Nietypowy urlop - w klasztorze

Opcji jest kilka. "All inclusive" z udziałem we mszy świętej albo zwykły "bed and breakfast" bez modlenia się. Tydzień w totalnej ciszy i w odosobnieniu albo luksusowe wczasy z pysznym jedzeniem i widokiem na zabytkowy kościół. Już kilkanaście klasztorów w Polsce oferuje wypoczynek za swoimi murami. Chętnych nie brakuje

Urlop za furtą

Ksiądz Wiesław Kowalewski, dyrektor Pustelni Złotego Lasu w Rytwianach, jest dyskretny. Owszem, w pokamedulskim zespole, którym zarządza, bywają różne sławy, ale szukają tutaj wyciszenia, a nie rozgłosu. Wiadomo, że lubią tu odpoczywać Alina Janowska i Leonard Pietraszak. Ale innych nazwisk nie będzie.

Ksiądz chętniej wspomina pewnego dziennikarza, który zamierzał odpocząć w Rytwianach i dzielnie postanowił podjąć trudy pustelniczego życia. - Nie wiem, skąd wziął taki pomysł, ale chciał spać w trumnie - śmieje się ksiądz Kowalewski. Był zdziwiony, gdy tłumaczyłem mu, że u nas trumien do spania nie ma, a i pustelnicy raczej w nich nie sypiali. Był uparty. W końcu obiecałem mu, że jak przywiezie tę trumnę ze sobą, to będzie mógł ją wstawić do pokoju. Przyjechał bez niej. Jedyne, czego wymagamy od gości, to przestrzeganie zasad ośrodka i zachowanie ciszy. Bo właśnie po ciszę tutaj się przyjeżdża.

Urlop w klasztorze. Magiczna siła ciszy

Kiedy jedni jadą do spa, inni wybierają spes, czyli "salus per silentium", co oznacza "zdrowie przez ciszę". Na ciszę i spokój postawiła właśnie Pustelnia Złotego Lasu. To miejsce dość niezwykłe. Na skraju lasu, z dala od cywilizacji stoi tu pokamedulski monaster, w którym cisza niemalże odbija się od białych ścian klasztoru. Wiatr bezszelestnie porusza się między dawnymi domkami pustelników. W samym centrum stoi barokowy kościół. Nie ma okien, co nadaje mu jeszcze większej tajemniczości.

- Kameduli wybierali miejsca pod swoje klasztory w szczególny sposób, był to nawet rodzaj celebracji. Obserwowali i doskonale rozumieli przyrodę, wiedzieli, gdzie budować - mówi ksiądz Kowalewski. Czy można było więc znaleźć lepsze miejsce na ośrodek dla ludzi zagubionych w pędzie współczesnego świata, pracoholików wkręconych w tryby wielkich korporacji czy uzależnionych od internetu, hazardu i konsumpcji? Bo dla nich właśnie jest spes. Mają wypoczywać, dobrze jeść i nic więcej.

Klasztorna furta, która oddziela klasztor od zewnętrznego świata, nabiera symbolicznego znaczenia, a kilkudziesięciometrowa, otoczona murem droga prowadząca do pustelni jest jakby przejściem do innego wymiaru. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdy dotrze się do jej końca, nie będzie już odwrotu. I rzeczywiście, gdy wąski korytarz drogi otwiera się na niewielki dziedziniec, widniejący w ułożonej na nim mozaice napis "memento mori" brzmi bardzo złowieszczo. Ale równocześnie przypomina, jak błahe są doczesne problemy w obliczu czekającego nas kresu życia. Może więc faktycznie zwolnić obroty, zapomnieć o codziennej gonitwie i delektować się przeżywaną właśnie chwilą?

Urlop w klasztorze. Siekiera tak, internet nie

Telewizja? W pokojach brak. Tak jest w każdym niemal klasztorze, gdzie przyjmowani są goście z zewnątrz. W Rytwianach jest jeden odbiornik na cały ośrodek, ale próżno w nim szukać programów z satelity. Od świata zewnętrznego dzielą pustelnię podwójne mury, komórka łapie zasięg zaledwie w kilku, wyżej położonych miejscach budynku. Internet? Jedno stanowisko koło jadalni, ukłon w stronę tych, którzy koniecznie muszą mieć do niego dostęp. Udział w mszy, modlitwie albo w rekolekcjach? Nic na siłę.

- Nie ma tu specjalnych nakazów - mówi ksiądz Wiesław Kowalewski. - Każdy może robić to, na co w danej chwili ma ochotę. Może spacerować, odpoczywać, czytać książki albo nawet brać udział w zajęciach artystycznych. Goście mają też możliwość skorzystania z masażu relaksacyjnego i konsultacji psychologa. Mogą też, jeśli chcą, brać udział w życiu religijnym ośrodka. Przede wszystkim jednak mają się tutaj dobrze czuć.

W ramach odwyku od wyścigów szczurów można rąbać drewno, popracować fizycznie albo wziąć rower i pojechać do lasu. Albo też po prostu słuchać ciszy, którą przerywa jedynie świergot ptaków i cykanie świerszczy.

Urlop w klasztorze. Rekluzka kontra biznesmen

Monaster w Rytwianach ma długą i niezwykle barwną historię. Ufundował go Jan Magnus Tęczyński, wojewoda krakowski, przyjaciel Galileusza. Jego wnuk Stanisław Łukasz Opaliński, przeciwieństwo dziadka, nieraz dał się kamedułom we znaki, prowadził lekkomyślny tryb życia i z nikim się nie liczył. Kiedy owdowiał, ożenił się po raz drugi z Anną Dziulanką, pochodzącą z Italii panną niższego stanu. Wybuchł skandal. Anna dość szybko zmarła, a legenda mówi, że zrozpaczony Opaliński nie chciał jej pochować. Dopiero kiedy bracia odlali jej podobiznę z wosku, zgodził się na pogrzeb. Figura z wosku stoi dzisiaj w zakrystii. Choć jest wielu chętnych, by ją obejrzeć, większość gości po prostu chce pobyć w kościele, ciesząc się jego ciszą i spokojem. Jeszcze do niedawna mieszkała tu rekluzka, zakonnica, która przez dwa lata prowadziła pustelniczy tryb życia, nie kontaktując się ze światem zewnętrznym. Tego samego, chociaż na chwilę, pragną żyjący w stresie biznesmeni, ludzie mediów i reklamy oraz walczący o wyniki sprzedaży handlowcy. Przygotowane dla nich pokoje nie przypominają ascetycznych cel klasztoru. Choć brak w nich przepychu, są bardzo przytulne. Na bardziej wymagających czekają wydzielone eremy, które oprócz kilkupokojowego domku zawierają też swój własny, otoczony murem ogródek. W ośrodku nie ma też typowej restauracji, a posiłki jada się wspólnie o wyznaczonych porach.

Urlop w klasztorze. Prawdziwe życie klasztoru

Wczasy w klasztorach stają się modne. Tutaj czas płynie wolniej, można skonfrontować się z samym sobą. Klasztory to takie miejsca na ziemi, gdzie jest się bliżej nieba. Na przyjmowanie gości przygotowani są również benedyktyni z Tyńca. Każdy, kto czuje taką potrzebę, może przybyć do nich na rekolekcje albo po to, by po prostu oczyścić myśli, odpocząć od stresów i codziennych kłopotów. Rowery i kijki trekkingowe zakonnicy wypożyczają "za ofiarę". Nie jest to konieczne, ale można też włączyć się w codzienne życie klasztoru. Ale wtedy nie ma już litości. Zakonny rygor to poważna sprawa.

Pobudka o godzinie 5.30. Po śniadaniu o 8.00 rozpoczyna się pracę, bo, jak głosił święty Benedykt, bezczynność jest wrogiem duszy. Jedyną przerwą jest podawany w południe obiad. Potem znów praca, aż do kolacji. W ciągu dnia odbywają się też cztery modlitwy, w których uczestniczy się razem z braćmi. O 21.30 zamykane są bramy klasztoru. Zamykany jest też Dom Gości. Już od 21.00 obowiązuje cisza nocna i ścisłe milczenie. O papierosie przed snem należy zapomnieć - w klasztorze obowiązuje całkowity zakaz palenia tytoniu. Na pocieszenie trzeba wspomnieć, że tutejsza kuchnia słynie w całej Polsce, a w przyklasztornym sklepie można kupić najróżniejsze przysmaki, jak choćby ciasta świętego Benedykta, konfiturę niewiernych z cytryn czy czekoladowe wiśnie z brandy ojca Szymona.

Zdecydowani na surowszą dyscyplinę starają się o przyjęcie do klasztoru kamedułów na Bielanach w Krakowie. Wstęp mają tylko mężczyźni, a o tym, czy zostaną przyjęci, decyduje przeor. Tak jak zakonnicy muszą mieszkać w oddzielnych celach, spotykając się tylko w czasie posiłków i modlitw. Warunki są spartańskie, w celi jest łóżko, stolik, krzesło i klęcznik. Prosty, drewniany krzyż jest jedyną ozdobą ściany. Goście klasztoru uczestniczą też w życiu zakonu. Mnisi wstają przed czwartą, po śniadaniu biorą udział w modlitwach i pracują w ogrodzie. Po wczesnej kolacji obowiązuje milczenie. To czas na kontemplację w celi.

Swoje bramy otworzył również klasztor sióstr nazaretanek w Komańczy. Piękny budynek w stylu szwajcarskim powstał w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Miał służyć do wypoczynku dla sióstr zakonnych, lecz szybko jego część stała się ogólnie dostępnym letniskiem. Dziś siostry przyjmują zarówno kobiety i mężczyzn, jak i całe rodziny z dziećmi. Od własnej decyzji zależy, czy uczestniczy się z siostrami w modlitwach. Gdy ktoś ma ochotę, może włączyć się w życie wspólnoty, brać udział w jutrzni i wieczornych nieszporach. Można też po prostu odpocząć, korzystając do woli z ciszy i górskich uroków pogranicza Bieszczad.

Urlop w klasztorze. Moda na spokój

- Cokolwiek skłania nas do zamieszkania w klasztorze, przygotować się trzeba na wstrząs dla naszej psychiki. Niełatwo jest zaakceptować tak gwałtowne wyhamowanie tempa, w jakim żyjemy. Dopiero gdy odnajdziemy spokój, okaże się, że życie nabierze zupełnie innego wymiaru. Nie będzie telefonów, telewizji i internetu. Nikt nie będzie do niczego zmuszał, poganiał ani z niczego rozliczał. Niektórzy mówią, że po kilku dniach za murem, gdy znika potrzeba załatwienia czegoś niezwykle pilnego, odzyskuje się wolność. Jest wtedy człowiekowi po prostu dobrze - mówi Anna Winiarska, psycholog, która sama chętnie wycisza się za klasztornym murem. Co ważne, w przeciwieństwie do mnichów każdy może w dowolnej chwili opuścić klasztor. Chociaż zdarzają się i tacy, którym do "normalnego" życia nie chce się już powracać.

Prawdziwym wyzwaniem są klasztorne medytacje w ciszy, których uczestnicy porozumiewają się ze sobą jedynie za pomocą gestów, obcując wyłącznie ze swoim wnętrzem i myślami. Jedynym na razie zgromadzeniem klauzurowym, które otworzyło bramy, są kamedułki ze Złoczewa. W Domu Gościnnym nazywanym Pustelnią Świętego Romualda obowiązują jednak bardzo surowe reguły. Najważniejsze punkty regulaminu są jasne:

- Ponieważ Bóg przemawia w ciszy, staraj się ją zachować zawsze i wszędzie, a szczególnie w kaplicy i na korytarzach. Zanim odezwiesz się do Współmieszkańca domu, upewnij się, że nie przeszkodzisz mu w modlitwie, rozmyślaniu czy skupieniu.

- Siostry nie mogą rozmawiać z gośćmi, nie odzywaj się więc do nich ani nie staraj się nawiązać kontaktu. Do rozmowy upoważnione są tylko siostra, pod której opieką znajduje się dom rekolekcyjny, siostra zewnętrzna oraz furtianka.

- Niektóre okna wychodzą na podwórze i ogród leżące w obrębie klauzury. Uszanuj prawo sióstr do życia w odosobnieniu i nie wyglądaj przez te okna.

Jest jednak coś w starych murach, co sprawia, że chętnie zamykają się w nich nawet ci, którym z Panem Bogiem nie zawsze po drodze. Szczególnie modny jest kamedulski klasztor na jeziorze Wigry, w którego eremach chętnie chowają się "znani i sławni". Do przyjęcia gości szykują się też ojcowie pallotyni z klasztoru na szczycie kieleckiej Karczówki. Centrum Dialogu, Wychowania i Promocji, które tu powstaje, ma stać się klejnotem na turystycznej mapie Gór Świętokrzyskich.

Urlop w klasztorze. Kogo stać na ascezę?

Podobnie jak wszystkie wczasy na świecie, tak i pobyty w klasztorach doczekały się własnych cenników. Najdrożej jest w Wigrach. Erem z dwoma sypialniami może kosztować nawet 340 złotych za dobę. W Tyńcu udział w weekendowych warsztatach kosztuje od 120 do 180 złotych, do tego dochodzą koszty pobytu: 65 złotych od osoby za dobę w pokoju standard do 135 złotych w pokoju komfort. Nieco droższy jest pobyt indywidualny, bez udziału w warsztatach.

Rytwiany stawiają na gości długoterminowych. Tygodniowy pobyt terapeutyczny kosztuje tu 1220 złotych, zaś nocleg - około 80 złotych za dobę. U krakowskich kamedułów trzeba zapłacić 50 złotych.

Źródło: www.witajwpodrozy.pl

Więcej o: