Medytacje na dzień dobry, mantry na dobranoc

W Indiach nikogo nie dziwi, że ktoś postanowił spędzić kilka dni czy lat we względnym odosobnieniu, zastanawiając się nad sensem życia. Ja też tego spróbowałem...

Aśramy to otwarte klasztory, w których nie tylko mnisi, ale też zwykli zjadacze ryżu (a ostatnio i hot dogów) zajmują się swoim rozwojem duchowym. Ulokowano je zazwyczaj w miejscach nieprzypadkowych, wskazanych przez oświeconych nauczycieli założycieli (o wyborze decyduje bliskość świętych okolic, szczególne właściwości przypisywane okolicznym górom czy rzekom, albo po prostu harmonia i piękno krajobrazu). Są aśramy buddyjskie, dżinijskie, ale najwięcej wywodzi się z hinduizmu. Wspólną ich cechą jest idea izolacji od świata, medytacji i pracy. Można tu oderwać się od zgiełku świata, porozmawiać z nauczycielami duchowymi, poszukać prawdy o sobie...

Przez wieki aśramy gościły wyłącznie Hindusów, od końca lat 60. XX w. przebywają w nich coraz częściej mieszkańcy Zachodu. Ukuto nawet złośliwe określenie karma-cola , od lekkostrawnego produktu duchowego przygotowanego pod kątem potrzeb zachodniego klienta.

Na szczęście nie wszystko uległo komercjalizacji. Istnieje mnóstwo doskonałych ośrodków, w których nie tylko ożywimy ciało i umysł, ale także spotkamy się z duchowa kulturą Indii niejako od wewnątrz, w sposób niedostępny nawet dla dzielnego turysty z plecakiem.

***

Jednym z ciekawszych klasztorów jest Sivananda Yoga Vedanta Ashram w Kerali na samym południu subkontynentu. Wokół zielona, żyzna okolica, ani śladu żółtego pyłu z centralnych Indii. Na łagodnych pagórkach rosną drzewa kauczukowe i papaje, po pniach pełznie bluszczowaty pieprz, obok kwitną storczyki i mimozy (nocą w lesie panują kobry, więc po zmroku miejscowi niechętnie opuszczają domy). Kilkadziesiąt metrów dzieli aśram od pięknego jeziora Neyyar Dam o zielonkawej, czystej i ciepłej wodzie. Świetnie się tu pływa, i choć tabliczki ostrzegają przed krokodylami, przez wiele tygodni żaden mnie nie upolował.

Jezioro i całą okolicę najlepiej podziwiać z odległej o niecałą godzinę marszu świętej góry Kali Mountain. Widok naprawdę niezwykły - zielona woda rozlewa się po dnach dolin, wzgórza przesłaniają mgły.

Aśram należy do tradycji hinduistycznej i związany jest z naukami Swami Sivanandy (1887-1963) - hinduskiego świętego i założyciela jednej z najbardziej znanych szkół jogi. Przybywa tu wielu mnichów i osób duchownych, głównie po to, by złożyć ofiary w jednej ze świątyń - są to zazwyczaj posągi bóstw ukryte pod daszkiem, u ich stóp girlandy kwiatów, owoce, słodycze i tlące się kadzidła. Niekiedy odprawiane są nabożeństwa, na które schodzą się mieszkańcy okolicznych wiosek - składają ofiary, śpiewają i tańczą. Największe święto to Shivaratri, które obchodzi się w lutym (każdego roku przypada innego dnia). Obrzędy z nim związane trwają całą noc, wyznawcy Shivy wprawiają się w trans, tańcząc, śpiewając, a także - za cichym przyzwoleniem władz - paląc konopie indyjskie (na co dzień nielegalne).

***

By poznać życie klasztorne na własnej skórze, wystarczy wypełnić formularz i zapisać się na Yoga Vacations, czyli Wakacje z Jogą, na kilka dni lub tygodni. Ich program to zasady i styl życia obowiązujące w klasycznych aśramach hinduistycznych. Koktajl towarzyski gwarantowany. Handlarz skórą z Bombaju stoi na głowie obok urzędnika Unii Europejskiej (z Kraju Basków), dalej projektantka ze stambulskiej agencji reklamowej i zawodowy koszykarz z NBA (na emeryturze). Moim sąsiadem jest Sycylijczyk, który w przypływie szczerości wyznaje, że woli klasztor w Indiach niż więzienie w Palermo... Wszyscy zgodnie wyśpiewują mantry w języku, w którym nie rozumieją ani słowa, czyli w sanskrycie. Wszyscy jednak są (na oko) zadowoleni. I tak pośród medytacji i śpiewów mija dzień za dniem, jeden podobny do drugiego.

Codziennie o 5.30 dzwon bije tak głośno, że trudno się nie obudzić. Na dworze jeszcze ciemno. Po omacku wypełzamy z łóżek i namiotów, by zgromadzić się w Shiva Hall, głównej sali aśramu. Dzień liturgiczny rozpoczyna medytacja o 6, potem godzinny satsang - śpiewanie mantr. Ciała i umysły powoli się budzą, wschodzi słońce.

