I tak poznałem Bobby'ego. Zbliżył się do mnie i z brudnego worka nieśmiało wyciągnął przedmiot o obłym kształcie wielkości dużego grejpfruta.
- Kto to wystrugał? - zapytałem, widząc ciekawe, precyzyjnie wygrawerowane rysunki.
- To orzech z drzewa butelkowego - odpowiedział, wskazując ręką na pobliski baobab. - Można kupić, sami rzeźbimy.
Znając już trochę Aborygenów i ich zamiłowanie do całodziennego przesiadywania w cieniu i wpatrywania się w dal, z niedowierzaniem spoglądałem na autora tych misternych wzorów przedstawiających australijskie krajobrazy i zwierzęta: kangury, wombaty, krokodyle, emu... Bobby chętnie opowiedział mi o technice zrywania orzechów, ich konserwacji i trudach rzeźbienia w nietypowym materiale. Orzechy są lekkie, lecz twarde, w środku puste, ale z dużą pestką (nadają się również na grzechotki dla dzieciaków). Najlepsze rosną na końcach gałęzi baobabów - należy je zerwać, gdy są już dojrzałe, lecz nadal całe (roztrzaskany orzech nie przyda się do rzeźbienia), a potem powoli wysuszyć, by nie popękały na słońcu. Na końcu mozolnie wycina się wzory scyzorykiem.
Naszej rozmowie w milczeniu przypatrywali się mieszkańcy wioski. Jednak gdy tylko banknoty powędrowały do rąk Bobby'ego, żwawo podążyli za nim do pubu, by mieć swój udział w "zdobyczy". Tak nakazują plemienne zwyczaje, a dzielenie się łupem ze wszystkimi było od setek tysięcy lat skuteczną techniką przetrwania.