Jak Turcja radzi sobie z koronawirusem? "Był czas, że duchowni sami powiedzieli, żeby zrezygnować z modlitw w meczecie"

Jak wygląda Turcja w czasie pandemii? W kraju wprowadzone zostały liczne obostrzenia. Trzeba oczywiście nosić maseczki, które na początku pandemii rozdawane były za darmo, a teraz można je kupić praktycznie wszędzie. Dozowniki z płynem do dezynfekcji stoją w wielu miejscach publicznych, a test na koronawirusa można wykonać nawet w niektórych sklepach. Na tym jednak nie koniec.

Stambuł zawsze kojarzył mi się z korkami, teraz jest jednak inaczej. Przed sułtańskim pałacem Topkapi (gdzie zawsze były kolejki do kas) - pustki. Z kolei w weekendy na zakorkowanych zwykle ulicach widać tylko pojedyncze samochody.

Zostań w domu - po turecku

- Od godziny 21.00 do 5.00 obowiązuje godzina policyjna - tak na pytanie o to, jak wygląda walka z pandemią, odpowiada mi Nevzat, mój turecki znajomy. - Nie można też wychodzić bez ważnego powodu w soboty i niedziele - kontynuuje. Muszę mieć zaskoczoną minę (wie, że przyjechałam służbowo, ale licząc na prywatne zwiedzanie), bo szybko uzupełnia: - Ale to my, Turcy. Ty jesteś turystką, więc ciebie to nie obowiązuje. Ale maseczkę rzecz jasna nosić musisz!

Kary za łamanie wspomnianych obostrzeń są dotkliwe. Za brak maseczki - 900 TL (ok. 450 zł), za nieprzestrzeganie przez miejscowych zakazu wychodzenia - grzywna 3150 TL (ok. 1580 zł), a w skrajnych sytuacjach od dwóch miesięcy do nawet roku ograniczenia wolności (w praktyce zdarza się to dopiero po zlekceważeniu wcześniejszych upomnień). Owszem, po zakupy (do najbliższego sklepu), czy w ważnych sprawach wyjść można, ale tak po prostu na spacer - już nie.

embed

fot. Monika Witkowska

To jeszcze nie wszystko - najmłodsze pokolenie oraz seniorzy mają dodatkowe, codzienne ograniczenia. Osoby powyżej 65. roku życia mogą wychodzić w tygodniu wyłącznie między godziną 10.00 a 13.00, z kolei dzieci i młodzież do 20. roku życia, tylko od 13.00 do 16.00. Spacer z dzieckiem na plac zabaw? Jedynie w podanych godzinach. Oczywiście są pewne wyjątki - podróże pod opieką dorosłych, droga do żłobka, przedszkola (bo te są czynne) czy w niektórych przypadkach do szkół (szkoły działają zdalnie, za wyjątkiem pierwszych i ostatnich, przedegzaminacyjnych klas, które zajęcia mają dwa razy w tygodniu). Co istotne - wymienione obostrzenia dotyczą całej Turcji, niezależnie od tego, jaki w danym regionie jest procent zachorowań.

Zobacz wideo Czy można określić czas zakończenia pandemii?

"Duchowni sami powiedzieli, żeby zrezygnować z modlitw w meczecie"

Jak w praktyce wygląda stosowanie się do obostrzeń? Na pewno tureckie społeczeństwo jest bardziej zdyscyplinowane niż my. W niedzielne przedpołudnie w stambulskim metrze są tylko pojedyncze osoby, w autobusach i tramwajach też. Na pętli, na której wysiadam, czeka patrol policji i wszystkich legitymuje. Ja z paszportem i stemplem potwierdzającym, że dopiero przyleciałam, szybko zostaję przepuszczona. Turcy którzy są za mną, mocno się tłumaczą.

Przed zabytkami kręcą się pojedyncze osoby i tylko jedna, jedyna grupa - Rosjanie. Pamiątki kupić można - stragany pojedyncze, ale są, w pobliżu jednego z najsłynniejszych zabytków miasta, jakim jest Hagia Sophia, sklepy są otwarte, można też zafundować sobie lody lub prażone kasztany. Muzea też są czynne, podobnie jak dawny pałac sułtański Topkapi.

embed

fot. Monika Witkowska

Do meczetów można wejść, ale teraz, bo od marca do czerwca oraz ostatnio, pod koniec roku, były zamknięte. - Był czas, że nasi duchowni sami powiedzieli, żeby zrezygnować z modlitw w meczecie. Przekonywali, że Allah jest wszędzie, a więc modlić można się i w domu - opowiada mi Nevzat.

Agata Bromberek, Polka, która od 15 lat mieszka w Alanyi (południe Turcji), wspomina, że widziała modlitwy organizowane na przestronnych placach czy skwerach, a i ślubów udzielano pod gołym niebem. Przy okazji wiele osób podkreśla dobry wpływ religii na przeciwdziałanie roznoszeniu się wirusów. Chodzi o konieczność ablucji przed modlitwami, a że pobożni muzułmanie modlą się pięć razy dziennie, to dodatkowe pięć razy mycia rąk na pewno przynosi dobre efekty. Podobnie zadziałał popularny w Turcji zwyczaj odświeżania dłoni tzw. kolonią, czyli zapachową wodą kolońską, "od zawsze" polewaną w domach na powitanie gościom, serwowaną w restauracjach, w autobusach dalekobieżnych, wszędzie. Otóż owy specyfik robi się na bazie wysokoprocentowego alkoholu (80 proc.), tak więc można powiedzieć, że gdy jeszcze nikt o pandemii nie myślał, Turcy stali się prekursorami w odkażaniu rąk.

Tymczasem mija weekend, przy zabytkach nadal jest pusto, za to ożywają bazary. Przed wejściem na słynący z przypraw Bazar Egipski mam mierzoną temperaturę, ale nie ma co ukrywać - akurat na bazarach trudno o utrzymanie społecznego dystansu. Niemniej o dystansie minimum 1,5 m przypomina się w Turcji na każdym kroku - są specjalne napisy na chodniku, wiszą plakaty, ulotki.

embed

fot. Monika Witkowska

Maseczki dla każdego

Trzeba powiedzieć, że w Turcji bardzo pilnuje się odkażania - dozowniki z płynem dezynfekcyjnym, przeważnie automatyczne, na czujniki, są ogólnodostępne nawet na ulicach. Podobnie jest z maseczkami. Już wiosną, na początku pandemii, kiedy w Polsce były na wagę złota, w Turcji rozdawano je bezpłatnie - wystarczyło złożyć internetowe zamówienie i listonosz przynosił przesyłkę z pakietem maseczek. Teraz można je kupić dosłownie na każdym kroku - są tańsze niż u nas i w całej gamie kolorów, a żeby było wygodniej je nosić (nie na uszach), wymyślono bardzo praktyczne "trzymacze" na szyję.

embed

fot. Monika Witkowska

Gdy byłam w lokalnej marinie, zdarzyło mi się, że miałam problem z zerwanym zaczepem maseczki - od razu dostałam darmową, a po chwili dano mi jeszcze kilka na zapas. Innym razem, kiedy w połowie dnia nosiłam wciąż tę samą maseczkę, mój turecki kolega zwrócił mi uwagę, że po tych kilku godzinach powinnam ją już wymienić. Zresztą pilnuje się też, aby maseczkę nie tylko mieć, lecz także prawidłowo ją nosić. Przekonałam się o tym na lotnisku, już przed wylotem do Polski, gdy zsunęłam ją, aby wypić sok. W pewnym momencie podszedł do mnie pan z ochrony, grzecznie, acz stanowczo dając mi do zrozumienia, że picie soku w nieskończoność trwać nie może i miło by było, żebym choćby dla komfortu innych maseczkę z powrotem założyła.

Jeżeli zaś chodzi o loty, to już na dzień dobry w liniach tureckich każdy pasażer dostaje pakiet z chusteczką odkażającą oraz maseczką, którą należy założyć zamiast swojej (zapewne słusznie uważa się, że część maseczek noszonych przez pasażerów dawno już sterylna nie jest). Inna sprawa, że od 28 grudnia 2020 roku planowo do 1 marca 2021, każdy, kto przylatuje do Turcji, musi pokazać ujemny wynik testu PCR (przy czy test musi być zrobiony maksymalnie 72 godziny wcześniej). Bez niego nie zostanie w ogóle zabrany do samolotu (turyści, którzy w ciągu 10 dni przed podróżą do Turcji odwiedzili Wielką Brytanię lub RPA, muszą się liczyć z 10-dniową kwarantanną).

embed

fot. Monika Witkowska

Test? Choćby w sklepie!

Turcy nie polemizują z tym, że pandemia jest, ale każdy z moich licznych rozmówców podkreślał, że wierzy, że w jego kraju jest pod kontrolą. Przyznam, że i ja podświadomie czułam się w Turcji bezpieczniej niż w Polsce. Wpływała na to wspomniana wcześniej wszędzie widoczna prewencja i zdyscyplinowanie społeczeństwa, a także skuteczność lokalnej służby zdrowia, pozwalająca na szybkie wyłapywanie i izolowanie chorych osób. Mierzenie temperatury to w wielu miejscach norma - przed wejściem do hoteli, na lotniska, do wielu sklepów, muzeów, czy do obsługujących turystów autobusów. Jeśli ktoś ma podwyższoną temperaturę, błyskawicznie kierowany jest na test, a te w Turcji są ogólnodostępne, bez kolejek, w razie podejrzanych objawów - za darmo.

Jeśli chcemy zrobić test tak po prostu, też można, ale wtedy odbywa się to w prywatnych placówkach, czyli odpłatnie. Na lotnisku test PCR kosztuje 250 TL (ok. 120 zł), ale można go zrobić także w hotelach, a nawet w niektórych sklepach - w tym przypadku cena wynosi 250-350 TL, przy czym zawiera się w niej przyjazd lekarza. Przed powrotem do Polski sama taki test zrobiłam - wynik (minusowy) z opisem po angielsku dostałam mailowo po sześciu godzinach, ale jak komuś zależy na szybszym wyniku, to jest to możliwe. Podobnie, jeśli zaistnieje potrzeba porady lekarskiej (nawet niekoniecznie w kwestii COVID-19). Potwierdza to zresztą Agata Bromberek:

Kilkanaście lat temu przeprowadzono w Turcji gruntowną reformę systemu opieki zdrowotnej i naprawdę to widać. Szpitale są bardzo nowoczesne, dobrze wyposażone, drożne, nie ma problemu z brakiem personelu. Przychodnie normalnie działają, nic nie stoi na przeszkodzie, aby iść do lekarza, nie ma żadnych wizyt online

- opowiada.

Swoją drogą jedna ze znajomych Turczynek, pracująca w jednym ze stambulskich prywatnych szpitali, zdradziła mi, że w covidowych czasach pojawili się pacjenci z Niemiec czy Wielkiej Brytanii, którzy mieli problemy z pewnymi zabiegami w swojej ojczyźnie i zdecydowali się na wykonanie ich właśnie w Turcji. - To też turystyka, a że medyczna... - śmieje się. Co do funkcjonowania tureckich szpitali, które zajmują się pacjentami z koronawirusem, to warto wiedzieć, że zaczęto w nich wykorzystywać wspomagające pielęgniarki roboty, które rozdają leki i jedzenie.

"Safe Tourism" z certyfikatem

Oczywiście nikt nikomu nie zagwarantuje 100-procentowego bezpieczeństwa, ale widać, że władze robią wszystko, aby i swoi, i zagraniczni turyści czuli się bezpiecznie. Stąd wdrożony przez tureckie Ministerstwo Turystyki specjalny program "Safe Tourism" ("Bezpieczna Turystyka") polegający na przyznawaniu certyfikatów spełniającym określone kryteria hotelom, restauracjom, firmom transportowym czy atrakcjom turystycznym. Wymagań jest wiele - przykładowo w przypadku hoteli chodzi zarówno o te oczywiste (np. dystans 1,5 m, choćby w windzie, specjalne pokoje dla gości, których trzeba byłoby odizolować, odpowiednie procedury w serwowaniu posiłków), jak i szczegóły typu dezynfekcja kluczy, pilotów do telewizorów, a nawet długopisów w pokojach.

Co ważne, certyfikat nie jest przyznawany jednorazowo - odnawia się go co miesiąc, przy czym kontrolerzy przychodzą bez zapowiedzi. Za możliwość chwalenia się certyfikatem trzeba zapłacić - w przypadku małych hoteli, do 40 łóżek, jest to kwota 400 TL (200 zł) + VAT miesięcznie, w większych obiektach, w zależności od lokalizacji, od 1200 (600 zł) do 2600 TL (1300 zł) + VAT, ale większość hoteli uznaje że jest to inwestycja, która się  opłaca.

