Było coś takiego we Lwowie, że nawet jeśli ktoś niedługo tam mieszkał, wszystko w nim było lwowskie, na całe życie. Tak też jest ze mną.
We Lwowie wszystko było ciekawe. Historia, szalone przywiązanie do tradycji, mieszanina narodowościowa: Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Ormianie, Tatarzy. Wspaniała atmosfera lwowskiej codzienności: wesołość, otwartość, gościnność. Nie mówiąc o architekturze, która się zachowała. To miasto pulsowało. Nie wiem, jak żyje teraz. To tam, w Teatrze Miejskim, stawiałam swoje pierwsze kroki na scenie. Krótko to trwało, bo wkrótce wybuchła wojna, ale to była szkoła aktorska na całe życie.
polskich górach. Kocham Tatry, Beskidy, w ogóle całe południe: Małopolskę, Podhale, Nowosądecczyznę. Ale teraz Zakopane jest straszne, pełne turystów, dlatego jeżdżę do Kir u wejścia do Doliny Kościeliskiej. Tam mam przyjaciół, znajomych górali, lubię tam być.
Kraków. Bardzo serdecznie. Pewnie dlatego, że spędziłam tam całe dzieciństwo. Może to dziwne, bo od lat mieszkam w Poznaniu i lubię Poznań, poznaniacy mnie pokochali, doznałam od nich wiele serdeczności i uznania, ale jednak drugim miastem po Lwowie, w którym zostało moje serce, jest Kraków.
Sama. Człowiek wtedy więcej widzi, więcej się zastanawia, więcej przeżywa. Lubię też brać ze sobą dobrą lekturę. Nie wiem, ile razy z zachwytem czytałam "Tropy" Andrzeja Kijowskiego. Lubię wziąć do walizki coś ks. Tischnera. I nie ruszę się bez wierszy ks. Twardowskiego, które nawet z rozpaczliwej sytuacji wyciągają mnie za uszy. Biorę dobrą lekturę w znakomitym polskim języku, bo dziś dzieją się z nim bardzo złe rzeczy.
Nie zakosztowałam nigdy znakomitości Ritza, a w żadnym z innych hoteli w Polsce czy za granicą, które zjeździłam z Teatrem Nowym, też nie zasmakowałam. Podczas wakacji nie wybieram hoteli, domów wczasowych, sanatoriów - broń Boże, niczego takiego. Chcę mieć całkowitą swobodę. Zawsze tak jakoś cudnie się zdarza, że znajduję miły kącik i zaprzyjaźniam się z ludźmi, którzy mi go użyczają. Najbardziej lubię na wakacjach dom i jego atmosferę, szczerość, otwartość i humor ludzi, którzy w nim mieszkają.
w Nowym Sączu, gdzie grałam "Królową Piękności". W przepięknej restauracji Ratuszowej jadłam pierogi ruskie, takie jak Pan Bóg przykazał: znakomite pulchne ciasto, nie za kwaśny ser idealnie wymieszany z ziemniakami, do tego przysmażana cebula. Bardzo lubię ruskie, a ta restauracja miała w menu cały wachlarz pierogów. Lubię zamawiać to, co znam, a omijam z daleka jakieś, powiedzmy, "Włosy Bereniki", "Strąki Apollina", "Cierpienia młodego Wertera"... Czy ja wiem, co to jest? Włosów nie jadam.
dobre obuwie, wygodne spodnie, mydło (bo nigdy nic nie wiadomo), pastę i szczotkę do zębów oraz coś takiego, żeby było i na ciepło, i na chłód. Jak najmniej, bo nie cierpię nosić wielu rzeczy.
Aż tak to nie. Nigdy nie wiadomo, co się w życiu zdarzy. Ale nie lubię Łodzi, bo co tam lubić: trochę ładnej secesyjnej architektury? Na tym mieście swoje piętno odcisnęły fabryki. Choć rozumiem łodzian, którzy kochają swoje miasto.
Polkowic, oczywiście z teatrem. Właśnie byliśmy w Genui z "Faustem", a latem jedziemy do Niemiec na festiwal szekspirowski. A na wakacje jeszcze nie wiem - na pewno w góry.
Chciałabym pojechać na dłużej do Krakowa, pobyć, pochodzić, przypomnieć sobie dzieciństwo. Dawno tam nie byłam i bardzo mnie ciągnie. Chciałabym też pojechać do Zamościa i do Rzymu, na grób Ojca Świętego, bo nigdy w tych miastach nie byłam.