600 tys. rowerów na 750 tys. mieszkańców i sieć 400 km ścieżek, którymi można dojechać praktycznie w każde miejsce powoduje, że na bicyklach odbywa się 60 proc. wszelkich podróży w mieście. To nie wymysł scenarzysty o metropolii przyszłości, tylko Amsterdam - jedno z najbardziej przyjaznych rowerom miejsc świata. Jego mieszkańcy to urodzeni cykliści: pedałują matki z dziećmi w przyczepkach, młode pary na randkach i emeryci. Na dwóch kółkach pracują kurierzy, listonosze i policjanci, do firm mkną urzędnicy w garniturach, a na uczelnie - dziewczyny w sukienkach.
Poruszanie się rowerem po stolicy Holandii jest tańsze i wygodniejszeniż jakimkolwiek innym środkiem komunikacji . Na czterech kółkach, w przeciwieństwie do dwóch, trudno manewrować w wąskich uliczkach XVII-wiecznego historycznego centrum, a prawie całe miasto jest objęte strefą płatnego parkowania. Rowerzysta zbyt się nie natrudzi, bo teren jest płaski, a terenów zielonych - dużo. Amsterdam był jednym z pionierów bezpłatnych rowerów miejskich - słynne białe jednoślady, których każdy mógł użyczyć sobie na przejażdżkę, by po niej odstawić je dla kolejnej osoby, wprowadzono tu już w 1965 r. Niestety większość szybko znikła albo została zniszczona. Kradzieże rowerów są zresztą do dzisiaj zmorą Amsterdamu, dlatego praktycznie każdy zabezpiecza je dwoma solidnymi zamkami.
Rower można wypożyczyć niemal wszędzie (ok. 12-14 euro, ale każdy kolejny dzień jest dużo tańszy), a miejscowe agencje turystyczne organizują wycieczki z przewodnikiem - po centrum, spokojnych przedmieściach, połączone z piknikiem albo tematyczne.
Stolica Holandii, oprócz jednośladów, słynie także z atmosfery, kanałów i zacumowanych na nich barek przerobionych na domy, dzielnicy Czerwonych Latarni oraz muzeów kryjących dzieła wielkich mistrzów. Dwa najważniejsze to Muzeum Van Gogha i Rijksmuseum, w którym znajdują się dzieła najsłynniejszych malarzy takich jak Jan Vermeer czy Rembrandt (w tym "Straż Nocna").
Ze swoistej atmosfery i rowerów słynie również Kopenhaga. Ducha stolicy Danii najlepiej oddaje wiodąca przez jej historyczne serce uliczka Nyhavn ciągnąca się po dwóch stronach jednego z kanałów: obok starych cumujących statków są tu gwarne restauracje, a z luksusowymi jachtami sąsiadują barwne kamieniczki. Dalej ścieżki wiodą do barokowego zamku Amalienborg, w którym mieszka rodzina królewska, XVII-wiecznej zielonej cytadeli na wzgórzu i wybrzeża z pomnikiem małej syrenki. Piknik w plenerze na przysłowiowej zielonej trawce jest tu jednym z ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu. Można się wybrać np. do rozległych ogrodów królewskich przy zamku Rosenborg czy któregoś z parków. Wieczór warto spędzić na koncercie w awangardowej dzielnicy Christiania albo parku rozrywki Tivoli: to jedna z najstarszych takich atrakcji na świecie pełna restauracji, karuzel, szalonych górskich kolejek, scen koncertowych i kwiatów.
W Kopenhadze rowerem porusza się praktycznie każdy: jej mieszkańcy codziennie przejeżdżają na dwóch kółkach 1,2 mln km! W mieście jest już ponad 420 km dróg dla rowerów i wciąż powstają kolejne. Pomiędzy dzielnicami krążą przedsiębiorczy właściciele rowerów dostawczych, sprzedając z nich kawę, gorącą czekoladę, zupy czy naleśniki oraz mkną taksówkowe riksze. Dla osób przybyłych do stolicy Danii po raz pierwszy niezwykłym widokiem jest moment, w którym na skrzyżowaniu zapala się czerwone światło: na pasie rowerowym ustawiają się wówczas setki jednośladów w masie, która wygląda, jakby nie miała końca.
Rowerowa historia Kopenhagi jest jedną z najstarszych w Europie: pierwsza ścieżka powstała w niej w 1892 r. W mieście było wówczas niewiele ponad 2,5 tys. rowerów, a 15 lat później ich liczba sięgała już 80 tys., dając Kopenhadze tytuł jednego z najbardziej rowerowych miast kontynentu. Przez lata funkcjonował tu system rowerów miejskich, którymi można się było poruszać za darmo, wrzucając monetę-zastaw do zamku - tak samo jak się odpina i przypina koszyk w supermarkecie. Niestety w tym roku ich nie ma z powodu braku pieniędzy. Rower można za to bez problemu wypożyczyć, co kosztuje 80-110 koron (ok. 45-60 zł) za pierwszą dobę i średnio 30-50 (ok. 15-27 zł) koron za każdą kolejną.
Doskonały i największy w Europie tani system rowerowy funkcjonuje za to w Paryżu : Velib' (www.velib.paris.fr) to ok. 20 tys. rowerów rozmieszczonych na 1450 stacjach znajdujących się mniej więcej co 300 metrów. Pierwsze pół godziny jeździ się za darmo. Planując dłuższą wycieczkę lepiej kupić bilet jedno- albo siedmiodniowy: korzystanie z roweru przez dobę kosztuje zaledwie 1,7 euro, a przez tydzień - 8 euro.
Podobny system funkcjonuje w niedalekiej stolicy Belgii - niektórzy mówią nawet, że rowery miejskie w drogiej Brukseli są jedną z nielicznych tanich rzeczy. System Villo! (www.villo.be) to 2,5 tys. rowerów na stacjach usytuowanych co 450 metrów. Dzienny bilet kosztuje 1,5 euro, a tygodniowy - 7 euro.
Dużo tanich rowerów można znaleźć także w miastach niemieckich, hiszpańskich i włoskich. Z podobnych rozwiązań warto również skorzystać w krajach skandynawskich - co prawda w porównaniu do Francji czy Belgii rowery są tam droższe, ale jednak dużo tańsze niż jakikolwiek inny miejscowy środek transportu. Na dodatek doskonale się nimi jeździ, bo północne metropolie toną w zieleni, dają nadmorski oddech oraz zapewniają doskonałą infrastrukturę i bezpieczeństwo. Np. w drogim Sztokholmie od kwietnia do października można wypożyczyć rower z jednej ze 110 miejskich stacji (www.stockholmcitybikes.se) - karta trzydniowa kosztuje 165 koron (ok. 80 zł), a ważna na cały sezon - 250-300 koron (ok. 120-145 zł).