Jerzy Majcherczyk, podróżnik, odkrywca kanionu Colca

Serce zostało w rodzinnym Siewierzu i kanionie Colca w Peru. W Siewierzu, który wspominam z wielkim sentymentem i za którym czasami tęsknię, spędziłem dzieciństwo, tutaj są groby moich rodziców, dziadków i pradziadków.

Miasteczko o przebogatej historii (przez ponad 660 lat było niezależnym księstwem), otoczone z trzech stron lasami, z rzeką Czarną Przemszą, jeziorem, a za moich czasów też stawami (tzw. gliniankami), było idealnym miejscem do poznawania świata. Ojciec zabierał mnie w każdą niedzielę na długie spacery. Pokazywał, jak podejść sarnę czy zająca, jak odróżnić grzyby trujące od jadalnych, sosnę od świerka. Uczył, jak nie zabłądzić w lesie, jak po korze drzew rozpoznać, gdzie jest północ, a gdzie południe. Wszystko to rozbudzało moją wyobraźnię i chęć zobaczenia, co kryje się za górą, za morzem, za horyzontem...

Ilekroć jestem w Polsce, przyjeżdżam do Siewierza choćby na kilka godzin. Moi trzej synowie urodzeni w Nowym Jorku byli tutaj kilka razy na wakacjach.

W kanionie Colca zostawiłem "dorosłą" część serca. Jako młody mężczyzna musiałem stawić czoła trudom wyprawy dnem dziewiczego kanionu. Z ogromnym wysiłkiem i ryzykiem pokonywałem na gumowym pontonie wodne progi, często wbrew logice, ale z wiarą we własne umiejętności i w Boga.

Niezapomniany dzień...

miał miejsce 13 maja 1981 r. w Chivay u wrót kanionu Colca, gdzie dotarliśmy po prawie dwóch latach podróży przez obie Ameryki. Zdaliśmy sobie wówczas sprawę, jak wiele zawdzięczamy zdjęciu Jana Pawła II, które woziliśmy na tylnych drzwiach samochodu. Jego oblicze torowało nam drogę przez zamknięte granice i niezliczone posterunki wojska i policji. Odsuwało lufy wymierzonych w nas karabinów. Było niczym tarcza - nikt nigdy nie włamał się do samochodu, choć często zostawialiśmy go bez opieki na ulicach wielkich miast i małych wiosek. Nie mieliśmy żadnego wypadku ani kolizji.

Ciekawe jest tam to, że...

dwa plemiona - Collaguas i Aymaras - nazywały rzekę płynącą przez ich terytoria tak samo - Rio Colca - ale u każdego ta nazwa znaczy co innego: u Collaguas skalne spichrze na zboże, u Aymaras - pieniądze.

Dojechałem tam...

z Polską Akademicką Wyprawą Kajakową "Canoandes '79". Trwała 972 dni (6 czerwca 1979 - 4 lutego 1982) i była jedną z najdłuższych grupowych wypraw XX wieku. Naszym celem było napisanie przewodnika po górskich rzekach Ameryki Łacińskiej dla Międzynarodowego Związku Kajakowego ICF. Przejechaliśmy Meksyk, Stany Zjednoczone, Gwatemalę, Honduras, Nikaraguę, Kostarykę, Panamę, Ekwador, Argentynę, Chile, Boliwię i Peru - ponad 120 tys. km. Przepłynęliśmy 23 górskie rzeki (12 jako pierwsi) - 1800 km. W Canoandes '79 wzięło udział 11 osób. Do celu, czyli Rio Gallegos na południu Argentyny, dotarły cztery: Jacek Bogucki - filmowiec, Zbigniew Bzdak - fotograf, Piotr Chmieliński i ja - kajakarze.

Najlepsze wakacje spędziłem w...

Ziemi Świętej, pielgrzymując po śladach Jezusa i odkrywając sens wiary i życia.

W Polsce lubię...

spotykać się z młodzieżą. Chcę jej zaszczepić ciekawość i chęć odkrywania świata oraz podzielić się doświadczeniami w organizowaniu wypraw.

Podróżuję z...

moimi synami, często własnymi śladami lub innych Polaków.

Mój ulubiony hotel...

to namiot lub drewniany domek w górach, nad rzeką, nad jeziorem albo w lesie.

Niebo w gębie czuję w...

domu, po powrocie z podróży. Zjadam wtedy żurek po siewiersku i placki ziemniaczane ze śmietaną i cukrem.

Na wyprawę zawsze zabieram...

kamerę wideo. Szczególnie chętnie filmuję miejsca związane z dokonaniami polskich odkrywców, badaczy i budowniczych, np. najwyżej na świecie położoną kolej zbudowaną przez Ernesta Malinowskiego w peruwiańskich Andach. Dokumentuję też zmiany, jakie zachodzą w kanionie Colca (rozbudowa infrastruktury turystycznej etc.).

Nigdy więcej nie powrócę do...

Nie ma takiego miejsca.

Wkrótce będę w drodze do...

Panamy i na wyspy San Blas, gdzie żyje fascynujące plemię Indian Kunas.

Wymarzony cel podróży...

To tajemnica. Marzy mi się przepłynięcie pewnej rzeki, która wciąż pozostaje dziewicza.

Więcej o: