W trzy dni przejechaliśmy 260 km. Na cały szlak Greenway - Naszyjnik Północy (870 km) nie było czasu, więc zdecydowaliśmy się na odcinek wiodący przez Pojezierze Drawskie. Lekko nie było, za to ciekawie. Nieraz pchaliśmy rower pod górę, goniły nas złe psy, bywało, że błądziliśmy. Widzieliśmy stada czapli, polodowcowe krajobrazy, szachulcowe kościoły i poniemieckie pomniki, a we wsiach pozdrawiały nas dzieci.
Warto pojeździć po Pomorzu, bo to rzadko zaludnione obszary, a krajobraz dziczeje w oczach. Opuszczone pola dawnych PGR-ów leżą odłogiem, zarastają krzakami i brzozą. We wsiach zrujnowane obory, prawie nie widać pasących się zwierząt. Na początku września pola są żółte od rzepaku lub czerwone od gryki.
Jeśli Naszyjnik prowadzi akurat asfaltową drogą (nie zawsze, bo jest sporo jazdy terenowej), to najczęściej jest ona wąska i, o dziwo, w dobrym stanie. Na szczęście nie dotarła tu jeszcze moda na wycinanie przydrożnych drzew - dziesiątki kilometrów jechaliśmy w cieniu, szpalerami starych lip czy klonów. Ruch na drodze minimalny, bywało, że godzinami nie widzieliśmy samochodu.
Do pociągu wsiedliśmy w Szczecinie, wysiedliśmy w Łobzie. W składzie był wagon do przewożenia rowerów, ze specjalnymi uchwytami.
Ruszamy szosą w stronę Drawska Pomorskiego. Wymalowane na drzewach zielone rowerki na białym tle - symbol Naszyjnika - znajdujemy w Zajezierzu, kilka kilometrów przed miastem. Jesteśmy więc na szlaku. Skręcamy na północ, jedziemy wąską asfaltową drogą. Mijamy jedną wioskę, drugą, asfalt się kończy. Chwila nieuwagi i... gubimy się. Szlak został gdzieś z boku, a my przedzieramy się drogami przez pola i lasy. Jest pięknie. Przy drogach pełno zdziczałych jabłoni (zajadamy się jabłkami), na polu stado kilkudziesięciu czapli.
W Rydzewie odnajdujemy szlak. Nieopodal w Przytoniu jest ładne czyste jezioro z małym pomostem, więc robimy przerwę na kąpiel, a potem wąskimi asfaltowymi drogami dalej na wschód. Za Ostrowicami zbaczamy kilka kilometrów ze szlaku i rozbijamy namiot u znajomych w Starym Worowie.
Rano ruszamy do Toporzyka. Przy kościele stoi wielki głaz, a na nim realistyczna płaskorzeźba maszerującego żołnierza w hełmie, z karabinem na ramieniu, objuczonego plecakiem. Artysta nie zapomniał nawet o bagnecie u pasa i chlebaku. To pomnik poległych w I wojnie światowej, jakich wiele stawiano w 1918 r. w prawie każdej niemieckiej wsi. Na Pomorzu zachowało się ich sporo. Nie pytajmy o malowany strop w kościele, o którym wspominają przewodniki: - Farba złaziła, to się figury zamalowało - wytłumaczyła jedna z mieszkanek.
Dalsza jazda to prawdziwa przyjemność, bo asfaltowa ścieżka rowerowa wiedzie nasypami i wykopami dawnej kolejki wąskotorowej. Świetny pomysł! Pomyślano nawet o ławkach dla strudzonych rowerzystów. Z wysokiego nasypu jest niezły widok na okoliczne lasy. Docieramy do Połczyna Zdroju, niewielkiego uzdrowiska cenionego z racji wód mineralnych, solanek i borowin. W założonym przed 160 laty parku zdrojowym pełno dziś kuracjuszy z Niemiec (blisko i tanio). Park dzieli się na dwie części: jedna w stylu francuskim, druga w angielskim. Można tu pograć w szachy albo nakarmić kaczki w jeziorku. W centrum miasteczka wznosi się niewielki zamek (obecnie biblioteka), a przed kościołem stoi współczesny pomnik Erazma Manteuffla, wybitnego połczynianina z przełomu XV i XVI w., biskupa kamieńskiego (Manteuffel, czyli diabeł - niezłe nazwisko dla duchownego!), znanego z nieprzejednanego stosunku do reformacji. Przy ul. Browarnej warto przyjrzeć się modernistycznej bryle tutejszego browaru: dobra klinkierowa cegła, półokrągłe, rytmicznie ustawione okna, brak jakichkolwiek ozdób - świetna, nowoczesna architektura. Na pobliskim cmentarzu znalazłem mogiłę żołnierzy napoleońskich zmarłych podczas odwrotu spod Moskwy w 1813 r., a także kolejny pomnik ofiar I wojny światowej (uderzająco podobny do tego w Toporzyku).
Krążąc po mieście, zgubiliśmy szlak, ale po dłuższym krążeniu odnajdujemy go przy wyjeździe na Czaplinek, obok straży pożarnej.
Po kilku kilometrach skręcamy z asfaltu i zaczyna się jazda terenowa, najpierw przez pola, potem lasy. Uwaga! Tutejsi gospodarze nie zamykają psów w obejściu - jeden z nich gonił mnie chyba ze 100 metrów i o mało nie pogryzł. Kąpiemy się w małym, schowanym w bukowym lesie jeziorze, a potem czym docieramy do szosy Połczyn Zdrój. Jedziemy nią kawałek i po chwili odbijamy w lewo. Szlak prowadzi leśną drogą z betonowych płyt. Teren pagórkowaty - co rusz ostre podjazdy. Przed Barwicami, we wsi Nowe Koprzywno, gospodarze wypiekają własny "chleb barwicki" (by kupić świeży, najlepiej wcześniej się umówić: Kazimiera Kula, tel.(0-94) 373 69 27, Stanisława Lewicka, tel. (0-94) 373 25 10 ).
Przed nami Barwice, maleńkie miasteczko z wielkim kościołem - z daleka widać neogotycką wieżę. Uprawne pola dochodzą do samego centrum. Na skwerze koło wyjazdu w stronę Sulikowa znajduje się dziwna konstrukcja: wielki płaski głaz wsparty na kilku mniejszych. To grób megalityczny sprzed 5 tys. lat.
Za miastem teren się zmienia, jest więcej pól, a wzniesienia łagodnieją. Podjazdy się wydłużają, zjazdy zresztą też. W Ostrowąsach mijamy ładny kościółek o szachulcowej konstrukcji, obok poniemiecki pomnik poległych "za króla i Ojczyznę". Nieco dalej widać imponującą kamienno-drewnianą oborę - szkoda, że popada w ruinę.
Wieczorem dotarliśmy pod Szczecinek. Nocujemy na dziko przy szosie, nad jeziorem Trzeciecko.
Do miasta można wjechać ścieżką wzdłuż jeziora lub nową drogą rowerową wzdłuż szosy. Pod samym Szczecinkiem po lewej stronie szosy wznosi się wielka betonowa bryła niemieckiego schronu bojowego, pozostałość po przebiegającym w 1945 r. (m.in. przez Szczecinek) pasie umocnień Wału Pomorskiego. To prawdziwa gratka dla miłośników fortyfikacji. Obiekt jest w dobrym stanie, a to rzadkość, bo większość schronów Wału wysadzono w powietrze jeszcze podczas wojny. Dokładnie widać całą konstrukcję - schron leżał na terenie kopalni kruszyw i odkopano go wraz z fundamentami. Okazuje się, że nad powierzchnię wystawała tylko jego mała część, większość pomieszczeń znajdowała się pod ziemią.
Szczecinek (40 tys. mieszkańców) jest pięknie położony pośród lasów i jezior, jedno z nich przylega do samego centrum. Niegdyś stacjonowało w nim wojsko, zarówno polskie, jak i radzieckie. Dziś szybko nabiera szyku. Chodniki wyłożono polbrukiem, przez centrum prowadzi ładna promenada, na rynku czynna fontanna, zbudowano też kilka ładnych kamienic. Mnie najbardziej spodobał się neogotycki ratusz - wygląda trochę jak zamek krzyżacki. Warto rzucić okiem na szachulcowy spichlerz z XIX w. nad rzeczką Niezdobną oraz na gotycką wieżę rozebranego na początku XX w. kościoła św. Mikołaja. Teraz w wieży mieści się regionalne muzeum. Możemy sobie darować tutejszy zamek - wygląda jak kamienica, w dodatku bardzo zaniedbana. W pobliżu wieży ciśnień (widać ją z daleka) stoi biała budowla z kolumnami - dawny żydowski dom pogrzebowy, teraz kościół ewangelicki. Na stojącym obok postumencie obejrzymy głowę młodzieńca w graniastym kapeluszu - pomnik wzniesiony w miejscu, w którym w 1813 r. pochowano 119 żołnierzy Napoleona zmarłych podczas odwrotu spod Moskwy.
Ze Szczecinka kierujemy się na północ. Trasa wiedzie wąską asfaltową drogą przez gryczane pola i szpalery drzew. We wsi Stępień oglądamy śliczny szachulcowy kościółek z fasadą wyłożoną sczerniałym już drewnem.
W Drężnie żegnamy się z Naszyjnikiem. Szlak wiedzie na północ, a my odbijamy na wschód, do odległego o 10 km Białego Boru, stamtąd mamy jeszcze 30 km do Szczecinka, gdzie wsiadamy w pociąg do Szczecina. Ale na szlak pewnie wrócimy - zostało nam jeszcze 600 km!
Szlak rowerowy ma 870 km, przebiega przez cztery województwa: zachodniopomorskie, pomorskie, wielkopolskie i kujawsko-pomorskie. Zaczyna się i kończy w Debrznie w woj. pomorskim.
Na wyprawę Naszyjnikiem Północy najlepszy jest "góral". Jeśli ktoś zdecyduje się na rower z 28-calowymi kołami, niech nałoży szerokie opony z bieżnikiem terenowym. Podczas jazdy obciążonym rowerem po wybojach trzeba uważać, bo łatwo scentrować koło czy złamać szprychę.
Z zaopatrzeniem w napoje i żywność nie powinno być kłopotu, prawie w każdej wsi są sklepy czynne w soboty i niedziele.
Komarów było mało, najwięcej w okolicy Szczecinka.
Bez dobrej mapy i kompasu ani rusz. Najlepiej kupić mapę topograficzną w skali 1:200 000. Szczególnie należy uważać na skrzyżowaniach i w terenie, bo znaków jest sporo, ale łatwo je przegapić.
Szczegółowy atlas Naszyjnika powinien się ukazać dopiero na wiosnę. Schematyczną mapę szlaku można zamówić w Stowarzyszeniu na rzecz Rozwoju Miasta i Gminy Debrzno, które jest opiekunem trasy. Tam też można zasięgnąć szczegółowych informacji, tel. (0-59) 833 57 50 lub 833 71 49, e-mail: stowdeb@pro.onet.pl, http://www.stowdeb.prv.pl
Stowarzyszenie organizuje też rajdy po szlaku.