Cały archipelag Wysp Sundyjskich słynie z pięknych tropikalnych krajobrazów, ale Bali ma coś więcej: unikatową kulturę, mieszankę hinduizmu i miejscowych, animistycznych wierzeń. Balijczycy nazywają swoją ojczyznę "wyspą świątyń". Nie ma w tym krzty przesady - w każdym, nawet najmniejszym, miasteczku jest przynajmniej jedna kapliczka poświęcona lokalnym bóstwom, a w każdej większej miejscowości - bogato zdobione świątynie.
Wyspa jest tak zróżnicowana, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Najwięcej turystów przyjeżdża na Bali dla jej słynnych plaż. Na południowym wybrzeżu dominują piaski białe i żółte, na północy za sprawą wulkanicznej magmy - czarne. Najwięcej ośrodków turystycznych znajduje się na południu, szczególnie wzdłuż wybrzeża półwyspu Bukit. Tu mieszczą się m.in. kurorty Kuta i Nusa Dua, tu są najlepsze warunki do uprawiania surfingu. Na północy życie turystyczne koncentruje się wokół miejscowości Lovina, która w porównaniu z południowym wybrzeżem nastawionym głównie na "bogate życie nocne" jest oazą spokoju.
Warto zwiedzić przynajmniej jedno z wielu muzeów. Jednym z najciekawszych jest Bali Museum w Denpasar, gdzie można podziwiać miejscowe dzieła sztuki od czasów prehistorycznych aż po XX w., m.in. drewniane rzeźby i maski oraz liczące setki lat malowidła. Z malarstwa słynie też pobliska miejscowość Ubud, gdzie oprócz wielu galerii mieszczą się dwa ciekawe muzea - Muzeum Puri Lukisan i Neka Museu - z dziełami balijskich artystów od 1900 r. po współczesność.
Życie Balijczyków jest bardzo związane z religią. Każdy dzień zaczyna się i kończy złożeniem ofiary, a liczba religijnych ceremonii jest oszałamiająca - w ciągu roku kalendarzowego jest blisko 200 okazji do świętowania! Na wyspie jest też kilkadziesiąt miejsc kultu, do których niemal codziennie ciągną pielgrzymki wiernych. - Dominującą religią jest hinduizm, a ściślej jego odmiana zwana potocznie Dharma - tłumaczył mi Alwi, pracownik przytulnego hoteliku w Denpaser, gdzie zatrzymują się głównie turyści podróżujący z plecakiem. Z rozmowy z nim dowiedziałem się, że Bali i zachodnie wybrzeże pobliskiej wyspy Lombok tworzą hinduistyczną enklawę w zdominowanej przez islam Indonezji. Hinduizm, który przywędrował tu przed laty, zmieszał się jednak z kultywowaną od lat wiarą w liczne bóstwa i demony oraz z miejscowymi zwyczajami (m.in. z kultem przodków) i tylko w niewielkim stopniu przypomina religię wyznawaną w Indiach. Główną postacią jest bóg Siwa - pan śmierci. Balijczycy wierzą, że tylko poprzez zniszczenie i śmierć może powstać nowa forma istnienia, dlatego właśnie jemu składają największy hołd. Jego przejawem jest m.in. palenie ciał zmarłych, jeden z najważniejszych rytuałów religijnych na wyspie. W trakcie ceremonii uwięziona w nieczystym ciele dusza uwalnia się, dzięki czemu może się przygotować do nowego życia. - Większość rytuałów służy wprowadzeniu harmonii w codzienne życie człowieka - mówi Alwi. - Wierzymy, że cały świat zdominowany jest przez przeciwieństwa takie, jak: dobro i zło, dzień i noc, bóstwa i demony, życie i śmierć, a pomyślność i dobrobyt może zapewnić jedynie równowaga pomiędzy nimi.
Takie postrzeganie świata sprawia, że życie Balijczyków toczy się wokół składania hołdu duchom i obłaskawiania demonów. Błagalne podarki można spotkać na każdym kroku: przy wejściu do domów, w rikszy, w taksówce, przed sklepem. Najczęściej są to liście roślin z kilkoma ziarnami ryżu, czasami ozdobione kwiatami.
