Trafiłam tu, podpatrując pracę młodej artystki Oli Polisiewicz. W Wilczym Gardle, jednej z dzielnic Gliwic, skąd pochodzi, powstaje jej najnowszy projekt. Ola kolekcjonuje gładkie fasady i idealnie pionowe linie narodowosocjalistycznej architektury. Filmuje Wilcze Gardło, które na jej komputerze stanie się pierwowzorem rekonstrukcji Warszawy odtworzonej według planów niemieckich architektów czasu okupacji. Swój projekt nazwała "Wartopia" ("wojna" i "utopia"). Śladem przedwojennej utopii, miniaturą miasta idealnego, jest właśnie gliwickie Wilcze Gardło.
Nazwa tego włączonego w 1975 r. do Gliwic osiedla pojawiła się pod koniec II wojny światowej. Kto użył jej po raz pierwszy - nie wiemy. Ten fragment rodzinnego miasta fascynuje Olę od dawna. Dla mnie, wędrowniczki z Mazowsza, to dodatkowy architektoniczny bonus: już w Gliwicach czuję się jak za granicą. Ulice są wąskie i niewielkie. - Przedwojenna architektura Gliwic ma bardzo ludzki wymiar. Jest w niej coś, co wycisza emocje, uspokaja - mówi moja przewodniczka.
Gliwice powstały na "kurzawkach", piaszczystym podłożu. Niemcy bali się " kurzawek" jak ognia - mówi Ola. W Gliwicach przed wojną wiadomo było, gdzie nie można budować. Po wojnie nowe państwo, wbrew naturze, wybudowało na tych miejscach całe osiedla. Już po dwudziestu latach zaczęły się sypać i znikać. Etymologia Gliwic ma mokrą konsystencję - "gliwieć" to gnić, rozkładać się i zanikać. Jak antymateria.
Jeśli nie liczyć starej części miasta z rynkiem (kamieniczki z XV-XIX w.), piastowskim zamkiem z XIV w. (przebudowany w XVI) znanym jako Dwór Cetryczków i resztkami murów obronnych - Gliwice rozłażą się i rozchodzą jakby bez celu. XIX-wieczne kamieniczki o zasłoniętej czarnym pyłem tożsamości nagle się urywają poprzetykane narodowosocjalistycznymi plombami z lat 30. i masztami wieżowców, które pozazdrościły rozmachu i trwałości drewnianej konstrukcji najwyższej w kraju radiostacji (od "prowokacji Gliwickiej" zaczęła się II wojna). Między nimi familoki. Gliwice to jeden z najważniejszych węzłów kolejowych w Polsce. Pierwszą linię kolejową z Wrocławia do Katowic przez Gliwice poprowadzono w 1845 r. Od końca XIX w. działała także kolej wąskotorowa; ostatnia, z pociągami osobowymi była czynna do 1992 r. Dla pejzażu Gliwic typowe są szyny i tramwaje. Miasto jest ważnym węzłem drogowym. Przez południowe dzielnice biegnie nieukończona autostrada z Berlina do Bytomia. Przed wojną były tu trzy teatry i pierwsza scena obrotowa w Europie.
Oddalone o kilka kilometrów od centrum Wilcze Gardło to materialny ślad "wspólnoty niemieckiej, wewnętrznie uporządkowanej i zdolnej do kolonizacji". Tak w publikacji "Warschau unter deutscher Herrschaft" (Warszawa pod panowaniem niemieckim) wydanej w czasie okupacji określono niemiecką ekspansję budowlaną na Wschód. Jadąc na południowy zachód ul. Daszyńskiego, jedną z głównych arterii komunikacyjnych, mam w głowie niedawno przeczytane zdanie niemieckiego planisty Gdańska i Prus Zachodnich Edwarda Liedeckego, który w 1940 r., wymieniając cele programowego zniemczenia terenów przyłączonych do Rzeszy, stwierdził: "Kultura polska, która mogłaby przyjąć kształt przestrzenny, nie istnieje".
Kultura niemiecka przeciwnie, lubiła przyjmować bardzo konkretne, przestrzenne kształty. Stąd Wilcze Gardło. Zaprojektował je w czasach narodowosocjalistycznej ekstazy Rudolf Fischer, niemiecki architekt z Bytomia. Zbudowane w latach 1937-41 miało być wzorcowym osiedlem S.A. tzw. SA - Siedlung (w czasie wojny Dankopfersiedlung der S.A.-Glaubenstadt) o starogermańskim charakterze. Forma architektoniczna osiedla domów jednorodzinnych i piętrowych malutkich kamieniczek miała wskazywać na status społeczno-polityczny mieszkańców, w tym wypadku funkcjonariuszy S.A. i ich rodzin. W Gliwicach mamy okazję zobaczyć doskonale zachowany zespół kanonicznych dla architektury III Rzeszy form wywodzących się jeszcze z czasów wilhelmiańskich. Wtedy to powstała idea robotniczych osiedli domków jednorodzinnych, bo (jak wówczas odkryto) zadowolony robotnik to robotnik wydajny. Prosty, nawiązujący do "rodzimych" form dom (murowany, tynkowany, z dwuspadowym dachem i skromną elewacją) miał także oddziaływać pedagogicznie i kształcić w pracowniku pożądane cechy, jak: karność, wierność, niezawodność, posłuszeństwo i zamiłowanie do porządku.
Dziś jedno- czy kilkurodzinne domy w Wilczym Gardle wyglądają bardzo swojsko. "To moje osiedle i fajnie mi tu" - pisze w internetowym blogu Anusia. Domy maszerują równym krokiem wokół dwóch centrów kompozycyjnych - rynku, pośrodku którego, w nawiązaniu do XIX-wiecznej idei "miasta-ogrodu" zaprojektowano park i stadionu z trybuną już za jego murami. Symetria i porządek. Precyzyjnie wyznaczone ciągi komunikacyjne i funkcje poszczególnych budynków. Wokół rynku w przyziemiach sklepy. Tak jest do dziś. Brama główna przebija dawny Dom Zebrań. Droga okrąża park i wylatuje wąskim gardłem równolegle ustawionych do siebie domów. Za rynkiem wąska szyja dwóch symetrycznych budynków - domy dla nauczycieli. Dalej w lewo wygina się w łuk szkoła. Jej wybrzuszona fasada przypomina żelazną turbinę albo obręcz. Ola jest w swoim żywiole. Filmuje pod światło betonowe wypustki elewacji szkoły. Wokół południowa sobotnia cisza. Na rynku słońce w zenicie tnie wałki budynków na grube plastry.
Za szkołą boisko i opuszczony stadion. Wzdłuż obwodnic, po których od czasu do czasu przemyka samochód na niemieckich rejestracjach, wyrosły rozmieszczone w równych odstępach jednorodzinne domki: dwa pokoje, kuchnia i aneks gospodarczy na parterze, dwie sypialnie i salon na piętrze. Przy każdym 1000-metrowy ogród. Heimatstil. Kubiczne formy, gładkie ściany, żadnych podziałów czy ornamentów. (Takie "wzorcowe niemieckie osiedla" miały powstać po zwycięskiej wojnie wokół Warszawy dla jej nowych, nieznających polskiego mieszkańców).
Wchodzimy przez bramę w dawnym Domu Zebrań (Gemeinschaftheim). Na trawniku biwakują faceci wygoleni na
łyso, parkuje nie najnowsze bmw. Swojski grymas bezformia. Ryk z jaskini w bramie, gdzie, jak pisze "kitek" w internetowym blogu, "chleją 24 h/ dobę". W przyziemiach kamieniczek sklepy. Sklep z szyldem "Wędliny" (czcionka z lat 60.) nieczynny. Towar sprzedaje się z zaparkowanej obok nyski.
Po wojnie w Wilczym Gardle zamieszkali emigranci z Francji. Z nimi - potrzeba indywidualizmu i ekspresji. Dziś ogródek ogródkowi nierówny. Jednorodzinne domki stoją w tych samych miejscach, ale nie wszędzie są do siebie podobne. Spiczaste dachy jak zwykle są ponad wszystkim. A niemieckie tynki nadal świetnie się trzymają.
Korzystałam z: Irma Kozina "Wilcze Gardło w latach 1939-1941. Uwagi o sztuce na Śląsku w okresie narodowego socjalizmu, w: Sztuka i władza, Warszawa 2001, Piotr Krakowski "Sztuka Trzeciej Rzeszy", Kraków 2002, Niels Gutschow, Barbara Klain: "Zagłada i utopia. Urbanistyka Warszawy w latach 1939-1945 (katalog wystawy)", Muzeum Historyczne, Warszawa 2003