Wybierasz się na wakacje all inclusive? Lepiej nie oczekuj zbyt wiele. Taki pakiet wcale nie musi oznaczać luksusów. Ba, nigdy nie był tego definicją, a otoczkę ekskluzywnych wakacji zrobili sami turyści. Teraz, gdy część hoteli mocno obniżyła standardy, wczasowicze muszą mierzyć się z przykrym doświadczaniem rzeczywistości, którą do tej pory woleli oglądać przez różowe okulary. Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
W internecie nie brakuje opowieści o zachowaniu turystów, którzy spędzają cały urlop nad basenem popijając darmowe drinki. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby między siedzeniem przy barze a moczeniem się w basenie nie znajdowaliby czasu na zawziętą walkę o leżaki, czy resztki sałatki greckiej na stołówce. Część z gości po wykupieniu pakietu all inclusive czuje się absolutnie nietykalna, myślą, że wszystko im wolno i finalnie kończą jako główni bohaterowie ośmieszających filmików, które zapełniają w okresie letnim media społecznościowe. Roszczeniowym wczasowiczom zdarza się również narzekać, że jedzenie jest niesmaczne, drinki zbyt słabe i cały wyjazd, zamiast opływać w luksusy, jest dość skromny.
W hotelowej restauracji część posiłków to podgrzane mrożonki z pobliskiego marketu, syropy w drinkach smakują jak najtańsze dodatki do alkoholu, a pokoje wcale nie są tak obszerne jak wydawały się na zdjęciach. Czy można mieć o to pretensje do biura podróży? No właśnie niekoniecznie. Oczywiście można mieć swoje wymagania, ponieważ takie wakacje już dawno przestały być tanią opcją urlopową. Warto jednak się przyjrzeć samemu pakietowi. Koniec końców w samym stwierdzeniu "all inclusive" nie ma mowy o luksusach. Niektórzy zdają się jednak o tym zapominać.
Co w gruncie rzeczy stoi za tajemniczą nazwą all inclusive? Ta popularna fraza nie dotyczy w żaden sposób jakości tego co goście zastaną w hotelu, czy pensjonacie. Pakiet ten oferuje jedynie pełne wyżywienie i nieograniczony dostęp do baru, gdzie za pokazaniem opaski mogli pić cały dzień za darmo nie tylko alkohol, ale i kawę czy herbatę. Brzmi kusząco i kusi wczasowiczów do dziś, jednak mowy o luksusach nadal nie ma. Wszystko zależy od konkretnego miejsca, w które sie wybierzemy. Stąd tak bardzo istotne jest sprawdzanie opinii o danym hotelu, oraz przyjrzenie się zdjęciom, czy ilości gwiazdek. Te wszystkie oznaczenia nie są niczym innym niż wskazówką dla kolejnych potencjalnych klientów. Niestety niektórzy na widok napisu "all inclusive" zapominają o zdrowym rozsądku i biorą każdą ofertę w ciemno.
Skąd więc powszechna opinia o ekskluzywności wyjazdów typu all inclusive? Poszukać trzeba znacznie głębiej, kiedy podobne oferty trafiły na polski rynek. Wówczas, dla przeciętnego Kowalskiego, choć była to opcja droga to umożliwiała wyjazd w kierunki inne niż polski Bałtyk, czy oklepana Bułgaria. Biura podróży zaczęły sprzedawać wycieczki do Włoch, Hiszpanii, czy Chorwacji, a perspektywa wypoczynku na południu Europy, w zupełnie innym klimacie, sama w sobie wydawała się luksusowa. Z czasem oferty te zaczęły tanieć i stały się dostępne dla jeszcze szerszej części turystów. Trudno się więc dziwić, że Polacy masowo zaczęli korzystać z usług biur podróży.
Dziś doszliśmy do momentu, w którym all inclusive w Turcji, czy Portugalii wychodzi taniej niż tygodniowy pobyt nad polskim morzem. W obliczu pędzącej inflacji nasze rodzime kurorty stały się przyjemnością dla bogaczy. Pomijając sam nocleg, za który trzeba z reguły zapłacić ponad 100 złotych za noc, to podrożały wszystkie atrakcje, również te gastronomiczne. Wyjście na gofry potrafi kosztować czteroosobową rodzinę nawet 120 złotych, jeśli ci zdecydują się na "wypasiony" deser. Z kolei jadąc do Turcji z biurem podróży nikt nie musi się martwić o wyżywienie, słodkości i alkohol. W cenie mieści się wszystko, a człowiek może spędzić urlop marzeń, odpowiedzialność zrzucając jednocześnie na obsługę hotelu. Warto jednak pamiętać, że opcja all inclusive nie będzie równoznaczna z produktami najwyższej jakości i obsługą na każde zawołanie. Ta świadomość może uchronić niektórych, przed ogromnym rozczarowaniem.