Balijczycy podobnie jak większość mieszkańców Indonezji są spadkobiercami ludów z Azji Centralnej, które przywędrowały na Wyspy Sundyjskie w epoce kamienia łupanego. Najstarsze osady, jakie tu odkryto, datowane są na 2,5 tys. lat przed naszą erą, jest jednak bardzo prawdopodobne, że wyspa została zasiedlona dużo wcześniej. Wskazują na to m.in. wykopaliska prowadzone na sąsiedniej (2,5 km) Jawie, gdzie odnaleziono skamieniałe szczątki pierwszych osadników sprzed 250 tys. lat! Okres prehistoryczny kończy się ok. 100 r. p.n.e. wraz z pojawieniem się pierwszych przybyszów z Indii. Nieliczni początkowo Hindusi w kolejnych wiekach zaczęli wywierać coraz większy wpływ na dzieje Bali, przyczyniając się m.in. do przyjęcia przez miejscową ludność hinduizmu. Kultura i zwyczaje przybyszów zza Oceanu Indyjskiego utrwaliły się między IX a XVI w., kiedy Bali znalazło się pod protektoratem hinduistycznych księstw z Jawy. Pierwszymi Europejczykami, którzy postawili stopę na wyspie, byli Holendrzy. W 1579 r. podróżnik Cornelius de Houtman na czele karaweli kilku okrętów zacumował przy balijskim wybrzeżu i założył pierwszą kupiecką faktorię. W ciągu kilkudziesięciu lat wyspa trafiła w ręce Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która założyła osady i prowadziła ożywiony handel z europejską metropolią. W XIX w. po serii buntów ludności i wielu wojnach Bali oficjalnie włączono w skład zamorskiego imperium Niderlandów. W czasie II wojny światowej wyspę zajmują Japończycy. W ciągu zaledwie trzech lat niemal doszczętnie rujnują gospodarkę, mieszkańcy popadają w skrajną biedę. Po wojnie Bali wchodzi w skład niepodległej Indonezji. Po fali niepodległościowej euforii kraj szybko popada w polityczny kryzys. Jego kulminacją jest zamach stanu generała Mohameda Suharto w 1965 r., który w krwawy sposób rozlicza się z politycznymi przeciwnikami. W całym kraju ginie wtedy ok. miliona osób, głównie sympatyków lewicy. Okres "nowego porządku", jak powszechnie nazywano czasy Suharto, kończy bezkrwawa rewolucja w 1998 r., kiedy skompromitowany reżim generała upada pod naporem fali protestów. W kraju zaczyna się proces demokratyzacji. W 2004 r. w 220-milionowej Indonezji odbyły się największe na świecie jednodniowe wybory prezydenckie, które zakończyły się zwycięstwem Susilo Bambang Yudhoyono.
W czasie rozmowy z Alwim zrozumiałem, że najlepszym sposobem, by poznać kulturę wyspy, będzie wypad do jednej ze świątyń. - Na początek możesz pojechać na południe, do Tanah Lot, jednej z najczęściej odwiedzanych świątyń, gdzie - jeśli będziesz miał szczęście - zobaczysz ceremoniał składania darów - zachęcał Alwi.
Świątynia mieści się na skale wysuniętej głęboko w morze i można do niej dotrzeć jedynie w czasie odpływu. Według legendy lokalizację wybrał osobiście bóg Nirartha goszcząc tu przed laty. Mimo malowniczego położenia mało tu jednak z dalekowschodniej magii, a nieliczni pielgrzymi giną w tłumie turystów.
Wieczorem, nie kryjąc rozczarowania, podzieliłem się spostrzeżeniami z Alwim. - Powinieneś zobaczyć prowincję - powiedział po chwili namysłu. - Najlepiej na własną rękę.
Kiedy po kilku chwilach zjawił się jego przyjaciel Rachmat z motocyklem, wiedziałem, co miał na myśli. - Nie jeździłem na motorze od dziesięciu lat! - próbowałem się wymigać od tego szalonego pomysłu. Po godzinie przekonywań (jednym z argumentów było to, że kosztuje to niewiele więcej, niż podróżowanie minibusami) - zdecydowałem się. Następnego dnia uzbrojony w kask ochronny (przypominał zdezelowany nocnik) wyruszyłem w góry. Celem była Pura Ulun, jedna z najstarszych świątyń na Bali. Po półtorej godzinie dotarłem nad górskie jezioro Danu Bratan, u którego podnóża znajduje się świątynia. Miejsce to wiąże się z popularnym na wyspie kultem bogini wody Dewi Danu. Przybywający tu pielgrzymi modlą się o obfite opady (zwłaszcza przed porą deszczową). Co ciekawe, pielgrzymują tutaj wyznawcy hinduizmu i buddyści - jest też mała stupa. Krater pobliskiego wulkanu Gunung Catur wiecznie osnuwa gęsta mgła, często tu pada. Nic dziwnego, że właśnie to miejsce wybrali Balijczycy, by składać pokłony kapryśnej bogini deszczu.
Resztę dnia postanowiłem wykorzystać na obejrzenie prowincji, przyjrzeć się codziennemu życiu mieszkańców. Zatrzymując się po drodze w licznych wioskach, podziwiałem tropikalne lasy porastające zbocza wulkanów, gdzie można obserwować dziesiątki gatunków ptaków i motyli oraz rosnące w naturze egzotyczne kwiaty i rośliny, które w Europie znamy jedynie z doniczkowej hodowli. No i przede wszystkim przepiękne tarasy ryżowe.
Ryż to dominująca uprawa na wyspie. W sumie doliczono się około stu jego gatunków - Balijczycy szczycą się, że uprawiają wszystkie. Niemal cała wyspa upstrzona jest poletkami, które w słońcu lśnią soczystą zielenią.
Większość odmian rośnie na podmokłych terenach, więc najpierw trzeba odpowiednio przygotować pole, a przede wszystkim zapewnić dobry system irygacji. Na Bali jest to szczególnie trudne, bo większość terenów uprawnych leży w górach. Pola tworzą piękne tarasy, zwane tutaj "schodami bogów". Ryż potrzebuje ok. pół roku, zanim będzie można go zebrać. Nasiona wysiewa się na specjalnych grządkach, gdzie kiełkują i wzrastają. Kiedy mają 10-15 cm, przesadza się je ręcznie na zaorane i zalane wodą pole, wtykając każdą osobno w wodnistą maź. Przez cały czas wzrostu i dojrzewania ryżowiska muszą być zalane wodą. Osusza się je dopiero tuż przed zbiorami, a po zbiorach orze pod nowy siew.
Bogobojni Balijczycy pamiętają, że gwarancją dobrych zbiorów jest obłaskawienia bogini płodności Sri Dewi. Na każdym poletku widać poświęcone jej ołtarzyki, na których składa się ofiary (niektórzy okazują jej wdzięczność, zostawiając po jedzeniu kilka ziaren ryżu na talerzu).
Ryż jest także podstawą wyżywienia. Je się go przez cały rok, czasami nawet trzy razy dziennie. Balijczycy znają podobno tysiąc sposobów na jego przyrządzanie. Oprócz ryżu z różnymi sosami, jedzą ryżowe placki, kotlety, piją ryżowe napoje, również alkoholowe. Przekonałem się o tym wieczorem po powrocie z wycieczki - na werandzie trwała zabawa. Zanim do niej dołączyłem, zjadłem miejscowy przysmak nasi gorent składający się głównie z ryżu, przysmażonego z krewetkami, mięsem wołowym i drobiowym, z dodatkiem jajka i warzyw: pomidorów, cebuli, czosnku i ostrej papryki. Jeszcze teraz czuję jego smak...
Samolotem bezpośrednio z Polski - ok. 3,5 tys. zł, taniej: przelot do stolicy Indonezji Dżakarty - ok. 2-2,5 tys. zł, a stamtąd dotrzemy na Bali za 10-15 euro (podróż ok. 12 godz.).
Konieczna, można ją uzyskać w ambasadzie Indonezji w Warszawie, ul. Estońska 3/5. Turystyczna 30-dniowa - 35 dol., dwumiesięczna - 45, formularz wizowy na stronie ambasady: http://www.indonesianembassy.pl ; prościej jest wyrobić tzw. visa upon arrival przy wjeździe do kraju (ok. 25 euro) - na lotnisku w Denpasar i w porcie morskim Padang Bai. Spis innych przejść granicznych: http://www.msz.gov.pl
Nie są wymagane szczepienia, ale przed wyjazdem warto zrobić podstawowe: tężec, żółtaczka i tyfus, zabrać leki przeciwmalaryczne. Wodę można pić tylko butelkowaną lub przegotowaną.
Indonezyjska rupia, 1 zł = ok. 3 tys. rupii.
Wszędzie jest blisko, drogi niezłe. Autobusy liniowe jeżdżą dość nieregularnie i zwykle są przepełnione, ale kursują liczne minibusy. Najpopularniejsze i najtańsze są tzw. bemo, czyli miniciężarówki z dwoma, trzema rzędami ławek - jadąc z innymi płaci się za osobę, korzystając z bemo indywidualnie, trzeba negocjować cenę (Denpasar - Kuta 3-3,5 tys. rupii).
Wynajęcie samochodu - ok. 30-40 euro dziennie z ubezpieczeniem (wymagane jest międzynarodowe prawo jazdy).
Wypożyczenie motocykla - ok. 7-10 euro dziennie.
W październiku 2002 r. kurort Kuta był miejscem tragicznego zamachu dokonanego przez fanatycznych muzułmanów - zginęły 202 osoby. Po tej tragedii świat długo nie mógł się otrząsnąć. Gdy ruch turystyczny zaczął powoli wracać do normy, w październiku ub. roku wyspą wstrząsnął nowy zamach - tym razem ofiar było dużo mniej. Wybierając się na Bali, warto więc sprawdzić aktualną sytuację na wyspie, m.in. na stronie MSZ: http://www.msz.gov.pl
http://www.bali-travelnews.comwww.balitourismauthority.netwww.bali-travelnet.com