Do Parku wjeżdżamy przez kamienną bramę z napisem z czasów prezydenta Teddy'ego Roosevelta: "For the benefit and enjoyment of the people" . Kierowca rozwozi nas do kolejnych miejscowości - nie mogę oderwać nosa od szyby busa. Mijamy Mammoth Hot Springs, jedną z dwóch wiosek otwartych nawet w zimie, gdy z powodu śniegu Yellowstone jest odcięte od świata, Canyon Village, której atrakcją jest Wielki Kanion Rzeki Yellowstone, potem Lake Village nad jeziorem Yellowstone. Skręcamy do Old Faithful, największej i najpopularniejszej wśród turystów miejscowości, znanej z regularnie wybuchającego gejzeru.
Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Mijamy ostre, skaliste szczyty gór, a za chwilę łagodniejsze zbocza. Jedziemy wzdłuż bystrej rzeki Yellowstone, gdzie co chwila widać wędkarzy łowiących występujące tu licznie trocie (trouts ). Nagle korek, kierowcy wysiedli z samochodów, robią zdjęcia. Okazuje się, że przez rzekę przepływa niedźwiedź. Następny korek jest sprawką bizonów. W Hayden Valley, między Canyon Village i Lake Village, jest ich chyba najwięcej. Chodzą spokojnie po szosie albo kładą się na poboczu. Kierowcy wolą jednak takie korki (animal jams ) od innych. Bizonów nie traktuje się tu jak krów w Indiach, jak się później dowiedziałem, w restauracjach poza granicami parku można zamówić stek z bizona za (bagatela!) ponad 100 dol.
Mijamy spowite parą gayser basins , czyli skupiska aktywności hydrotermalnej. Oprócz najbardziej widowiskowych gejzerów są tu też dymiące gorące źródła (hot springs ) w niezwykłym, błękitnym kolorze, otoczone czerwoną ziemią, która swój kolor zawdzięcza bakteriom żyjącym w gorącej wodzie pełnej minerałów, oraz miniaturowe źródła błotne (mud pots ). W parku jest ponad 10 tys. miejsc, gdzie można zobaczyć ciekawe zjawiska termiczne.
O kąpieli w gorących źródłach nie ma co marzyć, nawet zejście z kładek grozi wypadkiem. Cienka warstwa ziemi może się zarwać, a wtedy czeka nas kąpiel we wrzątku. Kilka lat temu trójka sezonowych pracowników parku, wracając wieczorem z imprezy, postanowiła skrócić sobie drogę i zeszła z drewnianego pomostu. Wpadli do gorącego źródła i ciężko się poparzyli.
Gorąca woda z gejzerów i źródeł spływa do rzek, które dzięki temu w zimie na długich odcinkach nie zamarzają. No i można się w nich kąpać! Naszym ulubionym miejscem kąpieli stał się wodospad Moose Falls niedaleko południowego wjazdu do parku.
Po kilku godzinach docieramy wreszcie do Grant Village, gdzie będziemy mieszkać, jednej z mniejszych, leżących na uboczu miejscowości. Muszę się przyzwyczaić do dużych dystansów - Yellowstone to nie tylko najstarszy, ale i jeden z największych parków narodowych USA. Na ok. 9 tys. km kw. składają się centralne płaskowyże, wszystkie położone ponad 2 tys. m n.p.m., otoczone górami sięgającymi do 3655 m n.p.m. (Eagle Peak). Park leży w sercu Gór Skalistych, na granicy dzikich i słabo zaludnionych stanów Wyoming, Montana i Idaho.
W sezonie działa kilka tzw. wiosek dla turystów. Wyglądają podobnie: hotel, kemping, restauracje, sklepy z pamiątkami i mieszkania dla sezonowych pracowników. Łączy je szosa układająca się w charakterystyczną ósemkę. Większość z trzech milionów turystów, odwiedzających co roku Yellowstone, ogranicza się do objechania samochodem tej ósemki i zaliczenia kilku najbardziej znanych atrakcji. Dlatego chodząc po szlakach górskich, które liczą ponad 800 mil (1300 km), rzadko można spotkać człowieka, łatwiej niedźwiedzia... Choć ja miałem pecha - nie spotkałem ani grizzly, ani brunatnego, poza tym, którego widziałem pierwszego dnia z okna samochodu. Widziałem za to łosie. Raz natknęliśmy się na szlaku na wielkiego samca - oddalił się spokojnie, nie zwracając na nas uwagi. Wielokrotnie przechodziłem też przez środek pasącego się stada wapiti, a kiedyś wczesnym rankiem towarzyszył mi na spacerze kojot.
Na wypadek spotkania z niedźwiedziem przygotowano zestaw dobrych rad - m.in. należy położyć się w pozycji embrionalnej na ziemi i udawać martwego. Niesprowokowane ataki niedźwiedzi zdarzają się jednak rzadko. Do lat 40. XX w. organizowano akcje dokarmiania ich przez turystów; przerwano je, bo było dużo przypadków zranienia ludzi przez niedźwiedzie. Dziś dokarmianie jakichkolwiek zwierząt, nawet wiewiórek, jest zabronione i karane grzywną do kilku tysięcy dolarów.
To zresztą nie jedyny przykład na to, że gospodarze parku wpadają z jednej skrajności w drugą. W latach 20. uznali wilki za szkodliwe dla przyrody i niebezpieczne, więc całą populację wystrzelali do nogi. A od 1995 r. prowadzą kosztowny program przywracania wilków ich naturalnemu środowisku. Dziś jest ich ponad 170 (ok. 18 sfor) i traktowane są jak cenny składnik ekosystemu.
W Yellowstone żyje też największa w USA populacja wapiti (elks ), spotyka się je na każdym kroku. To jeden z podgatunków jeleni, podobny do naszych, ale dużo większy, z jasnym zadem. Ludzi traktują jak powietrze, wylegując się na parkingu lub przy ruchliwej szosie.
Typowym krajobrazem Yellowstone jest spalony las. Wielkie pożary w 1988 r. zniszczyły ok. 36 proc. parku (doszczętnie kilka procent). Walka z ogniem kosztowała 120 mln dol., nie mówiąc o pracy 25 tys. zatrudnionych przy gaszeniu ludzi. Dziś, choć w Yellowstone ciągle palą się lasy, a na horyzoncie z prawie każdego miejsca w parku widać dym, pożarów nikt nie gasi. Uznano, że ogień jest konieczny do regularnego odmładzania lasu, a wielkie pożary muszą wybuchać raz na 300-400 lat.
W Yellowstone najbardziej zafascynowały mnie ogromne, dzikie przestrzenie (świadomość, że za górami na dalekim horyzoncie są następne i jeszcze następne, to naprawdę coś niesamowitego). A w górach czyste rzeki, jeziora pełne ryb, kaniony, wodospady, mnóstwo dzikich zwierząt.
Park leży w wygasłym (przynajmniej chwilowo) wulkanie, który odegrał dużą rolę w historii Yellowstone. Ok. 2 miliony lat temu, potem ok. 1,3 mln i wreszcie 630 tys. lat temu miały tu miejsce silne erupcje wulkaniczne. W wyniku ostatniej centralna (obecnie) część parku zapadła się, tworząc nieckę o średnicy 45 na 65 km, a wulkaniczna energia spowodowała aktywność hydrotermalną. Park narodowy, pierwszy na świecie, powstał w 1872 r. Nie obyło się bez trudności - lobby przemysłowe naciskało na eksploatację tych terenów, a do walki z kłusownikami trzeba było ściągnąć wojsko.
Kiedy spędzi się w Yellowstone więcej czasu, można usłyszeć wiele ciekawych historii o tym miejscu. Jedna z nich opowiada o dramacie rozgrywającym się pod powierzchnią jeziora Yellowstone. Przed kilkoma laty w niewyjaśnionych okolicznościach ktoś wpuścił doń niewystępujący tu gatunek troci - lake trouts . Znalazły świetne warunki rozwoju i zaczęły się w szybkim tempie rozmnażać. Równocześnie jednak wypierają (a mówiąc wprost: zjadają) od dawna żyjące w jeziorze cutthroat trouts (nazwę zawdzięczają dwóm czerwonym liniom na gardle), które żyją tuż pod powierzchnią wody i są łatwym łupem dla zwierząt i ptaków. "Nowe" trocie natomiast żerują przy dnie i nie da się na nie zapolować z powierzchni. Konsekwencje zniknięcia z Yellowstone pstrągów cutthroat , które stanowią pożywienie 42 gatunków zwierząt i początek wielu łańcuchów pokarmowych w parku, mogą być katastrofalne.
Teraz próbuje się usunąć intruzów z jeziora, np. odławia się ryby sieciami o oczkach takiej wielkości, żeby mniejsze cutthroats się prześlizgnęły, a większe lake trouts zostały złapane. Ale oczywiście młode sztuki niechcianego gatunku wymykają się z sieci. Ponadto każdy wędkarz, który złapie lake trout'a ma ustawowy obowiązek go zabić.
Choć Yellowstone jest jednym z najczęściej odwiedzanych parków narodowych Ameryki, wystarczy zejść kawałek w bok od zatłoczonej szosy, by o tym zapomnieć. Bill Schneider w przewodniku "Hiking Yellowstone National Park" (wydawnictwo Falcon, do kupienia na miejscu - polecam!) opisuje 109 szlaków, od kilkunastominutowych spacerów po kilkudniowe wyprawy z namiotem. Ja w parku dużo chodziłem, a na większości szlaków, zwłaszcza tych dłuższych, spotykałem pojedyncze osoby. Jedną z najbardziej ekstremalnych wycieczek było zdobycie Electric Peak (3343 m n.p.m.), szczytu w północnej części Yellowstone. W przewodniku wyprawa obliczona była na trzy dni, my zrobiliśmy ją w dziewięć godzin. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo, ale to może dlatego, że szlak był zamknięty z powodu zagrożenia pożarem. Pożaru nie widzieliśmy, ale za to złapał nas śnieg.
Wyjeżdżając z Yellowstone po trzech miesiącach, miałem długą listę miejsc, które chciałbym zobaczyć. Kiedy przyjadę tu następnym razem, będę wiedział, od czego zacząć.