Żyjący w IV wieku biskup urodził się ok. roku 300 w Patarze, zaś swoje kapłańskie obowiązki wypełniał w Myrze na wybrzeżu Morza Śródziemnego.
O jego życiu wiadomo niewiele. Jako syn zamożnych rodziców w młodości sporo podróżował, m.in. do Palestyny i Egiptu. Kiedy postanowił wejść na drogę wiary, chrześcijaństwo nie było jeszcze legalne - torturowany, zakuty w kajdany, został wtrącony do więzienia. Karierę biskupa rozpoczął dopiero po edykcie cesarza Konstantyna, który zezwalał na swobodne wyznawanie nowej religii.
Jako człowiek mądry i dobry, biskup Mikołaj cieszył się wśród ludu ogromnym uznaniem. Legendy krążyły o jego nadprzyrodzonej mocy. Dowodem na to miało być m.in. wskrzeszenie trzech chłopców podstępnie zabitych przez rzeźnika, który zamierzał sprzedać ich poćwiartowane mięso. Biskup uratował też ponoć Myrę od głodu. Na jego polecenie statki cumujące w miejskiej przystani w drodze z Egiptu do Bizancjum musiały oddawać wiezione zboże, a mimo to po przybyciu do portu przeznaczenia ładunek okazywał się nienaruszony.
Z myślą o najbiedniejszych co roku w wigilię Bożego Narodzenia biskup w tajemnicy przed wszystkimi roznosił prezenty. Pewnego dnia dowiedział się o zubożałym kupcu, ojcu trzech panien na wydaniu. Panny nie miały posagu. Mimo tego nie chciały pogodzić się z wizją staropanieństwa. Każda z nich była gotowa zająć się nierządem, by w ten sposób pomóc pozostałym. Jakież było ich zdumienie, kiedy pewnej wigilijnej nocy przez otwarte okno wpadła do izby sakiewka ze złotem. Pozwoliła na wydanie za mąż najstarszej z córek. Kiedy po roku sytuacja się powtórzyła - za mąż mogła wyjść kolejna córka. Pozostała jeszcze jedna, najmłodsza, ale gdy biskup w kolejną wigilijną noc przybył pod jej dom - okno było zamknięte. Nie namyślając się długo, wspiął się na dach i sakiewkę ze złotem wrzucił przez komin. "Dar z niebios" trafił wprost w rozwieszoną do suszenia skarpetę, zaś na pamiątkę tego zdarzenia przyjęło się w niektórych krajach wkładanie bożonarodzeniowych prezentów do ozdobnych skarpet i pończoch.
Mieszkańcy Myry długo dociekali, kto jest tajemniczym dobroczyńcą. Aż pewnej wigilijnej nocy przyczaili się i pojmali skradającego się zaułkami ulic, owiniętego w długi płaszcz mężczyznę. Jakież było ich zdumienie, gdy po zerwaniu kaptura ujrzeli znajomą twarz.
Po śmierci biskupa w 343 r. jego ciało spoczęło w grobowcu, nad którym wybudowano kaplicę, a w VI w. - kościół. Trzy wieki później podczas najazdów arabskich świątynię zniszczono, a odbudowano ją już jako bazylikę w 1043 r. Średniowieczna moda na posiadanie relikwii sprawiła, że w 1087 r. do Myry przypłynęli włoscy żeglarze i, rozbijając sarkofag, wykradli szczątki słynnego biskupa spoczywające w Myrze przez ok. 700 lat. Wywieziono je do Włoch, a konkretnie - do Bari i umieszczono w tamtejszej katedrze. Świętokradztwo jednak nie popłaca, o czym mieszkańcy Bari przekonali się dość dotkliwie. Stało się to za sprawą przedsiębiorczej kobiety, która oznajmiła, iż podczas cudownego widzenia św. biskup wyjawił jej recepturę leku - panaceum na wszelkie dolegliwości. Chętnych do sprawdzenia mikstury nazwanej "manną Świętego Mikołaja z Bari" nie brakowało i interes kwitłby pewnie długo, gdyby nie omyłkowe zmieszanie składników. Powstała w ten sposób trucizna zabiła ponoć kilkaset osób.
