Z góry wygląda jak gęsty las, bo to nie tylko cmentarz, ale i wspaniały park. Chyba po raz setny przechadzam się lipowymi i jaworowymi alejami, oglądam niezwykłe grobowce i kameralne jeziorka z kaczkami. A czasem spotykam lisa.
Kiedy w 1900 r. zakładano nekropolię, gospodarze miasta działali z rozmachem. Cmentarz miał być nowoczesny i duży (dziś ma 2 km kw.), zaś jego architektura i zieleń miały dostarczać wzruszeń estetycznych. Dyrektor Georg Hanning (od 1900 do 1928 r.) wypowiedział wojnę tandecie. Wysokość nagrobków była ściśle regulowana, zabronił używać polerowanych marmurów czy granitów, nie było mowy o zdjęciach, gipsowych figurkach czy metalowych płytach. Grób, którym przez dwa lata nikt się nie opiekował - likwidowano. Organizowano konkursy sztuki nagrobnej z udziałem wybitnych artystów, urządzono nawet cmentarz pokazowy, z nagrobkami, ale bez zmarłych.
Po wojnie cmentarz trochę podupadł. Usunięto wiele ciekawych pomników, zagęszczano groby kosztem zieleni, ale i tak wrażenie jest niesamowite.
Cmentarz Centralny leży blisko centrum, dojedziemy tam aleją Ku Słońcu, (tramwaj nr 8).
Spacer zaczynamy od bramy głównej (otwarta 8-21), neoromańskiej, szerokiej na prawie 80 metrów. Jest dziełem wybitnego szczecińskiego architekta Wilhelma Meyera-Schwartau (projektował Wały Chrobrego i wiele publicznych gmachów w Szczecinie).
Platanową aleją dojdziemy do neoromańskiej kaplicy, ładnej, ale trochę bajkowo-disneyowskiej (na jej zapleczu niedawno powstało krematorium). Stąd świetnie widać główną oś cmentarza: wielki basen z fontannami, cmentarz wojenny, a na horyzoncie pomnik braterstwa broni. Na grobie Hugona Lemckego, żyjącego na przełomie XIX i XX w. nie ma ani słowa, że był wybitnym historykiem i konserwatorem zabytków, za ważniejsze uznano, że nosił tytuł tajnego radcy. Obok brama z grubo ciosanych głazów - grobowiec wzorowany na megalitycznych budowlach sprzed 5 tys. lat sprawiła sobie rodzina przemysłowców Toepferów.
Przez cmentarz wojenny polskich i radzieckich żołnierzy poległych na Pomorzu w 1945 r. docieramy do pomnika Braterstwa Broni z lat 60. Cztery skrzydła stylizowane na husarskie tworzą dwie litery "v", symbol zwycięstwa. W zaduszki szczecinianie palą tu tysiące świeczek, aż łuna bije.
Wysokim szpalerem z grabowego żywopłotu dochodzimy do trzech nieczynnych basenów i skręcamy w prawo. Dalej trasa prowadzi wzdłuż małego, porośniętego trzciną stawu, a potem strumyka Cicha Woda. Przy alei Strumykowej skręcamy w prawo, potem jeszcze raz w prawo w aleję Lipową. Cmentarne aleje noszą nazwy od drzew, którymi są obsadzone: Jaworowa, Leszczynowa, Grabowa - dendrolodzy doliczyli się 415 gatunków. Są m. in. kasztanowce, cyprysiki, bukszpany, wiecznie zielone dęby, klony, brzozy, lipy czy cisy.
Przy kwaterze 63 e, poszukajmy (niewidocznego z alei) modernistycznego pomnika z 1940 r. - grobowiec Riessów zdobią realistyczne rzeźby czterech nagich chłopców. Dopiero kilka miesięcy temu wyjaśniło się, że to synowie Waltera Riessa. Po jego śmierci żona zamówiła nagrobek, wykonany na podstawie zdjęcia synów zrobionego podczas rodzinnych wczasów nad morzem.
Idziemy pod drugą bramę, obok której stoi wysoki żeliwny krzyż z 1873 r. Obok ciekawy pomnik "tych, którzy nie wrócili z morza", w kształcie pokładu okrętu zalewanego wodą. Z boku tabliczki z nazwiskami marynarzy i nazwy zatopionych statków.
Mijamy bramę główną i dochodzimy do polanki z sześciobocznym obeliskiem zwieńczonym orłem ze spuszczonym dziobem - to pomnik żołnierzy szczecińskiego 357. Pułku Piechoty poległych podczas I wojny światowej. Wyryto na nim miejsca bitew we Francji, Belgii i Włoszech, gdzie bił się pułk, m.in. pod Verdun i Sommą. Niedaleko, przy kwaterze 20/I niezwykły pomnik rodzin Hindrischedt i Ziegler z 1910 r. w stylu nawiązujący do sztuki staroegipskiej. Jest "brama śmierci" z płaskorzeźbami mężczyzny w krótkiej spódniczce i kobiety w długiej szacie z dzieckiem na ręku.
Skręcamy w prawo do Gaju Urnowego z początku XX w. To zaniedbana, ale nastrojowa część cmentarza. Nawet w upalny dzień jest chłodno, wszędzie rośnie bluszcz. Kilkanaście metrów na lewo od ścieżki, koło nasypu kolejowym leży przewrócony nagrobek z wyrytym wężem Eskulapem, wijącym się nad czarą - spoczywa tu zmarły w 1916 r. dr Georg Michelis, znany propagator kremacji.
A nieco dalej prawdziwa sensacja nagrobkowa - modernistyczny grób z 1920 r. Gertrudy Ziegen-Rucker, żony kapitana: tylko same litery, głęboko ryte, o nowoczesnym kroju.
Mijamy grobowiec podobny do greckiej świątyni i schodzimy w dół, by odszukać w zaroślach modernistyczną stellę grobową z lat 30. Wyryto na niej stylizowaną postać oracza w surducie i kaszkiecie.
Jesteśmy w małej dolince przy Kwaterze Zasłużonych. Pochowano tu działaczy PZPR i znanych szczecinian, m.in. Konstantego Maciejewicza, słynnego "kapitana kapitanów", wieloletniego dyrektora Państwowej Szkoły Morskiej.
Z Kwatery Zasłużonych idziemy prosto. Dalej, przy zakręcie alejki, spora górka z kamienną ścieżką - w zamyśle twórców cmentarza teren ten miał przypominać góry, na zboczu sadzono nawet alpejską roślinność. Za zakrętem na górce cokół z imitacji różowego piaskowca na grobie twórcy cmentarza Meyera i jego dwóch synów, z wieloma symbolami: koroną, berłem, kosą i pszczołą. Kierujemy się w stronę bramy głównej. Po prawej stronie sporo pomników z początku XX w. Są monumentalne i proste, czasem to zwykłe głazy z imieniem i nazwiskiem zmarłego.
Doszliśmy do bramy - na pierwszy raz wystarczy. Następnym razem radzę powałęsać się po zaroślach pomiędzy kwaterami, gdzie leży sporo ciekawych, opuszczonych poniemieckich nagrobków.
http://www.cmentarzcentralny.szczecin.pl/index.php
http://lazowski.szczecin.art.pl/cmentarz