List z Szanghaju. Witajcie w Roku Psa!

Przyjechałam tu właśnie teraz, by uczestniczyć w powitaniu Nowego Roku, najważniejszym dla Chińczyków święcie

W pochmurny ranek 28 stycznia wylądowaliśmy na lotnisku Pu Dong w Szanghaju. Celnik sprawdza wizy i wypowiada magiczne xie xie , czyli: dziękuję, wszystko w porządku.

Przed halą przylotów kłębi się tłum turystów i naganiaczy zachęcających do podróży taksówką - do centrum 150 juanów (równowartość 15 euro). Taniej komunikacją miejską (19 juanów), ale jak się dowiedzieć, który autobus jedzie do centrum?

Widzę metalową budkę z napisem "Information". W środku siedzi pięć pań i zawzięcie o czymś dyskutuje. Pytam po angielsku o autobus do centrum. Nawet nie spojrzały na mnie, rozmawiają, popijają herbatę i zajadają ciastka. Macham ręką, stukam w szybkę - nic. Sytuacja jak z "Misia" Barei. Po pięciu minutach jedna odwraca się do mnie i ze złością krzyczy: - Stanowisko nr 2!

***

Ruszamy w stronę dworca autobusowego. Im bliżej centrum, tym więcej pnących się w niebo budynków. Są ich tysiące! Zjeżdżamy z autostrady i wpadamy w zatłoczony miejski kocioł. Tłumy na ulicach, trąbiące samochody, rowerzyści z przyczepkami wiozący towar na targ... Po godzinie żółwiej jazdy w korkach docieramy do dworca. Obok znajduje się słynna świątynia Jing An - jedyny budynek w tradycyjnym stylu na tle ultranowoczesnych wieżowców. Taksówką jadę do mieszkania znajomych Polaków, którzy od kilkunastu miesięcy mieszkają w Szanghaju.

Przyjechałam tu właśnie teraz, by uczestniczyć we wspaniałym wydarzeniu, jakim jest powitanie Nowego Roku - najważniejsze święto dla Chińczyków. Czas, kiedy składają ofiary dziękczynne bóstwom i proszą ich o przychylność w kolejnym roku.

Celebrowanie Nowego Roku 29 stycznia wynika z tego, że Chińczycy używają kalendarza księżycowego. To najstarszy na świecie sposób pomiaru czasu - jako pierwszy zastosował go cesarz Huang Ti 2,6 tys. lat p.n.e.

Według starożytnej legendy Budda przed wstąpieniem do wiecznego raju wezwał wszystkie zwierzęta, by się z nimi pożegnać. Ale ze wszystkich gatunków przybyło ich tylko 12. Na pamiątkę tego zdarzenia kolejne lata otrzymały nazwy pochodzące od zwierząt, które oddały hołd Buddzie. Lata i ich zwierzęce symbole następują w tej samej kolejności, w jakiej przybywały na spotkanie z Buddą. Rok 2006 jest Rokiem Psa.

***

Chiński Nowy Rok to przede wszystkim święto rodzinne. Wieczorem w jego wigilię rodziny spotykają się, by razem ucztować. Starym zwyczajem wypisuje się złotymi literami na czerwonym papierze (czerwień to kolor szczęścia) życzenia pomyślności i przykleja na drzwiach. By zapewnić sobie fortunę, przyczepia się monety do ściętych gałązek lub kupuje miniaturowe drzewka mandarynkowe, których owoce symbolizują bryłki złota.

Wieczorem wszystkie ulice udekorowane są migocącymi czerwonymi lampionami - dlatego 15 dni, w czasie których Chińczycy świętują Nowy Rok, nazwano Świętem Lampionów. Kiedyś była to jedyna okazja, by kobiety mogły wyjść z domu i podziwiać udekorowane miasto.

***

Zgłodnieliśmy, wędrując kilka godzin ulicami Szanghaju, postanawiamy więc wejść do jednej z setek restauracji w bogatej dzielnicy Xin Jiang mieszczących się w przepięknych willach europejskich kolonizatorów. Restauracja Yong Fu Hui

mieści się w budynku dawnej ambasady angielskiej przy ulicy Yong Fu Lu. Najpierw mijamy czarujący ogród z oczkiem wodnym i drzewami owocowymi. W środku oryginalne meble z epoki. Ale kolacja w takiej restauracji to spory wydatek, więc wycofujemy się dyskretnie do znacznie tańszej, rodzinnej chińskiej restauracji.

Kuchnia chińska to raj dla podniebienia. Można wybierać spośród takich przysmaków, jak: kaczka po pekińsku, marynowane świńskie uszy, różnego rodzaju pierożki gotowane na parze, np. Xiao Long Bao. Polecam krewetki marynowane na krótko przed podaniem w chińskiej wódce i sosie sojowym (obfita, pyszna kolacja dla trzech osób - ok. 10 euro).

Po kolacji ruszamy wąskimi ulicami w kierunku Maoming Lu - rozrywkowej dzielnicy Szanghaju. Miliony Chińczyków żegnają stary rok wystrzałami z petard. Gromady dzieci bawią się rzucaniem kapiszonów pod nogi przechodniów, starsi wystrzeliwują potężne fajerwerki. Ulice spowiły obłoki gęstego, gryzącego dymu. Co chwila dostajemy odłamkiem petardy. To nie miasto, to pole bitwy! Jedynym ratunkiem okazuje się taksówka! Taksówkarz coś do nas krzyczy, strasznie zdenerwowany. Krysia (doskonale mówi po chińsku) rozmawia z nim i wybucha śmiechem. Okazuje się, że jest zły, ponieważ wybraliśmy kierunek przeciwny do tego, w którym chciał jechać. Narzeka, że musi zawrócić. Daje się jednak uprosić i rusza przez miasto, lawirując zręcznie między wybuchającymi petardami.

***

Następnego dnia ulice Szanghaju są puste. W mieście, gdzie żyje ok. 20 mln ludzi, taki widok to rzadkość. Prawdopodobnie może się to zdarzyć tylko w Nowy Rok, kiedy wszyscy odsypiają nocne świętowanie. Nawet w metrze jest zaledwie garstka pasażerów. Wsiadamy do pociągu i udajemy się w kierunku świątyni Yu Yuan, celu noworocznych pielgrzymek większości mieszkańców i jednej z największych atrakcji turystycznych Szanghaju. W Nowy Rok przybywają tu całe rodziny, by oddać hołd swoim bóstwom. Jeden z chińskich obyczajów nakazuje, by pierwszego dnia nowego roku udać się do świątyni, wypowiedzieć życzenie i uderzyć w dzwon. Temu, kto pierwszy to uczyni, spełni się życzenie. Prawdopodobieństwo spełnienia życzenia spada wraz z uderzeniem w dzwon kolejnej osoby. Oczywiście za pierwszeństwo trzeba zapłacić. Innym zwyczajem jest wieszanie czerwonych karteczek z życzeniami na drzewie rosnącym na dziedzińcu świątyni - jeśli karteczka zawiśnie na drzewie, życzenie będzie spełnione.

Z Yu Yuan udajemy się na Xintiandi. To kompleks rozrywkowy, handlowy i gastronomiczny zbudowany współcześnie z zachowaniem stylu Szanghaju z lat 20. XX w. - tu odbędzie się noworoczna parada. Na miejscu oglądamy taniec smoka - znacznie skromniejszy niż ten, który widzieliśmy w telewizji. Najbarwniejsze parady można oglądać - paradoksalnie! - nie w Chinach, lecz w China Town w Los Angeles albo w Sydney.

Będąc w Szanghaju, koniecznie trzeba skorzystać z licznych salonów masażu. W jednym z nich za jedyne 60 juanów niewidomi masażyści robią nam wspaniały masaż stóp. To doskonała metoda na zbadanie ogólnego stanu zdrowia. Masażysta dotyka poszczególnych punktów na stopach, które połączone są kanałami energetycznymi z organami wewnętrznymi. Jeśli przy dotknięciu któreś miejsce boli, oznacza to, że połączony z nim organ jest chory. Umieram z bólu, przy każdym dotknięciu. Czy to oznacza, że wszystkie narządy mam do wymiany???

***

Świętowanie Nowego Roku potrwa jeszcze 14 dni. Codziennie Chińczycy tłumnie będą odwiedzać świątynie, bić w dzwon, rzucać karteczki na drzewo życzeń, spotykać się w gronie rodzinnym. 15. dnia obchody zakończy Święto Wiosny.

Gorące pozdrowienia z Szanghaju!

Więcej o: