Sobótka po włosku

Na marmurowej ścianie dworca w Levanto zobaczyłem czarno-białe ksero: informacja o wycieczce w góry w noc świętojańską...

W programie było m.in. zwiedzanie jaskiń i ognisko; należało zabrać latarkę, górskie buty i mięso (na ognisko). Zbiórka o 19 na stacji kolejowej w Aullii. Z Levanto na Wybrzeżu Liguryjskim do Aullii na obrzeżach Alp Apuańskich jedzie się samochodem ok. godziny.

***

Przed dworcem czekał na nas przewodnik Lucio - lekko siwiejący i łysawy, w podkoszulku, krótkich spodniach, z plecakiem. Uśmiechnięty, opalony, sympatyczny. Zebrała się wokół niego grupka takich jak my entuzjastów nocnych górskich wycieczek, m.in. małżeństwo ubrane jak do kościoła, młoda para, brodaty młodzieniec objuczony wielkim plecakiem, siwa pani z pobliskiego Lerici.

Zapadła noc. Po paru minutach jazdy samochodami po wąskiej, wijącej się serpentynami drodze znaleźliśmy się u stóp dość wysokiej góry, celu naszej wyprawy. Uzbrojeni w latarki, rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę po dość stromym, kamienistym zboczu. Początkowo szliśmy lasem. Poprzez drzewa, w dolinie u naszych stóp widać było morze światełek: nieruchome, choć mrugające okolicznych miasteczek i wsi, i poruszające się - samochodów. Na niebie intensywnie świeciły gwiazdy, a w trakcie wspinaczki pokazały się w lesie nieprzebrane chmary robaczków świętojańskich. No cóż, była to noc świętojańska.

W połowie drogi przewodnik zatrzymał się i, pokazując spiczasty, wysoki kamień, zadał pytanie: z czym nam się kojarzy ten kształt? Nic nikomu nie przypominał. Okazało się, że według niego jest to kształt... falliczny. Przyjęliśmy, nie bez wątpliwości, jego wersję za swoją. Co znaczy sugestia i światło latarki! Jak się niebawem okazało, to była silna broń Lucia. Po pewnym czasie pokazał nam wielki, płaski kamień lekko nachylony w stronę majaczących w oddali gór, sugerując, że jest to... łoże szamanów - leżąc na nim (według Lucia) i mając widok na szczyty Alp Apuańskich, czerpali z nich siłę do swej magicznej działalności. Po chwili podeszliśmy pod wielkie, omszałe kamienie, leżące bezładnie jeden na drugim. Okazało się, że jesteśmy przed wejściem do wielkiej jaskini. Niestety, parę lat temu kamienie, pozornie nie do ruszenia, zawaliły wejście. Szkoda.

Niedaleko wejścia do jaskini leżał kamień - największy okrągły kamień na świecie. Szokujące. Z trudem wdrapaliśmy się na wierzchołek góry. W czasie odpoczynku Lucio pokazał nam symetryczne piaskowe kręgi o średnicy ok. 2 m, mówiąc, że to niewątpliwy ślad lądowania i pobytu na tych terenach w niedalekiej przeszłości niezidentyfikowanych pojazdów, a tym samym pozaziemskich istot (było widać, że kręgi zrobiono parę dni temu na przywiezionym w tym celu piasku). Zacząłem wątpić. Nigdy nie słyszałem, aby w Italii istnieli szamani, rozpowszechniony był kult falliczny, aby lądowały statki kosmiczne. I na dodatek wszystko w jednym miejscu, na "magicznej górze". Rozpaliliśmy ognisko, upiekliśmy mięso, popiliśmy winem, zagryzając rewelacyjnym serem z Sardynii. Było fantastycznie. Lucio opowiadał, że w tym miejscu dawno, dawno temu szamani z pasterzami i pasterkami pląsali przy ogniskach w orgiastycznych tańcach. Przede wszystkim w noc świętojańską.

***

Po paru godzinach zaczęliśmy schodzić. Kiedy podziwialiśmy wielkie, wapienne i marmurowe kamieniołomy, okazało się, że to siedliska zwierząt z epoki jurajskiej, najstarsze na świecie. Lucio bardzo długo, omiatając teren światłem latarki, przekonywał nas o tym niepodważalnym (według niego) fakcie. Choć mnie nie przekonał, zabrałem mały kamień - "prehistoryczną skamielinę". Na dole okazało się, że długa i żmudna droga, jaką wracaliśmy, nie była jedyna - z góry można było zejść szeroką szutrową drogą. W niespełna godzinę znaleźliśmy się na parkingu samochodowym u stóp góry. Przy rozstaniu Lucio bezwiednie się wygadał - przez parę lat pracował w Szkocji i Walii jako robotnik. Czyżby przeniósł zasłyszane tam celtyckie legendy na teren Italii?

Nie mam żalu do Lucia, że podkolorował naszą wycieczkę. Było ciekawie, a najciekawszy był Lucio i jego twórcze samozaparcie. W rezultacie oryginalnie i w miłym towarzystwie spędziłem dzień swoich urodzin.

Ważna była nocna przygoda i widok majaczących w oddali ciemnych masywów Alp Apuańskich. A świetliki (niestety, nie mogłem ich zabrać na pamiątkę) będą mi towarzyszyć zawsze, ilekroć przypomnę sobie historie o tajemniczych szamanach, pojazdach z innych planet i skamieniałych jurajskich dziwolągach.

PS Wycieczka kosztowała 15 euro

Więcej o: