Wyspa Man (Isle of Man) znajduje się na Morzu Irlandzkim. Należy do archipelagu Wysp Brytyjskich. Na początku lutego władze wyspy podjęły decyzję, że znoszą praktycznie wszystkie restrykcje. Jak czytamy w serwisie Sky News, mieszkańcy nie muszą już zasłaniać ust i nosa oraz utrzymywać dystansu społecznego. Na wyspie już od 20 dni nie odnotowano bowiem "niewyjaśnionych" przypadków zakażeń koronawirusem. "Jedyne przypadki, które ostatnio mieliśmy, były powiązane z podróżami" - wyjaśniał szef rządu wyspy Howard Quayle.
Otwarte zostaną też szkoły i lokalne biznesy. Nadal jednak zamknięte mają być granice wyspy dla osób, które nie są jej mieszkańcami. Zezwolone są podróże poza wyspę tylko w ściśle określonych przypadkach. Howard Quayle zapewnia, że powracający kierowani są na kwarantannę, przechodzą też trzy testy. "Jesteśmy wtedy prawie pewni, że kiedy zakończą kwarantannę, nie mają COVID-19" - przekonuje.
Szef rządu opowiada, że na wyspie od 15 czerwca 2020 aż do 7 stycznia tego roku nie było żadnych zachorowań. "Niestety, pojawiło się kilka przypadków. Musieliśmy zadziałać szybko i zamknąć wyspę, aby wyeliminować koronawirusa" - mówi. Konieczne było więc wprowadzenie obostrzeń (styczniowy lockdown trwał 25 dni), które teraz zostają zniesione. Quayle przekonuje, że tak szybkie odmrożenie udało się osiągnąć dzięki zdyscyplinowaniu mieszkańców.
Przestrzegali zasad, byli bardzo pomocni, patriotyczni
- wymienia.
Sky News rozmawiało również z mieszkańcami wyspy. Przyznają, że po zniesieniu restrykcji odczuli ulgę. Jeden z mieszkańców, Pete Nash, opowiada, że nie było protestów ani kłótni po wprowadzeniu obostrzeń.
Ludzie po prostu pomyśleli: przestrzegajmy zasad, róbmy to, o co prosi nas rząd, a wyjdziemy z tego tak szybko, jak to możliwe.
Szef rządu apeluje jednak, aby nie popadać w hurraoptymizm. Podkreśla, że choć chwilowo udało się zwalczyć wirusa, trzeba pozostać czujnym i zachować ostrożność.