieleni kryją się dzbany, krzyże, schody, wodospady, źródełka i malutka cerkiewka. Koło rabat różanych można odpocząć w kamiennym tronie królowej.

Nieco dalej na północ leży przylądek Kaliakra, z nietypowego wapienia o czerwonawym zabarwieniu. Na początku półwyspu stoi pomnik upamiętniający legendę głoszącą, jakoby w okresie podboju tych ziem przez Turków Osmańskich czterdzieści miejscowych kobiet związało się warkoczami i rzuciło do morza, nie chcąc oddać się najeźdźcom. Cypel ma dwa kilometry, ścieżka biegnie wśród skał, a po obu stronach zieje wysokie na 70 m urwisko. Są tu ruiny fortyfikacji rzymskich. Widok psują słupy elektryczne i telekomunikacyjne tkwiące pośrodku zabytkowego terenu. W jednej z grot urządzono małe muzeum archeologiczne.

Wieczorem przylądek Kaliakra można obejrzeć od strony morza, wykupując rejs i kolację na statku. Sceneria nad wyraz romantyczna: promienie zachodzącego słońca oświetlają skały, dookoła skaczą delfiny. Kto nie miał szczęścia zobaczyć ich w naturze, może to również zrobić w delfinarium w Warnie - choć to nie to samo.

Dalej na południe, tuż obok Słonecznego Brzegu, znajduje się urocza miejscowość Nesebyr. Tysiąc lat przed Chrystusem Trakowie założyli ją na wyspie, która jest dziś półwyspem. Na obszarze mniej więcej 500 m kw. stało niegdyś ponad pięćdziesiąt cerkwi. Bogaci mieszczanie stawiali je dla siebie, ale też dla pożytku publicznego. Wiele się zachowało, najstarsza pochodzi z XI w. Świątynie budowano w charakterystyczny sposób, przeplatając pas białych wapiennych bloków pasem czerwonych cegieł, do tego łuki i zdobienia w tej samej biało-czerwonej kolorystyce, tu i ówdzie turkusowe ceramiczne wstawki. Bywa, że w murze lub w podłodze tkwi "obce ciało": kamień z inskrypcją bądź kawałek marmurowej kolumny z greckiej budowli, starszej o kilkaset lat. Mimo podobieństw każda świątynia jest inna: wnętrze cerkwi Zbawiciela pokrywają freski, Sweta Bogorodica ma zbiór ikon, a św. Jan - galerię sztuki i wbudowane w ściany gliniane garnki mające poprawiać akustykę.

Długo można wędrować nesebyrskim labiryntem uliczek z pięknymi XIX-wiecznymi domami, patrzeć z góry na taflę morza muskaną zefirkiem. Miasteczko wzięły we władanie ptaki. Mewy obsiadły wszystkie dachy, ich wrzaski zagłuszają rozmowy, a guano wżera się w bruk i rozgrzane karoserie samochodów. Próbuję sobie wyobrazić, jak jest tu zimą, gdy nie ma turystów. Latem tubylcy giną w natłoku przybyszów. Stary rybak w pasiastym biało-niebieskim podkoszulku oparł sieci o zderzak auta zaparkowanego na chodniku i ceruje je, ignorując ruch dookoła. Dwaj inni w milczeniu siedzą w cieniu figowca i patrzą w morze...

***

Jedziemy na zachód, oddalając się od wybrzeża. Po ok. 200 km pierwszy przystanek: Wielkie Tyrnowo. Stylowe domy stoją wzdłuż wspinających się po zboczach gór wąskich uliczek. Na parterze sklepy z pamiątkami - malowaną w kwiaty ceramiką, kutymi nożami, winami. Dookoła rozciągają się fortyfikacje XIII-wiecznej twierdzy Carewec. Droga wiedzie do baszty nad urwiskiem, inna do cerkwi na wzgórzu. Zewsząd piękny widok na miasto - czerwone dachy mieszają się z soczystą zielenią w nieregularnym patchworku. Wśród pagórków majaczą inne monastyry i miasteczka także zasługujące na odwiedziny.

Kilka słów o bułgarskich krajobrazach. Pierwsze, co widać, to pola aż po horyzont, a właściwie po linię zielonych wzgórz, które zawsze są gdzieś w tle. Pod koniec czerwca żniwa były w pełni - tu ściernisko po zbożu zżętym, tam jeszcze falują kłosy. Dalej winorośle, plantacje róż i tytoń. No i olbrzymie zagony kwitnących słoneczników, wśród których można się poczuć jak na płótnie impresjonisty. Tu żółto, a już za zakrętem niebiesko - świerzbiące w nosie uprawy lawendy. Piękna jest Bułgaria... A wśród tych cudów przyrody stoi coś, co wygląda na upadły PGR, strasząc powybijanymi szybami i wyszabrowaną dachówką. To znów strzelają w obłoki czarne od brudu kominy jakiejś elektrociepłowni czy fabryki. Żeby dotrzeć do zabytkowych starówek, trzeba się przebić przez postindustrialne przedmieścia, dobrze znane nam z Polski. Nie tylko piękna, lecz i swojska jest Bułgaria... Może kiedyś ruiny komunistyczne będą zwiedzane z równą uwagą jak te pozostawione przez Rzymian i Turków?

Niedaleko za Wielkim Tyrnowem, u podnóża Bałkanów, miasteczko Triawna. Nad rynkiem dominuje wieża zegarowa z pruskiego muru. Gdy zegar wybija dziesiątą wieczorem, z megafonu na wieży rozlegają się rzewne pieśni, chyba miłosne. Jest noc świętojańska. W mroku nad brzegiem rzeki szaleją świetliki. Zegar bije jedenastą i żadnych już pieśni. Świetliki też poszły spać. Ale miasto nie śpi, kawiarnie są pełne, ludzie do białego rana piją wino przy wystawionych na zewnątrz stolikach.

W Triawnie jest aż 140 domów wpisanych na listę zabytków dziedzictwa narodowego. Bielone partery, ciemne okiennice, drewniane balkony, wystające piętra podparte belkami - tak XIX-wieczni architekci rozwiązali problem ograniczonej przestrzeni. Jest też kilka ciekawych muzeów. W jednym na dziedzińcu wystawa starych rzeźbionych drzwi, a na piętrze meble i zastawa stołowa. W Domu Daskałowa można zobaczyć, jak wyglądały wnętrza mieszkań (dwa rzeźbione sufity w sypialniach to efekt konkursu zorganizowanego w 1808 r. przez handlarza jedwabiem i olejkiem różanym). Obok wieży zegarowej stoi cerkiew Archanioła Michała, niepozorna, niska budowla z wystającą niczym minaret wieżyczką. Podczas niedzielnej mszy jest prawie pusta - widać, że dekady komunizmu zaowocowały laicyzacją Bułgarii. Modlitwy wypowiadane przez odzianego w biały ornat popa odbijają się od ścian. Dwie starsze kobiety wtykają w piasek zapalone świeczki.

***

Większość terytorium Bułgarii zajmują góry. Przez środek kraju, na linii wschód - zachód, ciągną się Bałkany (inaczej: Stara Płanina, najwyższy szczyt - Botew, 2376 m), na południowym zachodzie mamy Rodopy, Pirin i Riłę z najwyższym w kraju szczytem Musała (2925 m). Coraz więcej osób odkrywa ich uroki. Tutejszym kurortom narciarskim trudno konkurować z alpejskimi, ale w Alpach był każdy, a narty w Bułgarii to wciąż oryginalny pomysł. Sezon trwa tak jak w Polsce, od połowy grudnia do połowy kwietnia. Najpopularniejszą miejscowością jest Bansko w górach Pirin (65 km tras, najdłuższa ma 16 km). To również - obok Riły - ulubione pasmo amatorów górskich wędrówek.

My zajrzeliśmy na chwilę do Pamporowa w Rodopach, o którym przewodnik informuje, że "nie brakuje tu wspaniałych stoków i tras o zróżnicowanym stopniu trudności", zaś "latem położona wśród gór i jezior miejscowość jest wspaniałą bazą dla miłośników pieszych wycieczek". Cóż, nie jest to tętniące życiem Zakopane. Pamporowo zapadło w letni sen i tylko budowa hoteli idzie pełną parą. Billboardy w języku angielskim zachęcają do kupna rezydencji w okolicy. Na górze Sneżanka stoi wieża telewizyjna, z jej tarasu rozpościera się wspaniała panorama - łagodne półkule wzgórz pokryte lasem.

Pół godziny od Pamporowa znajduje się monastyr Baczkowski. Klasztor założony w 1083 r. przez Gruzinów w służbie Bizancjum, wpisany na listę zabytków UNESCO, drugi co do wielkości w Bułgarii (po monastyrze Rilskim), choć mieszka tu tylko sześciu mnichów. Mały brukowany dziedziniec prowadzi do głównej cerkwi Sweta Bogorodica z pięknymi malowidłami naściennymi. Wnętrze okopcone dymem smukłych żółtych świeczek, które kłaniają się pod własnym ciepłem i ciężarem; brodaty stróż gasi je i zabiera, nim płomień dotknie podstawy. Po prawej stronie nawy XIV-wieczna gruzińska ikona Madonny - według legendy ma to być autentyczny portret Maryi namalowany przez św. Łukasza. Bardzo interesujący jest refektarz, którego zewnętrzną ścianę pokrywają freski przedstawiające historię klasztoru (na kontemplowaniu szczegółów można spędzić długie minuty). Warto zapłacić dodatkowo za wstęp do środka - łukowato sklepioną piwnicę pokrywają częściowo odrestaurowane malowidła. Artyści obok świętych sportretowali filozofów, m.in. Arystotelesa i Platona. Niektóre postacie nie mają twarzy, bo konserwatorom nie udało sie ustalić, jak wyglądały w oryginale.

