W opisie Herodota z V w. p.n.e. pojawia się określenie Kalliste, czyli najpiękniejsza. I właśnie taka nazwa powinna obowiązywać - twierdzą mieszkańcy. Mówiono też o niej Strongyle, czyli okrągła. Do czasu. Wybuch podwodnego wulkanu ok. 1500 lat p.n.e. rozerwał wyspę na strzępy, ponad dwie trzecie powierzchni znalazło się pod wodą. Powstała w ten sposób kaldera (rozległe zagłębienie w szczycie wulkanicznego stożka) ma postać urwiska w kształcie trójkąta.
Oficjalna nazwa - Thira - pochodzi od Dorów, którzy osiedlili się na wyspie w VIII w. p.n.e. Wiąże się z Thirasem, królem Sparty i synem tebańskiego herosa Autesiona, potomka Kadmosa. Dzięki niemu wyparto stąd Fenicjan, którzy rządzili od ośmiu pokoleń. Najbardziej popularna nazwa, Santorini, wywodzi się z czasów bizantyjskich, od nieistniejącej już świątyni św. Ireny - Agia Irini. Obcy przybysze zamieniali greckie Agia na łacińskie Santa i tak powstała Santorini.
Ja nazywam ją Królową Cyklad.
Leży w archipelagu Cyklad na Morzu Egejskim, liczy 76 km kw. Północny przylądek Mauropetra od najdalej wysuniętego na południe Eksomitis dzieli 18 km, a w tzw. wąskim gardle pomiędzy miejscowościami Fira i Ia zachodnie i wschodnie wybrzeże można oglądać jednocześnie - dzielą je tylko 2 km.
Prom z kreteńskiego Rethymnonu odpływa wcześnie rano (bilet w dwie strony 70 euro, w tym śniadanie i obiadokolacja). Po pięciu godzinach rejsu około południa jesteśmy na miejscu.
Prom wpływając do kaldery, mija trzy małe wysepki. Palea Kameni - "stara" - narodziła się po wybuchu wulkanu w 196 r. p.n.e. Mikra Kameni (zwana także Aspronisi) - "mała" - pumeksowa, powstała po erupcji w 1570 r. Leżąca w środku kaldery Nea Kameni - "nowa" - wynurzyła się dopiero w 1770 r. Widać też sąsiednią Thirasię, która oddzieliła się od Thiry podczas trzęsienia ziemi w 236 r. p.n.e.
Wycieczki na Thirasię, Palea i Nea Kameni organizują miejscowe biura. Całodniowa wyprawa stateczkiem (od godz. 10 do 17) kosztuje ok. 40 euro. W programie m.in. półgodzinna wspinaczka po gorącej ziemi i kamieniach na wciąż czynny stożek Nea Kameni, nad którym unosi się smuga dymu z krateru króla Jerzego I (ok. 100 m n.p.m.). Nieodłącznym towarzyszem wędrówki jest ciężki odór siarki i wulkaniczny pył, który unosi się przy każdym kroku.
Później kąpiel w gorących źródłach na Palea Kameni. Statek nie dobija do brzegu; trzeba samemu dopłynąć do zatoczki, w której temperatura rdzawo-czerwonej wody sięga 45 stopni. Na koniec płyniemy na Thirasię, gdzie można zjeść obiad w jednej z licznych tawern.
Dopływamy do portu w Athinios, 12 km od Firy, stolicy wyspy. Korzystamy z propozycji - 30 euro za dwuosobowy pokój - i już po kilku chwilach młodzieniec imieniem Syfis wiezie nas do hotelu swoich rodziców. Jesteśmy przerażeni i zachwyceni - bardzo kręta i wąska droga wiedzie na szczyt stromego klifu (jakieś 200 m wysokości). Ciemnoniebieski kolor kaldery odcina się od czerwono-brązowo-czarnych warstw wulkanicznej skały. Auto balansuje nad przepaścią...
Widoku z góry nie da się porównać z innymi greckimi wyspami. Na próżno szukać w zasięgu wzroku bujnej roślinności czy gajów oliwnych. Choć wulkaniczna gleba jest bardzo żyzna, suchy klimat ogranicza możliwości upraw. Największy problem to brak słodkiej wody. Są tylko trzy źródła - największe u stóp góry św. Iliasza, najwyższego wzniesienia na Santorini (550 m n.p.m.). Dowozi się ją z sąsiedniej wyspy Ios. Wybudowano też zakład odsalania wody morskiej. Podczas obfitych zimowych opadów mieszkańcy gromadzą deszczówkę - żadna kropla nie może się zmarnować! - w cysternach na dachach domów.
Na polach plantacje pysznych pomidorów - są malutkie, wielkości włoskiego orzecha i bardzo słodkie, powstaje z nich słynna santoryńska pasta bertes (używana przede wszystkim do mięs). Obok winna latorośl. Rośnie w koszach, dzięki czemu owoców nie niszczy gwałtowny wiatr, który wieje niezależnie od pory roku. Najsłynniejsze tutejsze wina to Santorini - białe, wytrawne, z aromatem cytrusów i herbaty, oraz Visanto - białe, słodkie, z aromatem akacji, róż i przewiertnia.
Syfis, słysząc że jesteśmy z Polski, mówi, że wśród siedmiu tysięcy wyspiarzy jest około 250 Polaków. Pracują w turystyce, jak niemal wszyscy tutaj (są nawet polskie restauracje!).
Hotel Sunset na przedmieściach Firy wygląda jak z obrazka: białe ściany, błękitne okiennice i drzwi, czerwono-różowe bugenwille. Uśmiechnięta właścicielka zaprasza do środka. Standardowo urządzonym pokojom uroku dodają niebieskie dodatki - obrusy, wazoniki, a nawet ramy łóżek.
Do stolicy wyspy idziemy pieszo dziesięć minut. Założona w XVIII w. Fira wisi na krawędzi klifu. Razem z tysiącem innych turystów - mam wrażenie, że słyszę wszystkie języki świata - przemierzamy wąskie uliczki (kiedyś mijały się na nich dwa muły) co i raz nagabywani przez sprzedawców pamiątek, zwłaszcza ceramiki i wyrobów jubilerskich.
Fira liczy 2000 mieszkańców. Zbudowana jest tarasowo. Nie mówi się tu o wysokości domu, tylko o głębokości - piętra nie pną się bowiem w górę, lecz schodzą w dół wulkanicznego urwiska. Większość budynków pochodzi z lat 60., starsze zniszczyło ostatnie trzęsienie ziemi w roku 1956. Naszą uwagę przykuwają skafty - domy wykute w wulkanicznej skale. Niektóre przetrwały kataklizm, resztę odbudowano, starając się, by były odporne na sejsmiczne wstrząsy. W środku panuje przyjemny chłód i półmrok. Noclegi w skaftach są najdroższe, nawet 200 euro za noc.
Do portu leżącego 270 m poniżej miasta można zjechać w pięć minut kolejką linową (sześć wagoników, w każdym po sześć miejsc, 3,5 euro). Tuż obok górnej stacji znajduje się Muzeum Archeologiczne (otwarte 8.30-15, oprócz poniedziałków, bilet ok. 4 euro, http://www.santorini.gr-santorini.com/museums/archaeological_museum.htm). Poznamy w nim historię wyspy od trzeciego tysiąclecia p.n.e. aż do czasów rzymskich. Pitosy, marmurowe kurosy, statuetki kobiet, amfory, monety...
Do portu można też zejść po 580 schodkach drogą dla mułów, usianą ich odchodami (zjazd na grzbiecie muła - ok. 5 euro).
Port Scala Fira to mnóstwo sklepów z pamiątkami i gromady naganiaczy proponujących wycieczki na okoliczne wysepki. Kilkanaście metrów od nabrzeża cumują duże statki wycieczkowe i jachty (m.in. ze względu na duże i niebezpieczne falowanie), pasażerów dowożą motorówki.
Z dworca przy głównym placu Firy, Plateia Theookopulu, ruszamy lokalnym autobusem (bilet 2 euro) 10 km na północ, do Ia. Prowadzi tam jedna z najbardziej krętych dróg na Cykladach. Przejeżdżamy przez "wąskie gardło". Tuż za nim imiona zakochanych ułożone z białych kamyczków na czarnym żwirze. Jeśli po roku będą leżały tak samo, ich uczucie nigdy nie zgaśnie...
Ia, tak jak Fira, została zniszczona przez trzęsienie ziemi w 1956 r., a następnie pieczołowicie odbudowana. Z głównego placu odbijamy w uliczki jeszcze węższe niż w Firze(!), pełne sklepików i kafejek, potykając się co chwila o wylegujące się na słońcu psy. Z tarasu widokowego na skale panorama wulkanu, wysepek i bezkresnego morza dosłownie zapiera dech w piersiach.
Według legend Ia nawiedzają duchy i wampiry. Kiedyś w każdym oknie wisiał warkocz czosnku, by odstraszać nieproszonych gości. Podawano go również osobom podejrzanym o wampiryzm - komu po zjedzeniu twarz bladła, ten zdradzał złe skłonności. My też widzieliśmy taki warkocz w oknie...
Z miasteczka na małe plaże prowadzą schody - 300 stopni do Armeni, 200 do Ammudi, gdzie przy wybrzeżu pełnym czerwonych otoczaków unoszą się na wodzie kawałki pumeksu; powstał w wyniku krzepnięcia pieniącej się lawy wulkanicznej, teraz wymywa go morze. (Dłuższe, 6-7-kilometrowe plaże - Kamari i Perissia - znajdziemy w południowo-wschodniej części wyspy, gdzie nie ma stromych klifów; pokrywa je czarny, wulkaniczny piasek).
Ia żegna nas niebywałym zachodem słońca: ognista kula z minuty na minutę staje się coraz bardziej czerwona, by wreszcie zniknąć za krawędzią kaldery. Wszyscy biją brawo. Szkoda, że mogliśmy zobaczyć to tylko raz.
http://santoryn.republika.pl/home.htm
http://www.santorini.pl
http://www.santorini.net
http://www.santorini.com