Magiczna tuleja

Victoria, stolica kanadyjskiej British Columbia, to magiczne miasto. Magiczna jest jej architektura, dorożki, darmowy internet w publicznej bibliotece i pogoda

Słońce rozpieszcza przez cały rok. Informacja podana przez kierowcę autobusu o tym, że ostatnio padało w Victorii dwa miesiące temu (w dodatku w nocy) rozpogadza oblicza przemoczonych do suchej nitki przyjezdnych. Trafić na deszcz w Victorii jest równie trudno, jak wygrać w lotto. Deszcz jako atrakcja turystyczna? To jest możliwe jedynie tutaj!

Ale prawdziwa magia zadomowiła się na 688 Broughton Street w Tony's Trick & Joke Shop. Kiedy wszedłem tam po raz pierwszy, Tony Eng był wyraźnie zmęczony obchodami rocznicy ślubu (żona Ann, z którą prowadzi sklep, tego dnia wcale nie pojawiła się w pracy). Mimo to jego lekko rozedrgane dłonie w cudowny sposób łączyły w całość kawałki marynarskiej liny, zmieniały regularną talię w rząd tej samej, wybranej przeze mnie karty i zamieniały drobne monety na jeszcze drobniejsze. Wielokrotnie oglądałem występy iluzjonistów, ale nigdy stojąc pół metra przed nimi. Tony dał mi tę szansę, a ja korzystałem z niej zawsze, ilekroć miałem okazję być w pobliżu magicznego sklepu. Stałem się jego częstym gościem, chociaż Tony prawdopodobnie wolał, żebym był po prostu jego klientem. Na wszelki wypadek któregoś dnia wytłumaczyłem mu, że mój wiek nie daje szans na perfekcyjne opanowanie sztuki iluzji. Pokręcił głową i wyciągnął spod lady metalową tuleję zmieniającą wartość monet: - Gwarantuję, że po miesiącu ćwiczeń będziesz lepszy ode mnie! - zawyrokował. Następnie wykonał najbardziej magiczny ze znanych mi gestów: obniżył cenę o 15 procent.

Nie mogłem oprzeć się pokusie. Magia Victorii dopadła mnie w wymierny (materialnie) sposób. Szkoda tylko, że instrukcja obsługi magicznej tulei ma format miniksiążeczki. Cóż, skoro trening czyni mistrza, to może któregoś dnia

Więcej o: