Melchior Wańkowicz, niezmiernie ciekawy świata reporter i gawędziarz, opisom Chorwacji poświęcił sporo miejsca w swoich podróżnych dziennikach. W 1936 r. witał dalmatyńską ziemię od strony Adriatyku, uczestnicząc w dziewiczym rejsie "Batorego" z Triestu do Dubrownika. Z daleka zachwycał się bielą brzegu, widokiem setek wysp i wysepek, mnóstwem skał i raf. Pisał o mieście: "Jedno cudo rzezane w kamieniu, księga wieków, rozwarta pod pióropuszami palm nad błękitnym morzem". Na lądzie pasażerowie "Batorego" cieszyli się, że z tubylcami mogą rozmawiać bez tłumaczy. Smakowali langusty i "świetne rybki złoto-różowe", ale nade wszystko byli pod wrażeniem dingacza - doskonałego miejscowego czerwonego wina.
Być może kilka tysięcy lat wcześniej inny statek pruł wody Adriatyku w odwrotnym kierunku. Według starogreckich przekazów to właśnie w tym zakątku Morza Śródziemnego Argonauci poszukiwali złotego runa. Ich korab dotarł ponoć aż do Istrii, a opisywane Polai to dzisiejsza Pula. Cały śródziemnomorski akwen pulsował żeglarskim życiem, a Adriatyk należał do miejsc najbardziej ruchliwych. Chorwacja zawsze leżała na styku kultur. Tu Wschód graniczył z Zachodem, krąg północny i środkowoeuropejski zahaczał o południowo-śródziemnomorski, a kościoły zaczynały ustępować miejsca cerkwiom i meczetom. Słowianie od czasów wędrówki ludów i przez całe następne stulecia otoczeni byli tu całkowicie innymi żywiołami: włoskim, węgierskim, albańskim i greckim. Nie przeszkodziło to Chorwatom w budowaniu państwowości. Od IX do XII w. istnieli jako księstwo, a następnie królestwo - samodzielne i suwerenne. Pierwszy władca książę Trpimir utrzymywał kontakt z papieżem, a król Zvonimir z końca XI stulecia utrzymywał stosunki dyplomatyczne z wieloma europejskimi władcami. Przez następne wieki Chorwacja utrzymywała swą państwowość, choć pod berłem dynastii węgierskich i austriackich, a pełną suwerenność osiągnęła w 1990 r.
Początek czerwca na dalmatyńskim wybrzeżu to dobry czas na pogodzenie wypoczynku z aktywną turystyką. Nie zdążyłem zwiedzić prawie 60 tysiącletnich kamiennych kościółków rozsianych wzdłuż brzegów Adriatyku, ale kilka ważnych miejsc udało mi się zobaczyć. Monumentalny pałac Dioklecjana z IV w. przebudowany na miasto średniowieczne w Splicie, inne rzymskie pozostałości w Puli - wspaniale zachowany amfiteatr, łuk Sergiusza i świątynia Augusta uczyniły to istryjskie miasto Mekką wielbicieli starożytnej architektury. Smakuję bizantyjski urok Poreca, kiedyś bogatej rzymskiej kolonii Julia Parentium. Znany jest głównie z bazyliki Eufrazego (Eufrasian, Eufrazije) - biskup o tym imieniu wybudował ją w połowie VI w. Bazylika należy do najświetniejszych zabytków sztuki wczesnobizantyjskiej, a znajdujące się w niej mozaiki porównywane są do tych z Rawenny. Trzy nawy, 18 kolumn o rzeźbionych kapitelach, bogato zdobione atrium i ośmiokątne baptysterium. Barwa, połysk i fantazja, z jaką wykonano mozaiki, stawiają je w rzędzie zabytków najwyższej klasy, a Porec zyskuje popularność wśród turystów szukających w Chorwacji nie tylko słońca i wina.
Półwysep Istria jest jedną z kilku historycznych żupanii , a zarazem turystycznym regionem Chorwacji. Słońce, które świeci na Istrii niemal 3000 godzin w ciągu roku, nie czyni naszej skórze takich szkód jak w Grecji, na Cyprze czy w Andaluzji. Upalny klimat Półwyspu łagodzi świeży wietrzyk z gór interioru, a bujna zieleń wybrzeża styka się miejscami z falami Adriatyku. Plaża w Poreeu to często po prostu trawnik z rzadka porośnięty niską rozłożystą sosną, parasolowatymi modrzewiami lub dębami. O tym, że jesteśmy w śródziemnomorskiej strefie klimatycznej, przypominają pióropusze palm przy podjazdach do eleganckich hoteli, kwitnące migdałowce, bambusy, oliwne gaje, pnącza kiwi, które kwitnie na przełomie maja i czerwca.
Robiąc przerwę w pisaniu, degustuję wino domowe. Okazuje się, że oprócz wspomnianego dingacza miejscowe piwnice chronią mnóstwo innych, równie sławnych dionizyjskich smaków. Są więc czerwone: opolo, merlot, plavanac i białe: malwazija, kujundzusza, muszkat.