Potem pierwsza sesja hatha jogi - półtorej godziny delikatnych ćwiczeń. Joga według Sivanandy nie wymaga bowiem specjalnej sprawności fizycznej, a podstawowe asany (czyli ćwiczenia - m.in. mostki, stanie na głowie, świece) przyswajamy sobie, przynajmniej częściowo, w ciągu pierwszych kilku dni (wielu uczestników Yoga Vacation styka się z jogą po raz pierwszy). Zajęcia przynoszą niemal natychmiastowy rezultat - wszyscy czują się lekko i mają dużo energii.

Po pierwszej, porannej sesji pora na śniadanie. Kilkadziesiąt osób zasiada na matach, przed każdym blaszany talerz i kubek. Nie ma sztućców, je się rękami (ściśle - prawą ręką). Pyszne potrawy wegetariańskie (mięso i jajka nie wchodzą w skład tradycyjnej, klasztornej diety) przygotowują mniszki, którym pomagają kobiety z okolicznych wiosek. Króluje klasyczna kuchnia południowych Indii - ryż, placki, duszone warzywa z ziołami, soczewica, groch, sałatki z orzecha kokosowego, zielonej fasolki i kiełków, owoce, herbata ziołowa i maślanka. Nie wiem, na czym polega fenomen tej diety, ale czujemy się znakomicie (osoby liczące kilogramy twierdzą też, że można tu doskonale schudnąć).

Po śniadaniu czas na pracę - sprzątanie, podlewanie ogrodu, czasem pomoc w kuchni. Potem ciekawe wykłady (po angielsku) o hinduizmie, jodze, ajurwedzie, czyli tradycyjnej hinduskiej medycynie, prowadzone przez mnichów, lekarzy i nauczycieli jogi.

Wreszcie trochę czasu dla siebie. Można poczytać książkę albo popłynąć na drugą stronę jeziora, czy choćby pogadać (w trakcie zajęć nie ma ku temu zbyt wielu okazji).

Po południu znów półtorej godziny jogi, drugi i ostatni posiłek, wieczorne medytacje i śpiewy. O 22 koniec dnia. Wszyscy idą spać, by nazajutrz znów obudzić się o 5.30.

Choć przyjechałem do Neyyar Dam w nędznej formie psychofizycznej, regularne ćwiczenia, śpiewy i klasztorna dieta bardzo szybko sprawiły, że odzyskałem apetyt na życie.

***

Jednak nie samą jogą żyje człowiek. Piątek jest dniem wolnym i wtedy można od aśramu odpocząć - leżeć cały dzień na trawie i słuchać muzyki albo pojechać nad morze (godzina rikszą), pójść do knajpy i zjeść zakazanego w klasztorze tuńczyka czy jajko, wypić piwo czy espresso.

Aśram organizuje też piątkowe wycieczki po okolicy. Na przykład na przylądek Comorin - skalisty cypel, o który wściekle tłuką fale (to wysunięty najdalej na południe przyczółek Dekanu), albo do okolicznych klasztorów, do których bez towarzystwa mnichów wejść nie można, czy do wodospadu w dżungli po drugiej stronie jeziora.

W samym klasztorze odbywają się wieczorami ciekawe przedstawienia - zjawiają się doskonali muzycy i tancerze (nie jest to żadna turystyczna cepelia!). Warto zwłaszcza zobaczyć przedstawienie teatru tańca Kathakali, którego tradycja sięga XVII w. Tancerze o twarzach przyozdobionych niezwykłym makijażem (przygotowują go kilka godzin) gestem opowiadają historie z wielkich eposów - "Ramajany" i "Mahabharaty". I choć czasem trudno pojąć, kto kogo zabija i dlaczego, Kathakala robi wielkie wrażenie. Spektakl jest dynamiczny i zaskakujący, a artyści imponują niesłychaną sprawnością fizyczną. Nic w tym dziwnego - od dzieciństwa ćwiczą, codziennie od 3 w nocy do 7 nad ranem!

Wobec tego tortura klasztornych pobudek o 5.30 wydaje się zupełnie znośna...

Najlepiej samolotem do Trivandrum (tam dolecimy z Bombaju, Madrasu, Bangalore czy Delhi), a potem autobusem, taksówką lub rikszą ok. 30 km na południe, do Neyyar Dam. Od przystanku przy zaporze trzeba przejść kilkaset metrów, kierując się strzałkami. Pobyt w aśramie (spanie, jedzenie i nauki) - ok. 10 dol. dziennie. Duża część tej kwoty jest przeznaczana na pomoc okolicznym mieszkańcom - jedzenie, leki, kształcenie dzieci

W sieci

http://www.sivanada.org

yogaindia@sivananda.org

Tel.: (91) 41 72 273 093

Więcej o: