Spływ zaczynamy u podnóża Góry Zamkowej w Surażu (28 km od Białegostoku). Ze wzgórza, na którym w XI w. stał warowny gród książąt ruskich, roztacza się piękny widok na rzekę. Na tym odcinku ma ona tylko jedno koryto, ale rozlewiska i podmokłe łąki ciągną się po horyzont. Kilka kilometrów dalej nurt rzeki podzieli się na kilka coraz węższych, meandrujących odnóg, które raz będą się łączyć, raz rozdzielać, tworząc w końcu prawdziwy labirynt rozlany na olbrzymiej przestrzeni. Trudno go opanować nie tylko turystom. Miejscowi również darzą go respektem - niejeden rybak popłynął tam, gdzie chciała rzeka. Żeby się stąd wydostać, trzeba nieraz godzinami błąkać się w wąskich wodnych korytarzach porośniętych gęstwiną trzcin.
Narew, największa rzeka północno-wschodniej Polski wypływa z bagien białoruskiej części Puszczy Białowieskiej - ma 484 km, z czego 36 na terenie Białorusi . System rozgałęzień połączony z rozległymi zabagnionymi terenami nie ma w Europie odpowiednika. Dziesięć lat temu na odcinku od Suraża do Rogowa (ok. 50 km) powstał park narodowy.
Nie przepłynęliśmy kanadyjkami nawet 50 metrów, gdy pojawił się pierwszy bóbr. Płynął przy brzegu, wystawiając głowę nad wodę. Początkowo sądziliśmy, że to pies - byliśmy przecież ciągle w obrębie miasta. Podpływamy więc bardzo blisko i dopiero gwałtowne plaśnięcie szerokiego, płaskiego ogona uświadamia nam, z kim się spotkaliśmy. Niestety - wielki gryzoń zniknął już pod wodą.
Potem oglądamy odbijające się w wodzie drewniane płoty, zacumowane pychówki (wąskie, płaskodenne łódki), pijące wodę krowy. Zewsząd coś gwiżdże, kląska, klekota, gęga. Przelatują klucze ptaków...
Mapy i szczegółowe opisy trasy szybko okazały się niewystarczające. Zbłądziliśmy już pierwszego dnia po przepłynięciu zaledwie kilku kilometrów, tuż pod niewielką wsią Uhowo. Źle oszacowaliśmy siłę nurtu dwóch rozgałęzień i wybraliśmy niewłaściwą odnogę. Co chwila wyłaniał się doskonały punkt orientacyjny - ceglany, neogotycki kościół w Uhowie, tego wieczoru efektownie podświetlony. Niewiele nam jednak pomógł - kościół był ciągle widoczny w oddali, a odnoga kręciła się raz w lewo, raz w prawo, ale nie do przodu. Na osłodę zostały niezwykłe widoki - olbrzymie, zalane łąki, stojące w wodzie wielkie stogi siana, wierzbowe zarośla i duże, samotne drzewa. Odbijały się w nieruchomym lustrze wody oświetlone zachodzącym słońcem. Z każdym kwadransem robiło się ciszej i ciemniej. Pogodziliśmy się z myślą, że będziemy wiosłować w nocy. Gdy ptaki się pochowały, ich miejsce zajęły nietoperze. Polując na owady, poruszały się nad wodą lotem ślizgowym, do złudzenia przypominając jaskółki. Wiosłowanie utrudniała stojąca woda. Zaczęły się też coraz większe płycizny, które hamowały bieg kanadyjek, ale były zbyt grząskie, by na nich stanąć i przeciągnąć łódki. Gdy dopłynęliśmy w końcu do głównego nurtu, mieliśmy nad sobą rozgwieżdżone niebo. Trasa wydłużyła się o wiele kilometrów, wiosłowanie zakończyliśmy po godzinie 22.
Nazajutrz pejzaż się zmienił. Znikają rozległe łąki, pojawiają się gęste łany trzcin wysokości do trzech metrów, które szczelnie odgradzają nas od świata. Rzeka płynie kilkoma wąskimi korytami. Pomni wczorajszej nauczki, ilekroć się rozgałęzia, uważnie śledzimy nurt. Czasami zza trzcin wystaje rozłożysta wierzba lub uschnięte pnie często zwalone przez bobry. Mieszka ich nad Narwią bardzo dużo - wielokrotnie mijaliśmy żeremia i drzewa owinięte metalową siatką dla ochrony przed gryzoniami.
