Olśnienia doznałem w Puszczy Białowieskiej... Tak naprawdę nie mam konkretnego miejsca. Przyroda zachwyca mnie właśnie w swoim bogactwie i różnorodności.
Ten świat odrywa mnie od nazw, napisów, reklam. Nie cierpię dużych miast. Codziennie muszę być w Poznaniu, ale podjeżdżam do niego bokiem, jak mogę to rowerem. Przyroda jest dla mnie światem magicznym. Nie doszukuję się w niej żadnej historii, jest oderwana od życia. Bez realiów, jak świat baśni. Wchodzę weń i nic nie chcę wiedzieć. Przeżywam ją w sposób czysty. Chłonę jezioro, las, słońce...
Rok temu zakochałem się w Chorwacji. Zobaczyłem raj Europy, czyli Plitwickie Jeziora. A potem zakotwiczyłem na Istrii. Jestem zauroczony jej adriatyckim wybrzeżem, morzem i skalistą plażą. Kiedy tam jechałem, miałem wrażenie, jakby pół Europy postanowiło przyjechać do Chorwacji, a na miejscu ten tłum znikł na plaży pełnej skalistych ustępów, załomów, dołów... Każdy znajdował swoje miejsce, gdzie nie widział innych. Ja też miałem swój zaciszny "pokoik" i czułem się jak milioner z własnym kawałkiem morza i plaży. Byłem koło Puli, miasta z którego wywożono budulec do budowy o kilkaset lat młodszej Wenecji.
Najbardziej pokochałem Tatry, choć tak samo kocham morze, Pojezierze Mazurskie i Kaszubskie. W stosunku do przyrody można być poligamistą, zakochiwać się bez miary. W tym roku chcę spędzić lato w okolicach Augustowa. Przyjaciele podpowiadają mi, że nie ma nic piękniejszego.
rodziną. Nigdy nie cierpiałem zbiorowych wycieczek, podczas których ciągano mnie z miejsca na miejsce i pokazywano zabytki. Nie podróżuję z bedekerem, nie zapycham sobie głowy wiadomościami, a jeśli już oglądam zabytki, to reaguję na ich klimat, samo piękno.
Trudno mieć takowy. Dla mnie najważniejszy jest człowiek. Ludzie, których spotykam w ich własnym świecie. Pozostałe warunki są nieważne.
Zwoziliśmy kiedyś z żoną do domu dzwonki. Najróżniejsze: od starych, które służyły dawniej przy obiedzie, po chińską "tandetę", która tak cudownie emanuje pozytywną energią (ale kolekcjonerstwo nigdy mnie nie pociągało). Przywożę też zawsze wina. Z Chorwacji przywiozłem kilka butelek rakii, która ratuje mnie przy rozmaitych dolegliwościach. Moje podróże przemijają ostatecznie wraz z wypitym trunkiem.
Chorwacji, a smakołyk był charakterystyczny dla krajów śródziemnomorskich: prsut , czyli rodzaj suszono-wędzonej szynki pokrojonej w cienkie plasterki. Je się ją z winem, pieczywem, sałatą.
aparat fotograficzny. Żona jest na mnie zła, bo często katuję bliskich, każąc im się ustawiać w miejscach, które mnie zachwycają. Jakbym nie dowierzał, że tam byłem, i musiał mieć na to dowód.
Koszmarów nigdzie nie przeżyłem, więc nie mam powodu zapierać się w ten sposób.
Błot Karwieńskich nad Bałtykiem. Jest tam przeurocza, nieprzeludniona plaża z olbrzymimi kamieniami, a mnie zachwyca uroda kamieni. Do swojego ogrodu w Przeźmierowie zwiozłem z okolicznych pól co większe, w domu mam ścianę z kamieni.
Ogniska i woda, śpiew i wino. I człowiek, który jest jak odkrycie dziewiczego lądu. W ogóle moje życie jest zdominowane podróżą do człowieka.