Kraj Ałtajski: Bania w Barnaule

Cedrowe wiechcie, którymi zostałem niemiłosiernie wychłostany - rozumiem. Para buchająca na rozgrzane kamienie - niezbędna. Olejek cedrowy albo eukaliptusowy do wyboru, którym polewa się te kamienie, żeby nos też coś z tego miał - błogosławieństwo. Chłodny basen, do którego trzeba wskoczyć po wyjściu z parnej komnaty, choć zęby szczękają - absolutnie. Urządzenia do masażu jakby żywcem wyjęte z katalogu towarów sado-maso - no, przecież wiedziałem, gdzie się pakuję. Ale miód?

Jurij Pietrowicz tonem niedopuszczającym sprzeciwu każe mi się położyć na ławie. Rozgrzane, wypolerowane deski już nie parzą - ciało, całe w czerwonych plamach od chłosty, dawno przestało na takie detale reagować. Jurij odkręca wieko słoika i niewielką parną komnatę wypełnia słodki zapach. Na ramiona i plecy leje mi się gęsty, ałtajski miód, o który zabijają się gospodynie w Moskwie. Jurij chyba papierem ściernym - no bo przecież niemożliwe, żeby to po prostu była szorstka gąbka - wciera mi miód w ciało, doprawia razami witek. - Gałęzie - tłumaczy - przywozimy ze stepu, bo tam liście wytargane wiatrem, odporniejsze. A potem przez te wiechcie polewa mi wymiodowane ciało gorącą wodą, a ja, zamiast zerwać się z wrzaskiem, czuję, jak wreszcie opuszcza mnie całe zmęczenie i ból. Woda spływa po miodzie jak balsam. - No to poleż sobie trochę - mówi Piotrowicz, odkręca parę i zamyka za sobą drzwi. Czuję się wdzięczny jak szczeniak, który dostał wreszcie upragnioną kość.

Mój oprawca chodzi do bani Makarycz regularnie co tydzień już dwadzieścia lat i jest z niej chyba tak dumny jak ze swojej gazety "Swobodny Kurs", jednej z najlepszych w kraju. Ongiś komunalna, potem sprywatyzowana, bania zbiera kwiat Barnauła - razem z nami pławią się dziś tutejsi rotarianie. Położona jest dziwnie, bo na terenie fabryki, w nieotynkowanym budynku z cegły (to właśnie fabryka dostarcza parę, czystsza niż w innych baniach), ale w środku wyłożone boazerią i kafelkami pomieszczenia lśnią czystością.

Para. Kąpiel. Napić się czaju. Para. Kąpiel. Czaj. Para. Kąpiel. Para. Teraz dopiero wiechcie, masaż i miód. - Tylko po kąpieli idź pod prysznic i nie pij czaju - radzi Jurij. Faktycznie, czaj byłby nie na miejscu. Na stół wjeżdża piwo, zmrożona gorzałka, ryby. I rozmowa jakoś inaczej się toczy, łatwiej niż zwykle. - W bani - mówi Jurij sentencjonalnie - człowiek się nie starzeje. I czasu spędzonego tutaj nie liczy się do czasu, który nam został przeznaczony.

Wychodzimy na ośnieżoną ulicę miasta. Choć Barnauł założono na początku XVIII w., niewiele zostało ze starych budowli. Ocalałe XIX-wieczne drewniane domki popadają w ruinę albo zarastają wywieszkami i reklamami. Wzdłuż szerokich ulic sypiąca się sowiecka zabudowa przetykana nowoczesnymi konstrukcjami z ostatnich lat. Budynek redakcji gazety Jurija kształtem przypomina statek płynący "swobodnym kursem" w nieznane. To wcale nie jest głupie skojarzenie - miasto wyrosło nad potężnym Obem, spławnym od maja do listopada. A zaledwie dwie godziny drogi stąd są góry Ałtaju, w nich rzeki płynące głębokimi kanionami, wszystko na skalę niewyobrażalną w Europie. Gdy wjechaliśmy na most i dotarliśmy na drugi brzeg, zauważyłem z przekąsem, że ten Ob nie taki szeroki, wszystkiego ze trzy Wisły w Warszawie. Kierowca nie odpowiada, naciska tylko na gaz. Po chwili stały ląd się kończy, znów jesteśmy na moście... To była po prostu przybrzeżna wyspa! A przed nami most ciągnie się dalej, niknie we mgłach. - Nu kak, warszawiak? - pyta kierowca. - Niczewo.

Bania Makarycz przy ulicy Timurowskiej 74. Odwiedziny po umówieniu przez telefon 89 039 901 090. Z Moskwy (lotnisko Domodiedowo) codziennie lata "Sybir", czas lotu ok. 4 godz.

Barnauł: Kilka dobrych hoteli (Sybir drogi, lecz najwygodniejszy), restauracje albo w standardzie sowieckim, albo snobujące się na kuchnie zagraniczne, jak np. Meksyk. Klub Chaplin (w budynku kina za czołgiem, w centrum miasta, każdy wskaże drogę) z postsowieckimi klimatami, bardzo głośną i niedobrą muzyką oraz kuchnią na niezłym poziomie. Polecam zwłaszcza tajemnicze danie rybne Sienkiewicz nad Tygrysem

Więcej o: