Kiedyś w Betlejem

Byłem w Ziemi Świętej w lutym 1995 r. Wyprawę zorganizował Klub Inteligencji Katolickiej z Warszawy. Pojechali ludzie z różnych środowisk, także bardzo znani: Jerzy Turowicz z żoną, Jan Józef Szczepański z żoną, a z ?Gazety? - Teresa Bogucka i ja.

Spotykaliśmy się z ciekawymi ludźmi. Zapamiętałem szczególnie dwóch księży Żydów z Polski: Grzegorza Pawłowskiego i ojca Daniela Rufeisena. Uratowani z Zagłady, zmienili wyznanie, ale nie wyrzekli się przynależności do Ludu Wybranego. Zapamiętałem temperament, z jakim ojciec Daniel mówił o kontynuacji Kościoła Jakuba - chrześcijaństwa niezhellenizowanego. "Wy od Pawła" - zwracał się do nas, mając na myśli apostoła, który zadecydował o "dejudaizacji" nowej religii. Zapamiętałem też słowa ks. Pawłowskiego, że powinno się kanonizować wszystkich, którzy ratowali Żydów.

Odwiedzaliśmy oczywiście miejsca święte. W Betlejem zeszliśmy do Groty Narodzenia. Ksiądz polski miał odprawić dla nas mszę, ale trzeba było czekać, aż skończy się liturgia ormiańska. Otóż skończyła się, ale czekanie trwało, bo po nabożeństwie było spotkanie towarzyskie i małe pomieszczenie zajmowali gwarzący w najlepsze nasi bracia w Chrystusie, którym chyba nie przychodziło do głowy, że katolik też człowiek. Pamiętam, że siedziałem spokojnie na kamiennej podłodze Groty (ławki były zajęte), przyzwyczajony do przeszkód na drodze do Jedności, ale Teresa i pan Szczepański komentowali to ostro.

No cóż, może teraz jest lepiej, czas robi swoje nawet w sprawach religijnych. Chciałem napisać: nawet w Betlejem - ale to byłaby puenta zbyt ironiczna jak na numer wigilijny, w ogóle malkontencka: zamiast narzekać wtedy na chwilową niewygodę, powinienem dziękować Bogu za to, co się stało potem nieporównanie ważniejszego. Otóż sześć lat później Jan Paweł II gościł u katolikosa, czyli jakby papieża Ormian, w armeńskim Erewaniu. Zamieszkał - rzecz bez precedensu - w jego siedzibie, a warto wiedzieć, że Kościół ormiański jeszcze niedawno uchodził za szczególnie heretycki, o wiele gorszy od prawosławnych, tzw. monofizycki. Śpiewam zatem bez żadnych oporów: "Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem wesoła nowina...". Powiedziałbym wręcz - coraz weselsza. Coraz mniej kłótni o to, kto bliżej Żłobka.

Więcej o: