Niedoszły pan młody - brazylijski piłkarz Ronaldo - nie dopełnił formalności wymaganych przez francuskie prawo. Ale nie odwołał kolacji na 250 osób (z prawem przebywania w ogrodach otaczających pałac) za ok. 50 tys. euro.
Chantilly leży ok. 40 km na północny wschód od Paryża. W ciągu stuleci - od XIV do XIX - pałac budowano, niszczono, rekonstruowano i upiększano. Należał do znakomitych rodów francuskich, przechodząc w ich ręce na drodze dziedziczenia - nigdy nie został sprzedany. Pierwszym właścicielem i budowniczym był Pierre Orgemont, w kolejnych stuleciach spokrewniony z nim ród Montmorency i Kondeusze skoligaceni z królewską rodziną Burbonów.
Pałac tworzą Petit Chateau i Grand Chateau, oddzielone od siebie fosą wypełnioną wodą. I z daleka, i z bliska wyglądają malowniczo, otoczone dużymi, zadbanymi ogrodami z fontannami, sadzawkami i kanałami. Całość liczy prawie 8 tys. hektarów. Najstarszy Ogród Francuski (115 ha), zaprojektował sławny André Le Nctre, twórca otoczenia Wersalu. W XIX w. powstał Ogród Angielski, który zastąpił zniszczone podczas Rewolucji Francuskiej dzieło Le Nctre'a. Wokół Chantilly ciągną się lasy, ulubione miejsce weekendowych spacerów paryżan.
Największą wartość w pałacu Chantilly mają dzieła sztuki w Musée Condée - więcej arcydzieł sprzed 1850 r. jest tylko w Luwrze. Pochodzą z kolekcji ostatniego właściciela Henryka Orleańskiego, księcia d'Aumale, syna króla Ludwika Filipa. Sposób ich prezentacji wydaje się dziwaczny - obok siebie wiszą obrazy różnych szkół malarskich. Specyficzny porządek ma charakter czysto formalny, np. pośrodku ściany wisi największy obraz, po jego bokach coraz mniejsze. Na innej ścianie pierwszoplanowa postać nosi strój czerwony, a na obrazach obok szaty są niebieskie. Taki układ ekspozycji był charakterystyczny dla XIX w., w Chantilly przetrwał do dziś. Taki warunek postawił Henryk Orleański, gdy pod koniec XIX w. przekazywał zbiory i całą posiadłość Instytutowi Francuskiemu (Institut de France). Od chwili powstania w 1795 r. Instytut opiekuje się francuskim dziedzictwem kulturowym, finansuje liczne projekty artystyczne i naukowe. Ostatni właściciel (członek Instytutu) zastrzegł też, że dzieła nie mogą być wypożyczane.
Książę d'Aumale interesował się m. in. tzw. szkołą włoską (XIV-XVII w.), stąd w kolekcji znajdziemy dzieła Giotta, Fra Angelica, Pesselina. W tzw. Sanktuarium uwagę przyciągają "Trzy Gracje" Rafaela. Oglądając reprodukcje, nie przypuszczamy, że oryginał jest tak mały - wielkości kartki papieru. Obok wisi jeszcze jeden Rafael - ciepła w tonacji "Madonna Orleańska". W Sanktuarium obejrzymy też 40 miniatur Jeana Fouqueta z XV w., wykonanych na zamówienie Etienne Chevaliera, skarbnika króla Karola VII - iluminacje do "Godzinek", popularnych szczególnie w średniowieczu modlitewników, zawierających modlitwy i psalmy na każdą porę dnia. Z kolei "Godzinki" księcia de Berry zilustrowali (na jego zamówienie) pochodzący z Flandrii trzej bracia Limburgowie (oglądamy tylko kopię). Podobnie jest w przypadku XII-wiecznego "Psałterza" należącego do księżnej Danii Ingeborgi.
W niewielkiej sali zwanej Rotundą zobaczymy renesansowe arcydzieło - portret Simonetty Vespucci Piero di Cosimo - długa szyja, spadziste ramiona, fryzura typowa dla końca XV w., wysokie, wypukłe czoło, włosy zaczesane do góry i depilowane u nasady. Delikatny profil uchodzi za najbardziej poetycki i tajemniczy wizerunek kobiecy epoki. Szyję pięknej kobiety oplata wąż - symbol życia, śmierci, a może wieczności?
Jakże inaczej malowano we Francji w XVIII w.! Nicolas de Largilliere tworzył duże portrety dworskie, np. księżniczki bawarskiej Elżbiety Karoliny, częstej bywalczyni pałacu, spokrewnionej z właścicielami Chantilly (nosiła tytuł Księżnej Orleańskiej). Znawczyni filozofii korespondowała z Leibnizem. Gdy dobiegała do pięćdziesiątki, pisała o sobie: "(...) Jestem potwornie gruba, tak kwadratowa jak kloc. Moja skóra jest czerwona w żółte plamy, a nos i policzki dziobate od ospy wietrznej. Mam duże usta i popsute zęby". Na obrazie pędzla Largilliere'a widać uśmiechniętą (ale zębów nie pokazuje) kobietę w mieniącej się, kunsztownie ułożonej sukni. Largilliere, w swoim czasie najlepszy malarz kobiet, umiał oddać w sposób miękki i subtelny karnację kobiet, ich włosy, strój, wytworność i wdzięk.
Pałacu nie da się zwiedzić za jednym razem - jest w nim 1000 obrazów, 2,5 tys. rysunków i 2,5 tys. grafik. A są też inne kolekcje. W sali z minerałami (Le cabinet des Gemmes) zgromadzono kamienie szlachetne, m. in. kopię różowego diamentu. Oryginał, cenna pamiątka rodu Kondeuszy, nie jest wystawiany na widok publiczny od 1926 r., daty jego kradzieży. Brak diamentu, a także innych klejnotów, zauważono następnego dnia. Po kilku miesiącach w paryskim hotelu pojawił się podróżny. Gdy wyjechał do miasta w interesach, do jego apartamentów weszła pokojówka. Skusiło ją leżące w pokoju apetyczne jabłko. Gdy je ugryzła, znalazła w nim... różowy diament.
W pałacu są też prywatne apartamenty księcia d'Aumale i jego małżonki (wstęp za osobnym biletem) - dziewięć pokoi udekorowanych w połowie XIX w., każdy w innym stylu. Zobaczymy np. komodę wykonaną dla Ludwika XVI czy ówczesną łazienkę (od 1886 r. w pałacu była ciepła i zimna woda).
I wreszcie niezwykła biblioteka - 30 tys. woluminów, w tym 12 tys. starodruków i 1,6 tys. manuskryptów. Są udostępniane bezpłatnie, za zgodą kierownictwa biblioteki. Wszystko tak, jak chciał książę d'Aumale.
Po zwiedzeniu wnętrz czas na przechadzkę po parku. Od połowy marca można zjeść obiad w hameau , czyli sztucznej wiosce. W 1774 r. książę Ludwik Józef, właściciel Chantilly z rodu Kondeuszy, kazał zbudować w sercu parku pięć wiejskich domków, skromnych z zewnątrz, luksusowych w środku, i... młyn wodny. W budynku przylegającym do młyna znalazło się miejsce na restaurację, latem można jeść na świeżym powietrzu. Jak na wieś przystało, między stolikami biegają kaczki, w pobliżu płynie strumyk. Można spróbować specjałów regionu Pikardii - kaczek i królików w wielu postaciach. Do picia cydr (cidre ), orzeźwiający napój jabłkowy o minimalnej zawartości alkoholu (jest też wersja bezalkoholowa), chluba północnej Francji. Kuszą desery z bitą śmietaną, zwaną... chantilly .
Przez cały rok obiad (obiad 15-35 euro) można zjeść w piwnicach zamku. Restauracja La Capitainerie wzoruje się na kuchni Vatela (w Polsce znanego z filmu Rolanda Joffe z Gérardem Depardieu), mistrza ceremonii na dworze księcia de Condé. W Chantilly w 1671 r. przygotowywał kilkudniową ucztę na cześć Ludwika XIV. Vatelowi przypisuje się opracowanie receptury kremu chantilly , choć podobno był znany w tych okolicach wcześniej.
W Chantilly warte zobaczenia są XVIII-wieczne stajnie, a w nich unikalne Muzeum Koni. Książę de Condé wierzył, że po śmierci będzie żył we wcieleniu konia i pewnie dlatego zbudował pałac dla ponad 200 koni i pół tysiąca psów - Wielkie Stajnie (Grandes Ecuries ) o długości ok. 200 m. W muzeum odbywają się pokazy jazdy konnej, a chętni mogą odbyć przejażdżkę.
Chantilly, uważane za francuskie centrum jeździeckie, słynie z wyścigów konnych. Co roku w czerwcu odbywa się tutaj największa impreza hippiczna we Francji, z gonitwami o Prix de Diane Hermes oraz Prix du Jockey-Club. W ubiegłym roku gościem specjalnym była Polska.