Stan Chiapas: Skarby w zielonej dżungli

Na ulicach nie widać mężczyzn. Oni zarządzają i debatują, a pracują... kobiety

"Jesteście na terytorium Zapatystów - tu rządzi lud". Takie tablice stoją przy wszystkich głównych drogach meksykańskiego stanu Chiapas. Ich radykalna treść nie powinna jednak zniechęcać do odwiedzenia jednego z najciekawszych regionów Ameryki. Tym bardziej, że jest tu dużo bezpieczniej niż w większości zakątków Europy. Indiańska gościnność nakazuje bowiem z szacunkiem przyjmować podróżnych, jeśli i oni odpłacają tym samym.

Wybierając się do Chiapas, należy się uzbroić w. cierpliwość. I to nie tylko dlatego, że obowiązuje tu ma?ana nakazująca przekładać wszystko na później, ale przede wszystkim z powodu ustawienia na drogach setek topes i vibradores, asfaltowych garbów i wybojów mających zmniejszyć prędkość pojazdów, którą i tak spowalnia mnóstwo zakrętów i spore różnice wysokości między miastami. Już Hernán Cortés, XVI-wieczny hiszpański konkwistador, opisywał Meksyk jako kraj górzysty i niedostępny. Poproszony o przykład zgniótł kartkę papieru i powiedział: "Właśnie tak wygląda nowy ląd". Tak też jest w Chiapas, gdzie wiele miast i wiosek leży na wysokości ponad 2000 m n.p.m.

Obok wszechobecnej zieleni dżungli (drugiej co do wielkości w Ameryce) najbardziej rzuca się w oczy prawie całkowity brak mężczyzn na ulicach. Wszystkie bez mała zajęcia wykonują kobiety, mężczyźni zaś zarządzają, debatują, ulepszają. Nie najlepiej im to wychodzi i pewnie za karę Indianki zakładają do ślubu niezwykle kolorowy strój, by mężczyzna choć przez chwilę stał się celem litościwych uśmiechów.

Największym miastem regionu i jego stolicą jest Tuxtla Gutiérrez. Z racji dużej liczby hoteli i dogodnych połączeń jest dobrą bazą wypadową w głąb stanu i ku jednemu z najpiękniejszych kanionów kraju - Cadon del Sumidero, który zaczyna się parę kilometrów za miastem. Najłatwiej go obejrzeć z łodzi motorowej. Od powstania w 1981 r. zapory Chicoasen rzeka Grijalva (lub Rio Grande de Chiapas) stała się na długim odcinku wąskim i głębokim zbiornikiem wodnym. Nad nim rozciągają się strome, nieraz bardzo ponure ściany o wysokości ponad kilometra. Wodospady i jaskinie, różnorodna fauna i flora nadają temu miejscu niezwykły urok. Spokój zakłócają co prawda motory szybkich łodzi, ale nawet krokodyle nie zwracają uwagi na turystów (ci, oczywiście, odwrotnie)... Emocje wzbudzają też ptaki, a zwłaszcza wielka ilość czapli i zimorodków. Dwugodzinna przejażdżka łodzią prowadzi do miejsca, gdzie skały i porosty ułożyły się w kształt bożonarodzeniowej choinki. Tak zresztą wszyscy je nazywają.

Gdy upał doskwiera, warto udać się na przeciwne krańce stanu, ku wodnym kaskadom i wodospadom - 300 km i cały dzień jazdy. Tubylcy i turyści najchętniej odwiedzają Misol-Ha, Agua Azul i Agua Clara. Mimo to rzadko jest tam tłoczno i bez trudu znajdziemy spokojne miejsce. Choć zupełnej ciszy nie warto szukać, bo hałas i wszystko, co go czyni, jest wpisane w meksykańską codzienność.

Pod 30-metrowymi wodogrzmotami Misol-Ha da się spacerować i popływać w krystalicznej wodzie, podobnie jak w turkusowych kaskadach Błękitnej i Jasnej Wody o spokojnym nurcie. A później "zmęczeni odpoczynkiem" możemy skosztować lokalnych ryb, z mojarrą na czele, w jednej z wielu restauracji. W środku lasu tropikalnego wszystko smakuje wyśmienicie.

Będąc w Chiapas, nie sposób nie zajrzeć do San Cristóbal de las Casas, miasta Zapatystów, centrum indiańskiej niezależności. Leży ponad 2300 m n.p.m., wśród gór i dżungli, izolowane od reszty kraju. Może dlatego tutejsza architektura kolonialna jest tak pełna wdzięku. Kolorowe, niskie domy wzdłuż wąskich, brukowanych ulic ułożonych w równe kwadraty. Na głównym placu - Plaza 31 de Marzo - można usiąść na ławce i obserwować leniwie toczące się życie. Nad placem góruje katedra postawiona do niego bokiem. Żółć, biel, czerwień i czerń fasady symbolizują cztery kierunki świata Majów, do dziś obecnego w świadomości mieszkańców. Nawet stojący przed katedrą krzyż podobno nawiązuje do czasów przedkolumbijskich.

Najładniejszą budowlą miasta jest kościół dominikański Templo de Santo Domingo z dawnym konwentem. Na zewnątrz bogato zdobiony motywami roślinnymi, wnętrze przyciąga drewnianym, pozłacanym ołtarzem i strojną amboną. Panuje w nim niezwykła atmosfera, zwłaszcza podczas modlitwy Indian, Metysów i Kreoli.

Niezwykła atmosfera panuje również na ulicach. Wieczorami spacerują rodziny z dziećmi i zakochane pary. Wówczas tylko szmaciane lalki Zapatystów na straganach i plakaty wzywające do manifestacji przypominają o losie mieszkańców regionu.

Warto odwiedzić również wioski okalające San Cristóbal. Wyjątkowym miejscem jest San Juan Chamula, stolica Indian Chamula, dużej i dosyć bogatej grupy społecznej. Jej członków łatwo poznać po ubraniach. Kobiety noszą włochate, czarne spódnice i białe bluzki z lamówką, mężczyźni na białe ubrania zakładają kamizelki z kędzierzawej wełny. O odmienności tego miejsca świadczy też kościół na centralnym placu zbudowany w stylu kolonialnym w latach 1522-1524. Biel łączy się z zimną zielenią i błękitem, tworząc harmonijną i skromną całość. Zaskakujące jest wnętrze świątyni strzeżone przez starszyznę wioski. Aby do niej wejść, turyści (łatwo ich odróżnić od tubylców) muszą zdobyć pozwolenie, uiścić opłatę i zapewnić, że w kościele i w jego najbliższym sąsiedztwie nie będą robić zdjęć. Fotografowanie uroczystości religijnych albo ludzi bez ich zgody postrzegane jest tu jako zniewaga, która może skończyć się w najlepszym przypadku zniszczeniem kliszy i aparatu, w najgorszym - nawet aresztem (wioska ma własną policję). Nikt jednak nie zabrania zbierać wspomnień.

Kamienną posadzkę kościoła pokrywa siano, zamiast ołtarza stoi. krzesło. Jest to zresztą jedyny mebel, na którym wierni mogą ewentualnie przysiąść. Zazwyczaj więc wędrują po świątyni, siadają, klękają lub kładą się na podłodze. Zawsze pali się tu mnóstwo świec, które sąsiadują z butelkami fanty lub coca-coli, które w kosmologii Indian z Chamula zajmują szczególne miejsce. Podczas szamańskiego leczenia jajkiem odbywającego się w niedziele wypija się ich tak dużo, że powodują wymioty. To zaś traktowane jest jako najwyższa forma oczyszczenia i wypędzenia złych mocy. Brak ławek wynagradza duża ilość figur świętych w szklanych klatkach. Przybrane uroczyście co roku dźwigają więcej strojnych szat nakładanych jedna na drugą. Na szyjach mają sznury z lustrami, które chronią wiernych przed złem. Wyznaje się tu lokalną wiarę - mieszaninę majskiej duchowości i chrześcijańskiego pojmowania świata. Wielki Post, Adwent i dzień św. Jana Chrzciciela przeplatają się ze świętami ze starożytnego kalendarza. Warto odwiedzić tutejszy cmentarz, gdzie kolory krzyży oznaczają wiek pochowanych osób.

Kilka kilometrów dalej kolejna wioska - San Lorenzo Zinacantán - znana z uprawy róż, chryzantem i lilii, które widać na polach, przydrożnych ołtarzach i targowiskach. Ornamenty roślinne znajdują się też na tkaninach produkowanych w wielu domach, które, półotwarte niczym sklepy, można odwiedzać. Przy okazji zakupu poczęstują nas pyszną, jeszcze ciepłą kukurydzianą tortillą i mescalem, mocnym alkoholem z agawy. Łyk lub dwa i rzeczywistość nabiera kolejnych barw (tak jakby dotychczasowe były mało wyraziste!).

Na koniec Palenque, tajemnicze miasto w dżungli odkryte przypadkowo w 1952 r. Pierwsze wrażenie jest oszałamiające. Wiecznie zielony las zwrotnikowy niczym murem osłania pałac, Świątynie Krzyży i Inskrypcji oraz boisko do gry w piłkę. Tworzą one główny plac majskiego miasta, które tylko częściowo zostało odkopane. Prawdziwy rozkwit przeżywało w VII wieku n.e. Świadczą o tym liczne inskrypcje i ornamenty na piramidach i świątyniach poświęcone w dużej mierze królowi Pakalowi, którego grób odkryto w głównej, kamiennej konstrukcji. Ozdobiony jadeitem grobowiec od kilku lat jest zamknięty dla zwiedzających. Jego kopię można obejrzeć w Muzeum Historii i Antropologii w Mieście Meksyk, choć plotki głoszą, że to oryginał przeniesiony tu potajemnie, by nie niszczał w wilgotnym, podzwrotnikowym klimacie. Ruiny imponują rozmachem, zieleń drzew i biel kamieni potęguje wrażenia. Jeśli komu wciąż ich mało, z Chiapas blisko na Jukatan, do Gwatemali i Belize...

Więcej o: