Korea Północna to najbardziej zamknięte państwo świata, do którego wyjątkowo trudno jest się dostać. Nie dziwi więc fakt, że dużą popularnością wśród turystów cieszy się strefa zdemilitaryzowana (DMZ - od angielskiego demilitarized zone) rozcinająca Półwysep Koreański. Możemy ją odwiedzić podróżując zarówno do Korei Południowej, jak i Północnej. DMZ jest obecnie uznawana za jedną z najbardziej strzeżonych granic na świecie. Na terenie tym zakopano prawie dwa miliony min lądowych.
Wybierając się na wyjazd prasowy do Seulu, byłam pewna, że chcę odwiedzić to miejsce. Mimo że temat Korei Północnej interesuje mnie od lat, z różnych przyczyn nie zamierzam w najbliższej przyszłości podróżować do tego kraju. Dlatego też możliwość obserwacji przez kilkanaście minut jednego z najbardziej tajemniczych miejsc na świecie, wydała mi się kusząca.
DMZ jest obecnie symbolem nierozwiązanego konfliktu. Przypomina o tym, że Półwysep Koreański to swego rodzaju sierota zimnej wojny. Strefa powstała w 1953 w wyniku porozumienia z Panmundżom, a jej głównym celem było ograniczenie kontaktów między skłóconymi państwami. Warto dodać, że mimo podpisania wówczas zawieszenia broni, do dzisiaj brakuje formalnego porozumienia pokojowego.
Przed wyjazdem spotkałam się z bardzo zróżnicowanymi opiniami na temat południowokoreańskiej części DMZ. Niektórzy twierdzili, że nie warto tam jechać i że jest to kolejna turystyczna maszynka do robienia pieniędzy. Z kolei zdaniem innych można tam poczuć ducha historii i sporo dowiedzieć się na temat skomplikowanych relacji między dwoma państwami koreańskimi. Po wizycie w tym miejscu z pewnością mogę zaliczyć się do tej drugiej grupy. Według mnie było to bardzo ciekawe doświadczenie. Wydaje mi się, że spory wpływ na to mógł mieć fakt, że w czasie naszej wizyty, która odbyła się 4 listopada, w DMZ nie było tłumów. Podejrzewam, że w szczycie sezonu turystycznego (w Korei Południowej trwa on od kwietnia do września) pod tym względem może być znacznie gorzej.
Aby zwiedzić to miejsce musimy skorzystać z usług licencjonowanego biura podróży. Wycieczki indywidualne nie są obecnie możliwe. W skład południowokoreańskiej strefy wchodzi kilka obiektów. Pierwszym na trasie wycieczek jest zazwyczaj zbudowany w 1972 roku Imjingak Park. Zobaczymy tu między innymi zniszczoną w czasie wojny lokomotywę parową, pomnik Mangbaeddan, który został poświęcony rozdzielnym rodzinom z obu Korei, a także Freedom Bridge (Most Wolości), którym wracali południowokoreańscy żołnierze po zawieszeniu broni.
Odwiedziłam najbardziej strzeżoną granicę świata tonympix/shutterstock
Pomnik Mangbaeddan archiwum redakcji
Kolejny ważny punkt DMZ to Dora Observatory, czyli punkt obserwacyjny, z którego możemy zobaczyć między innymi północnokoreańską wioskę propagandową Kijŏng-dong. To właśnie w niej znajduje się słynny 230-kilogramowy maszt z flagą Korei Północnej. Obserwując miejscowość przez lornetki, możemy odnieść wrażenie, że toczy się tam sielankowe życie. Ludzie spacerują, jeżdżą na rowerach, rozmawiają ze znajomymi. Powszechnie jednak wiadomo, że zostali oni zatrudnieni przez reżim do odgrywania tego spektaklu.
Dora Observatory archiwum redakcji
Jednym z najbardziej interferujących elementów DMZ jest Trzeci Tunel Agresji, który został odkryty w 1978 roku, dzięki informacjom przekazanym przez uciekiniera z Korei Północnej. Ma on 1,6 km długości (435 po stronie południowej oraz 1,2 km po stronie północnej). Schodząc w dół ciasnym tunelem, czułam przerażenie, myśląc o tym w jakim celu go tworzono. Reżim Kim Ir Sena chciał tą drogą przeprowadzić niespodziewany atak na Seul. Szacuje się, że w ciągu godziny mogłoby się nim przedostać aż 30 tysięcy żołnierzy.
Niestety w czasie naszej wycieczki nie mogliśmy odwiedzić JSA, czyli Joint Security Area. To tutaj w 1953 roku podpisano zawieszanie broni, a kilka lat temu doszło do spotkania Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem. Ograniczenia te wprowadzono po ucieczce amerykańskiego żołnierza Travisa Kinga w lipcu tego roku do Korei Północnej. Jak poinformowała nas przewodniczka, po tym incydencie na jakiś czas zawieszono w ogóle możliwość zwiedzania DMZ.
Koreańska strefa zdemilitaryzowana była świadkiem historii. Świadomość wszystkich wydarzeń, jakie miały tam miejsce, sprawia, że zwiedzanie tego miejsca jest naprawdę ciekawym doświadczeniem. Moim zdaniem warto wziąć to miejsce pod uwagę w swoich planach, jeśli wybieracie się w te rejony świata.
Na koniec muszę jednak zaznaczyć, że nie odczułam tego, by była to najbardziej strzeżona granica świata. Wjeżdżając musieliśmy pokazać paszporty, w niektórych miejscach nie mogliśmy robić zdjęć (między innymi schodząc do podziemnego tunelu). Jednak o wszystkich tego typu zasadach informowała nas przewodniczka, dzięki czemu uniknęliśmy nieprzyjemnych sytuacji i stresu.
Materiał został zrealizowany podczas wyjazdu prasowego sfinansowanego przez PLL LOT. Został on zorganizowany z okazji inauguracyjnego lotu z Wrocławia do Seulu.