Aero (Ærø) leży na Bałtyku w cieśninie Mały Bełt i jest jedną z 400 wysepek rozrzuconych wzdłuż duńskiego wybrzeża. Dwa lata temu zdobyła tytuł najbardziej zrównoważonej wyspy Europy. Unia Europejska nagrodziła zaangażowane i innowacyjne podejście Aero do transformacji energetycznej. Na turystów czekają tu między innymi piaszczyste plaże, malownicze krajobrazy, XVIII-wieczne kamienice, klimatyczne uliczki. Jednak wyspa cieszy się ogromną popularnością z zupełnie innego powodu.
Formalności ślubne na duńskiej wyspie są ograniczone do absolutnego minimum. Dlatego też zjeżdżają tu narzeczeni, którzy z różnych powodów nie mogą pobrać się gdzie indziej. Z tego powodu wysepka nazywana jest zazwyczaj "europejskim Las Vegas".
Co ciekawe, najwięcej par przybywa tam z Niemiec. To dlatego, że załatwienie ślubu w tym kraju w sytuacji, gdy na przykład jedna z osób jest obcokrajowcem, jest trudną do przejścia i długotrwałą procedurą. Natomiast na Aero wszelkie wymagania zostały zredukowane do minimum. Warto zaznaczyć, że bardzo często przyjeżdżają tu też pary jednopłciowe, które nie mogą sformalizować związków w swoich ojczyznach.
Jak wspomina Michał, jeden z bohaterów książki "Polacy na emigracji" autorstwa Agnieszki Kołodziejskiej, on i jego narzeczona z Brazylii wybrali się kilka lat temu na Aero, by wziąć ślub. Dlaczego zdecydowali się na taki krok? W Polsce okazało się, że potrzebne jest im zaświadczenie z Brazylii potwierdzające, że kobieta nie pozostaje w innym związku małżeńskim. - Można pójść do sądu, który może cię zwolnić z dostarczenia tego dokumentu, ale taki proces trwa zwykle bardzo długo. Kiedy już wydawało nam się, że znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia, dowiedzieliśmy się, że mamy niedaleko nasze europejskie Las Vegas, czyli wyspę Aero w Danii - wspomina bohater książki. Narzeczeni wsiedli do samochodu i pojechali do Danii. Trzy dni później byli już małżeństwem. - Tu wystarczy paszport, jakieś 500 koron (około 300 złotych) i dostajesz europejski akt ślubu - zdradził Michał.