Nocujemy przy kolonii Topilec. Jest tu drewniana wieża widokowa i pole biwakowe, ale akurat zalane wodą. Rozbijamy więc namioty na łące powyżej pola.
Choć Narew jest bardzo spokojna i płynie leniwie, co chwilę spotyka nas jakaś niespodzianka. Na zwalonym pniu siedzi norka amerykańska - nie ucieka, przygląda się nam równie ciekawie jak my jej, i pozwala się sfotografować. Ciemnobrązowa, lśniąca, z małą, jakby spłaszczoną główką o niewielkich uszkach i dość długim, puszystym ogonku. To gatunek obcy nad Narwią. Początek dziko żyjącej populacji dali uciekinierzy z hodowli w fermach futrzarskich. Dzisiaj norki amerykańskie rozprzestrzeniły się niemal na cały kraj, wypierając europejskie kuzynki. Miejscowi za nimi nie przepadają. Są odważne, żeby nie powiedzieć - bezczelne. Podobno potrafią nie tylko zabrać wędkarzom ryby z wiaderka, ale nawet ukraść kanapkę. Wybierają jaja, pisklęta, polują nawet na dorosłe ptaki.
Na innym powalonym pniu... kapliczka. Pień pomalowany na zielono, pod daszkiem obrazek Matki Boskiej, krzyżyk, różaniec i plastikowe, czerwone kwiatki. Nikogo nie zdziwiłby taki widok przy drodze, w ogródku, na rozstajach czy w lesie, ale pośrodku rozlewisk rzeki, gdzie kilometrami nie można postawić nogi na twardym gruncie?
Spotykamy też wędkarzy, nieodmiennie w tradycyjnych pychówkach. Odpychają się od dna kilkumetrowymi, dębowymi kijami zakończonymi wąskimi, okutymi piórami. Takich łodzi jest tu bardzo dużo - zacumowane przy brzegach, przy drewnianych pomostach, czasem ustawione do góry dnem na wbitych w dno wysokich słupkach, widzieliśmy nawet wiszące na drzewach.
No i ptaki. Nad Narwią jest ponad 200 gatunków, z czego dwie trzecie to gatunki lęgowe. Łatwiej je jednak usłyszeć niż zobaczyć - widząc człowieka, odlatują. Łabędzie i kaczki hałasowały, bijąc skrzydłami o wodę. Często słyszeliśmy przypominający dmuchanie w pustą butelkę odgłos samców bąka. To znak, że są w okresie godowym. Słychać je nawet z odległości trzech kilometrów, ale zobaczyć trudno. Mają ponad pół metra długości (rodzina czaplowatych), ale brązowe pióra z ciemnymi i jasnymi plamkami zapewniają doskonały kamuflaż w trzcinach.
Spływ kończymy trzeciego dnia we wsi Rzędziany na granicy parku, przy gospodarstwie agroturystycznym. Niski, rozłożysty dom rodziny Żendzianów może pomieścić kilkunastu gości, a organizowane tu biesiady słyną w całej okolicy. Przy brzegu pomosty, drewniane łodzie, na wpół oswojone łabędzie. Protoplastę rodziny opisał Henryk Sienkiewicz w "Ogniem i mieczem": "Miał [Skrzetuski] pacholika Rzędziana, szlachcica chodaczkowego z Podlasia, lat szesnastu, ale franta kutego na cztery nogi, z którym niejeden stary wyga nie mógł iść o lepsze". Wygląd gospodarstwa świadczy o tym, że Żendzianie (pisownia nazwiska zmieniła się w czasie rozbiorów) i dziś nie spuszczają z tonu.
Wypożyczalnia Kaylon: kanadyjki trzyosobowe - 32 zł za dzień, kajaki - 25 zł, Uhowo, ul. Kolejowa 8, tel. 0 85 715 53 08, 0 502 508 050,
Gospodarstwo agroturystyczne U Żendziana: dwójka z łazienką - 30 zł, całodobowe wyżywienie - 30 zł, tel. 0 85 718 24 70. Na terenie parku można biwakować nieodpłatnie
http://www.npn.pl - Narwiański Park Narodowy