Zdaniem wielu archeologów wino jest tak stare, jak znane nam cywilizacje. Winorośl była jedną z pierwszych uprawianych przez człowieka roślin, a początkami sięga 4 tysięcy lat przed Chrystusem. Ojczyzną tego napoju jest Kaukaz, choć pierwsze wzmianki o nim pojawiły się kilkanaście stuleci później w piśmiennictwie starożytnej Mezopotamii. Do rozpowszechnienia wina w basenie Morza Śródziemnego przyczyniły się żeglarskie narody Fenicjan, Greków i Rzymian. Chorwaci twierdzą, że dębowa beczka na wino to bezspornie ich wynalazek (podobnie jak krawat i wieczne pióro).
Jest późne popołudnie. Pod wielką czereśnią w ogrodzie sąsiadów postawny młodzieniec wykonuje jakieś skomplikowane, lecz płynne ruchy. Co robi ten młody Chorwat od ponad godziny? Moja gospodyni Borislava mówi, że syn sąsiadów jest członkiem folklorystycznego zespołu tanecznego i przygotowuje się do kolejnego występu.
W Chorwacji najpopularniejsze są ludowe tańce zespołowe o prastarej nazwie kolo . W odróżnieniu od pląsów bośniackich czy macedońskich tutaj kobiety i mężczyźni są równorzędnymi partnerami na parkiecie. Występy ludowych tancerzy odbywają się często przy akompaniamencie strunowej tamburicy , przyśpiewkach, a nawet recytacji poezji ludowej. W trakcie innych odmian kola usłyszymy tupot kierpców, dźwięki lutni, cymbałów i fletni pana, pobrzękiwanie metalowych cekinów na strojach tancerek. Oryginalna melodyka utworów z Istrii związana jest ze stosowaną tutaj specyficzną skalą muzyczną zwaną sopele . W Chorwacji, tak jak w innych krajach bałkańskich, turyści mają nieograniczone możliwości posmakowania regionalnego folkloru i cenią to sobie od dziesiątków lat.
Podobnie jest z tutejszą kuchnią. Pomimo wyraźnych wpływów węgierskich, włoskich, austriackich i tureckich na stołach możemy znaleźć bogate menu rodzimego pochodzenia. Dziesiątki oryginalnych gatunków sera, dalmatyński prszut - pyszna wędzona szynka, kulen - ostra sławońska kiełbasa czy indyk z mlinci , bałkańską odmianą blinów. Wielkie tradycje mają południowi Słowianie w przyrządzaniu mięsa jagnięcego, koziego i dziczyzny. Osobną dziedziną kulinarnych doświadczeń nie tylko Chorwatów, są potrawy z ryb i innych morskich stworzeń. O ile większość dań z owoców morza przyrządza się podobnie jak we Włoszech, Grecji czy Hiszpanii, to sałatka z sipy jest naprawdę bardzo oryginalna.
Druga wizyta w Bazylice owocuje nieoczekiwanym przeżyciem. Pod łukiem wejściowym do absydy, na skromnym przenośnym podium trwa występ chrześcijańskiego chóru włoskiego - Coro Polifonica "S.Elena Imperatrice" z Treviso. Z dostojnym śpiewem i ascetycznymi strojami artystów kontrastują wielobarwne, chciałoby się powiedzieć mozaikowe, ubrania turystów. Wślizguję się cichutko w okolice ostatniej z dziewięciu kolumn oddzielających nawę główną od bocznej. Przez kilkanaście minut słucham renesansowego chorału.
Ponad głowami śpiewaków Jezus Chrystus trzyma otwartą księgę z napisem "Ego sum lux vera". Towarzyszy mu 12 apostołów w majestatycznych pozach. Kopułą apsydy włada Matka Boska z Dzieciątkiem na tronie, aniołowie i parę innych postaci w żywych, kontrastujących ze sobą szatach. Jest wśród nich biskup Eufrazy, a także św. Mauro, wcześniejszy administrator kościelny Poreea, który zginął ponoć męczeńską śmiercią w okresie antychrześcijańskich pogromów Dioklecjana. To na teren jego kościelnych włości dwa wieki później zwożono olbrzymie bloki marmuru aż znad Bosforu i stawiano Bazylikę. Z tamtych okolic przybyli też na Istrię mozaikowi mistrzowie, a materiał do barwnych wizerunków sprowadzono prawdopodobnie z jakiejś podweneckiej wysepki. Odrestaurowane pieczołowicie przed kilkudziesięciu laty mozaiki z Poreea niedawno wpisano na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.
Dzisiaj gospodyni uraczyła mnie półtoralitrową butelką kujundżuszy z winnicy któregoś z jej licznych szwagrów. W odróżnieniu od piekielnie drogiego czerwonego dingacza należy do win białych. Zamówiłem więc po kilka bukłaczków rozmaitych smaków z chorwackich plantacji...