Jak się okazało, ambicje posiadania słynnych szczątków mieli również Wenecjanie, którzy splądrowali sarkofag świętego Mikołaja podczas pierwszej krucjaty. W Anatolii pozostały jedynie nieliczne fragmenty jego kości, o których Włosi w pośpiechu zapomnieli. Można je zobaczyć w Muzeum Archeologicznym w Antalyi.
Podupadłą na przestrzeni lat bazyliką św. Mikołaja zainteresowali się w połowie XIX wieku Rosjanie, wykupując przykościelną posiadłość. Dzięki wsparciu finansowemu cara Mikołaja I w roku 1862 bazylikę zaczęto przebudowywać, nadając jej obecny wygląd. Prac jednak nie dokończono, władze osmańskie zerwały bowiem umowę, odbierając Rosjanom prawo do terenu i jakichkolwiek remontów. Przez długie lata światynię wykorzystywano jako meczet, dopiero od roku 1956, już pod nadzorem rządu tureckiego zajęto się restauracją zabytkowych murów pokrytych XI- i XII-wiecznymi freskami.
Miasto, w którym słynny biskup sprawował swoje duszpasterskie obowiązki, istniało już w V wieku p.n.e. Nazwa pochodziła od greckiego słowa oznaczającego mirrę, choć nie ma pewności, czy wonna żywica służąca jako kadzidło oraz do balsamowania zwłok była w tym rejonie faktycznie produkowana.
Najlepsze czasy Myra przeżywała w okresie rzymskim - w II wieku n.e., następnie zaś w Bizancjum, kiedy to w V wieku stała się stolicą Likii. Później, w efekcie najazdów arabskich, trzęsień ziemi i zamulania portu powoli traciła na znaczeniu. Dziś o świetności dawnej metropolii świadczą jedynie ruiny, z których najciekawsze są wykute w skałach grobowce likijskie i dość dobrze zachowany teatr rzymski.
Współczesnym odpowiednikiem dawnej Myry jest Demre, na mapach zaznaczane również jako Kale. Zajęciem miejscowej ludności jest obecnie uprawa warzyw, kwiatów i obsługa przybywających w te rejony turystów. Wśród tych ostatnich dominują ostatnio... Rosjanie, którzy coraz chętniej przyjeżdżają na turecką Riwierę, a przy okazji odwiedzają rodzinne strony swego patrona.
Najwięcej o Demre, czyli dawnej Myrze, mówi się co roku 6 grudnia, czyli w rocznicę śmierci biskupa. Data ta weszła do kalendarza jako dzień św. Mikołaja. W wielu krajach w ramach tzw. mikołajek rozdaje się prezenty, do czego nawiązuje pomnik ustawiony przed bazyliką w Demre, przedstawiający statecznego biskupa z workiem na plecach, w otoczeniu gromadki dzieci.
Nawet po śmierci biskup Mikołaj jest bardzo zajęty. Ogłoszono go opiekunem dzieci, dziewic, żeglarzy, podróżników, piekarzy, kupców, właścicieli lombardów, a nawet więźniów i drobnych złodziei. Oprócz tego został patronem Rusi, Grecji i wielu miast, jak np. Freiburga w Niemczech czy Moskwy. Dziś nikt już nie mówi o rozdającym prezenty dziadku "Święty Mikołaj z Myry". Teraz szuka się go w Laponii, za kręgiem polarnym, a jego wizerunek zawsze kojarzony jest z zimą i śniegiem. W zależności od kraju różnie się go nazywa. W Turcji jest to Noel Baba, w Stanach Zjednoczonych - Santa Claus, we Francji - Pere Noeel, w Skandynawii - Sante Klaas, a u naszych wschodnich sąsiadów - Dziadek Mróz.
A tak naprawdę biskup z Myry nie jest już świętym. Z braku dostatecznych dowodów na czynione przez niego cuda, w roku 1969 Watykan usunął go z listy kanonizowanych.