Poniżej klasztoru rozłożył się bazarek, na nim rękodzieło, miody i wina. Na drzewach wiszą splecione z białych i czerwonych nici sznureczki. To marteniczki - Bułgarzy obdarowują się nimi 1 marca, zakładają je na rękę albo przypinają do ubrania i wypatrują śladów wiosny. Gdy dojrzą bociana lub usłyszą kukułkę, wypowiadają życzenie i wieszają marteniczkę na drzewie.

***

Z chłodnych gór zjeżdżamy z powrotem w gorące doliny. Ostatni punkt programu to Płowdiw, zwany przez starożytnych Greków najpiękniejszym miastem Tracji. To drugie co do wielkości miasto Bułgarii (360 tys. mieszkańców). Najbardziej charakterystycznym punktem jest położony na wzgórzu amfiteatr rzymski, jedyna pozostałość po akropolu. Warownię i rozciągające się niżej domy w 251 r. zniszczyli Goci. W II-III w. rozgrywane tu igrzyska, wyścigi rydwanów czy zapasy oglądało nawet 30 tys. widzów. Dziś amfiteatr jest sceną dla koncertów i spektakli. W tle za marmurowymi kolumnadami widać panoramę miasta i zamykające horyzont góry. Jeszcze lepszy widok - na wszystkie strony - rozciąga się z pobliskiego wzgórza.

Starówka to plątanina uliczek, w której łatwo się zgubić. Niemal każdy dom zasługuje na uwagę: bielone ściany zdobią malowidła z motywami roślinnymi, ciemne drewniane futryny, czerwone dachy. Jak wszędzie, piętra wysunięte ponad parter i oparte na łukowatych belkach. Niektóre domy starannie odnowione, inne mocno podniszczone, wręcz zrujnowane, z cegłami i kablami wystającymi spod odpadającego tynku. Pośrodku deptaku z markowymi sklepami i restauracjami zieje otchłań rzymskiego stadionu, spychając spacerowiczów pod ściany. Cień na to wszystko rzuca minaret meczetu Piątkowego z połowy XV w. (otwarty dla zwiedzających).

***

Na koniec pochwalę Bułgarię za kuchnię - dobrą, nieodbiegająca zbytnio od smaków nam bliskich, choć może zbyt ciężką na upały. Podstawą jest przyrządzany na różne sposoby gulasz z dodatkiem duszonej papryki i bakłażanów; na wybrzeżu serwują ryby, przede wszystkim makrele i małe, smażone safridy. Wszechobecny jest kwaskowaty jogurt, w tym smaczne, tłuste bawole mleko. Stołowanie na mieście wychodzi taniej niż w Polsce, niskie są też ceny alkoholi. Setkę rakii czy kieliszek wina można dostać już za mniej niż 1 lewa, czyli poniżej 2 zł. Godna polecenia jest degustacja połączona ze zwiedzaniem winiarni, gdzie trunek dojrzewa w drewnianych bekach (np. w izbie winiarskiej w Pomoriu).

Ostatnia pochwała należy się Bułgarom za przyjazny stosunek do obcych. Bez trudu porozumiemy się tu po rosyjsku lub angielsku, a w najmniej spodziewanych miejscach wyrośnie spod ziemi jakiś uśmiechnięty tubylec mówiący po polsku. Kiedy tylko przyzwyczaimy się do tego, że Bułgarzy odwrotnie niż reszta świata kręcą głową na "tak", a kiwają na "nie", ostatnie kłopoty w porozumieniu znikną.

W sieci

http://www.bulgaricus.com

http://www.beachbulgaria.com

http://www.rodopi-bg.com

Bułgarski boom

Po latach zapomnienia zjeżdżają tu dziś turyści z całej Europy. Zeszłoroczne wpływy z turystyki przekroczyły miliard euro. Bułgaria na ten come back ciężko pracowała. W ostatnich latach stała się wielkim placem budowy, w infrastrukturę turystyczną zainwestowano ogromne pieniądze (mówi się, że głównie mafii rosyjskiej). Ma to swoje ujemne strony - nierzadko turyści narzekają, że ich hotel sąsiaduje z hałaśliwą budową. Ceny najdroższych terenów pod zabudowę wzrosły do kilkuset euro za metr, ceny mieszkań zaczynają się od tysiąca. Kiedy Bułgaria wejdzie do Unii Europejskiej - najprawdopodobniej w przyszłym roku - będzie jeszcze drożej. Nie czekając na formalną akcesję, UE już finansuje renowację zabytków czy dwujęzyczne tablice informacyjne, pisane obok cyrylicy alfabetem łacińskim.

Więcej o: