Jeśli ktoś po raz pierwszy wybiera się do Azji lub po prostu poza Europę, to prawdopodobnie najlepiej zrobi, jeśli pojedzie do Tajlandii. - Ten kraj jest idealny dla kogoś, kto planuje pierwszy daleki i egzotyczny wyjazd. Jest bezpiecznie, wszyscy mówią po angielsku, są opiekuńczy. Tajlandia, przy całej swojej odmienności, ma w sobie coś europejskiego. Choć zabytki oczywiście bardzo różnią się od tych znanych nam z Europy - mówi Paulina, która pojechała tam w podróż poślubną.
- Myślę, że Polaków do Tajlandii przyciąga ładna pogoda. Tam zawsze jest ciepło, więc nie trzeba obawiać się, że z powodu deszczu przesiedzi się całe dwa tygodnie wakacji w pokoju hotelowym - uważa Magda, która spędziła w Tajlandii miesiąc.
Podobno właśnie takim miastem jest Bangkok. Nie można obok niego przejść obojętnie i obowiązkowo trzeba je odwiedzić. Nawet jeśli przytłaczają was duże i hałaśliwe miasta. - Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Miejska dżungla, oblepiająca, brudna, zasmogowana, kolorowa, hałaśliwa, pełna dziwnych zapachów, wszechobecnych samochodów, wariackich tuk-tuków, ludzi, którzy wyglądają i zachowują się tak bardzo inaczej, są mężczyznami w strojach kobiet, małoletnimi prostytutkami, biednymi staruszkami, cwaniakami czyhającymi na naszą naiwność - tak swoje pierwsze wrażenie na widok Bangkoku opisuje Ola, która w Tajlandii była w listopadzie.
Przyznaje, że razem z narzeczonym musiała na chwilę przysiąść w hotelu, aby zebrać myśli. Na ulicę wyszli dopiero około 2:00. Było spokojniej, a Tajki na przybrudzonych leżakach masowały turystów za 20 zł za godzinę. - Kupiliśmy jedzenie u ulicznego sprzedawcy, wypiliśmy shota z whisky i wróciliśmy następnego dnia. Wtedy miasto było bardziej znośne. Ale chyba ostatecznie się w nim zakochaliśmy, bo radość z powrotu do Bangkoku z wysp była ogromna - przekonuje.
- Dla mnie to miasto jest kwintesencją Azji. Znajdziemy tam wszystko i doświadczymy wszystkiego. Tajowie chcą się integrować, bawią się z turystami. Podczas jednej imprezy w Bangkoku poznałam ludzi, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt - opowiada Paulina.
- Bangkok jest super, tylko nie pijcie ich okropnej wódki na Khao San! - przestrzega Natalia, która Tajlandię odwiedziła kilka lat temu w lutym. Poza tym na pewno warto popływać łódką, zapuścić się w mniej turystyczne okolice. Koniecznie trzeba też odwiedzić bazar dla lokalsów i obkupić się przyprawami.
I wcale nie chodzi o lot samolotem. Tak może się stać, jeśli spróbujecie bardzo ostrej, tajskiej potrawy. Uspokajamy, że oczywiście nie jest to regułą, ale generalnie lepiej dopytać przed zamówieniem, jak bardzo ostre jest danie, które wybraliście. - Bardzo mi się podobało, że Tajowie ostrzegali nas, jeśli coś mogłoby być za ostre dla naszego podniebienia. Mimo to spróbowałam raz ich zielonego curry. Najpierw miałam świeczki w oczach i wodę w nosie. Później się spociłam niemiłosiernie, było mi duszno, zatkało mi uszy! Ale było zabawnie - wspomina Laura, która odpoczywała w Tajlandii w ubiegłym roku.
Magda, Ola, Natalia i Paulina zgodnie podkreślają, że można znaleźć potrawy, które wcale nie są mocno pikantne. Ich smak jest raczej wyrazisty. Poza tym tajska kuchnia jest zdrowa i bardzo smaczna. - Powiedziałabym nawet, że obłędna. Moje ulubione danie to pad thai z tofu. Nigdzie w Polsce nie jadłam prawdziwego, tajskiego pad thaia - mówi Paulina.
- Smaki są tak inne niż w Polsce, że człowiek po prostu na początku próbuje, łyka, ale bez klasyfikacji na rodzaje smaków. Potem smakuje już wszystko - śmieje się Ola.
Natalii najbardziej smakowało tom yum. Mogłaby żywić się tylko tym. Poza tym bardzo dobre i tanie są również mule. - Ale jedną z fajniejszych knajp znalazłam w Bangkoku nad rzeką. Jej sekretem było to, że podawała tylko pad thai w różnych wersjach - zdradza. Koniecznie trzeba spróbować też soczystych, egzotycznych owoców i robionych z nich koktajli.
Najlepiej stołować się tam, gdzie jest dużo ludzi i są również miejscowi. Nie trzeba też obawiać się ulicznego jedzenia. - Street food jest tam wręcz obowiązkowy, a Tajowie serwują również "normalne" dania. Nikt nie zmusza do jedzenia robaków, ale oczywiście amatorzy tego typu specjałów znajdą je bez trudu - uspokaja Paulina.
- Trzeba jeść, próbować, cieszyć się owocami, przekąskami na ulicy, lodami z kokosa. Żałuję, że z obawy o żołądek troszkę się hamowałam. Tajlandia jest bardzo brudna jak na nasze warunki i na początku przygotowywanie posiłków trochę szokuje i odrzuca, ale po kilku dniach jest ci wszystko jedno - zapewnia Ola.
Dziewczyny przekonują, że po skosztowaniu prawdziwej tajskiej kuchni w Polsce nie będziecie chcieli nawet spojrzeć na to, co oferują restauracje.
O Tajlandii mówi się, że jest jednym z tańszych krajów i że choć przelot do Azji jest drogi, na miejscu ceny są niskie. - Można przeżyć trzy tygodnie za kwotę, którą podczas wakacji w europejskim państwie wydalibyśmy pewnie w tydzień - uważa Paulina. Gdyby porównać Tajlandię z innymi azjatyckimi krajami, ostatecznie plasuje się gdzieś pośrodku. - Znacznie taniej jest na Filipinach czy w Birmie, ale z kolei w Japonii jest już dużo drożej - dodaje.
Na miejscu jest więc tanio, ale nie tak, jak jeszcze kilka lat temu. Tajowie zorientowali się, że na turystach można dobrze zarobić i podnieśli ceny. Nie chcą się już targować, choć kiedyś robili to bardzo chętnie. - Mity o pięknych bungalowach za 60 zł za noc się nie sprawdziły. Szczególnie Railay (półwysep w Tajlandii - przyp. red.) stracił swój backpackerski czar i buduje się tam jeden luksusowy resort za drugim. Drogie są również wstępy w Bangkoku, szczególnie do Pałacu Królewskiego - twierdzi Natalia.
Bardzo tanie jest natomiast jedzenie, dla niektórych nawet zaskakująco. - Znaleźliśmy pana, który serwował pad thaia za równowartość 6 zł. Była to naprawdę solidna porcja, można było sobie dodawać kiełki, limonki i orzeszki bez ograniczeń - opowiada Ola. Curry z krewetkami, które w Polsce kosztuje około 30 zł, tam zjecie nawet za 7-10 zł. Koktajle i napoje ze świeżych owoców da się kupić już za 4 zł.
Jeśli ktoś ma szczęście, za 100 zł za noc może znaleźć nocleg nawet w czterogwiazdkowym hotelu. - Choć w trzygwiazdkowym jest to bardziej prawdopodobne - mówi Ola.
Poza tym ceny wycieczek na miejscu to około 50-180 zł w zależności od oferty, ale zwykle są to wyjazdy całodniowe, przede wszystkim na wyspy. Przepłynięcie łodzią na odciętą od lądu plażę kosztuje ok. 10 zł od osoby, a rejs łodzią na wyspę oddaloną o 40-50 km od brzegu to wydatek rzędu 35-40 zł od osoby.
- W Bangkoku koniecznie zostańcie na kilka dni. Nie tylko po to, żeby go zwiedzić, ale poczuć, poimprezować, zajrzeć do centrum handlowego, bo to bardzo ciekawe doświadczenie - przekonuje Paulina i wyjaśnia, że mimo wysokiej temperatury w Tajlandii sprzedawane są zimowe kolekcje. Jedna z Tajek wyjaśniła jej, że to głównie dla zamożnych osób. Które w ten sposób mogą pokazać, że je na to stać. - Dla kontrastu obok płynie rzeka, przy której znajdują się rozpadające się lepianki i budy, w których mieszkają ludzie - dodaje.
Trzeba przejechać się tuk-tukiem, zobaczyć Pałac Królewski i świątynie Buddy. Nie zapomnijcie też o tajskim masażu. - Nie rekomenduję ulicznych, polecam te w dużych salonach. Tam nikt nam nie zrobi krzywdy. Prawdziwy tajski masaż trwa godzinę, naprawdę boli, ale działa i odpręża! - zachwyca się Paulina.
Poza stolicą skierujcie się na północ do Chiang Mai, aby zobaczyć zupełnie inne życie, a potem na południe i tamtejsze półwyspy i wyspy, m.in. Phi Phi.
W południowych rejonach turystycznych, takich jak prowincje Krabi czy Phuket, trzeba pozostać czujnym. - Nie podobało mi się namolne zachowanie i naciąganie. Tajowie są bardzo uczynni, ale swoje usługi proponują bardzo nachalnie, próbują np. wmówić, że Pałac Królewski jest otwarty w godzinach, w których jest już zamknięty. Przeszkadzało mi, że jestem cały czas przekrzykiwana, zaczepiana, łapana za ręce - opowiada Ola i mówi, że udało się znaleźć sposób na zaczepki. - Składaliśmy ręce, mówiąc po tajsku "dziękuję" i ludzie od razu odpuszczali.
- Tajowie mówili, że dzisiaj jakaś atrakcja jest zamknięta z powodu święta narodowego. Ale były czynne, był tłum ludzi. Gdyby zdarzyło się to raz, zignorowałabym. Ale zdarzyło się kilka razy. Nie wiem, o co chodziło - potwierdza Paulina.
Interesujące jest też Kanchanaburi. - To tam jest most na rzece Kwai i trochę prowincjonalne, ale bardzo mocne Muzeum Kolei Śmierci - poleca Natalia. Ale Kanchanaburi to nie tylko okrutna historia. Jest pięknie położone nad rzeką, ma bardzo miłe kompleksy bungalowów i pyszne przekąski na targu nocnym. Jest także świetną bazą wypadową do odkrywania przyrodniczych atrakcji, np. wodospadów w parku Erawan.
A Tajlandia ma w tym obszarze wiele do zaoferowania. - Zachwycające plaże, roślinność, faunę i lazurową wodę. Zwierzaki bywają niebezpieczne, ale w granicach rozsądku można przybić piątkę z małpą za banana albo ananasa - wymienia Ola.
Nie wszystkim może natomiast spodobać się Pattaya. - Zaskoczył mnie tam ogrom seksturystyki. Wieczorami trzeba wręcz przepychać się między prostytutkami. Wiele lokali to zakamuflowane agencje towarzyskie. No, ale nie bez powodu Tajowie nazywają Pattayę "Disneylandem dla dorosłych" - mówi Magda.
W Tajlandii na pewno zaskoczy was kilka rzeczy. Ola mówi, że jedną z nich był poziom służby zdrowia. - Jesteśmy kilkadziesiąt lat za nimi! Byłam w przychodni międzynarodowej i lokalnej. Obie nowoczesne, obsługa wręcz zbyt miła i opiekuńcza, technologie diagnostyki mają zaawansowane, bardzo szybkie. Za konsultację płaci się od 60 do 100 zł - opowiada.
Na każdym kroku będziecie też spotykać tzw. ladyboyów (po tajsku kathoey), którzy są tajską trzecią płcią. - Najczęściej można ich spotkać w kurortach i salonach piękności. Mój chłopak poszedł do fryzjera i tylko ja, siedząc z tyłu za nim, zauważyłam, że fryzjerka, która go obsługuje, ma męskie ramiona i plecy, choć z przodu wygląda jak modelka - wspomina Ola.
Powszechnym widokiem są też kapliczki, tzw. sala phra pum, czyli domki dla duchów. Tajowie zostawiają w nich jedzenie i napoje, np. kanapki albo puszki coca-coli. - Dla nas może się to wydawać profanacją, ale lepiej nie reagować wtedy w żaden emocjonalny sposób, np. nie śmiać się, bo Tajowie mogą pomyśleć, że żartujemy z ich religii i się obrazić - radzi Magda i dodaje, że są też bardzo wrażliwi na tematy związane z monarchią.
Pamiętajcie również, że buty trzeba zdejmować nie tylko przed wejściem do świątyni, ale również do niektórych sklepów. I uważajcie na dzwonki przy barach na powietrzu. - Kto zadzwoni dzwonkiem, stawia kolejkę wszystkim dziewczynom w okolicy. A te przybiegają bardzo szybko - ostrzega Paulina.
Z czystością na miejscu bywa różnie. - Są wypielęgnowane, piękne alejki, ale np. Khao San w Bangkoku jest potwornie brudne. Wśród straganów biegają szczury. Ale to urok i klimat tego miasta - mówi Paulina. Z hotelami jest podobnie, choć noclegi ze średniej półki zazwyczaj są czyste i w dobrym standardzie. - Trzeba wziąć poprawkę na to, że jesteśmy w innym klimacie, w którym mała jaszczurka pod prysznicem nikogo nie powinna dziwić - śmieje się.
- W Europie nieraz spotkałam się z nieupranym prześcieradłem i brudną podłogą. W Tajlandii pod tym względem było bardzo dobrze. Są opinie o robactwie, ale z tym można spotkać się na całym świecie - przekonuje Ola.
Warto też przed zarezerwowaniem pokoju poprosić o zdjęcia, bo nie zawsze są zgodne z opisem i może okazać się, że prywatna łazienka jest jednak współdzielona.
- Ja z kolei kompletnie nie rozumiem osób, które wybierają w Tajlandii hotel z opcją all inclusive. Ten kraj trzeba chłonąć poza hotelem, a tam tylko spać! - przekonuje Laura. Bo, jak dodaje, to nie jest miejsce, do którego można polecieć tylko raz.
Może zainteresuje cię też: Ciepło przez 300 dni, ale spotkasz mężczyzn w futrzanych czapkach. "Tam świetnie reagują na Polaków"