Z moich szacunków wynika, że około 70 proc. hoteli w Stambule robi wszystko, aby mieć i utrzymać ten certyfikat, bo turyści przy wyborze zakwaterowania zwracają na to uwagę

- mówi Asli Doruk, dyrektorka z agencji turystycznej MEP.

Obowiązek posiadania certyfikatu dotyczy obecnie hoteli, które posiadają powyżej 30 pokojów, mniejsze obiekty mogą się o niego starać, ale nie jest to obligatoryjne. Oczywiście nie oznacza to, że w tańszych, rezygnujących z certyfikatu "Safe Tourism" hotelach mamy chorobę w pakiecie - one też muszą starać się trzymać standardy, bo inaczej zostaną urzędowo zamknięte.

Bez kodu ani rusz

A jak jest z restauracjami? Kuchnia turecka jest rewelacyjna, ale póki co jedyna możliwość, aby zjeść normalnie przy stoliku, to restauracje hotelowe. Uliczne knajpki i bary wprawdzie działają, jednak jedzenie w nich zakupione trzeba zabrać na wynos, ewentualnie skorzystać z dostawy. Podobnie nie dołączymy do piknikujących Turków - Turcy uwielbiają tę formę spędzania czasu, teraz jednak jest zakazana. Odwołano też wszelkie imprezy masowe albo przynajmniej zmieniono ich formułę. Przykładem jest słynny w Turcji Festiwal Wirujących Derwiszy, który w grudniu 2020 roku owszem, odbył się, ale derwisze zrobili pokaz bez publiczności, jedynie przed kamerami transmitującej go telewizji.

embed

fot. Monika Witkowska

Pozostaje jeszcze pytanie, na ile ryzykowna jest styczność z innymi ludźmi na przykład w środkach transportu? Tu sytuacja wygląda dobrze, bo w użyciu jest nad wyraz dobrze działający, choć tajemniczo brzmiący "kod HES" (od tureckich słów: Hayat Eve Sigar, czyli w uproszczeniu: zostań w domu). Na jego podstawie wiadomo, czy dana osoba już COVID-19 przeszła, czy może jest na kwarantannie. Jeżeli Turcy wybierają się w podróż - autobusem czy samolotem, muszą przedstawić kod przy zakupie biletu, nie zameldują się też bez niego w hotelu. Wymagany jest też przy wejściach do wielu instytucji, typu urzędy czy banki, a także w galeriach handlowych. Dzięki temu można szybko reagować - jeśli ktoś ma temperaturę, zostanie momentalnie wysłany do lekarza i na test, jeśli jest na kwarantannie - będzie odizolowany i ukarany za złamanie kwarantanny. Ryzykiem są jednak chorzy bezobjawowi.

embed

fot. Monika Witkowska

Niełatwe czasy dla biur podróży

- Ostatnią grupę miałam w marcu - 60 osób z Wielkiej Brytanii. Potem już nic - mówi mi Asli Doruk, zajmująca się w firmie MEP przyjazdami biznesowymi. - Jednak w dziale obsługującym zwykłych turystów jest lepiej - dodaje. Potwierdza, że najbardziej odważni, jeśli chodzi o zwiedzanie Turcji w czasie pandemii, są Rosjanie. - Kiedy byłam we wrześniu w Kapadocji, było ich pełno - opowiada. -Podobnie jest w Stambule, gdzie turyści z Rosji zatrzymują się zwykle w najdroższych hotelach.

Na pytanie, czy wiele firm turystycznych w Turcji upadło, Asli zamyśla się. - Może nie tak, żeby zupełnie upadły, ale dobrze nie jest. Paradoksalnie łatwiej poradziły sobie małe firmy, które nie miały wielu pracowników. Dla tych, które zatrudniają naprawdę dużo osób, sytuacja zrobiła się fatalna. Wiele z nich przetrwało tylko dzięki oszczędnościom, bo na szczęście 2019 był naprawdę dobrym rokiem. No i państwo też trochę pomogło - na przykład dotując pensję. Z tego co wiem, moja pensja jest płacona w połowie przez firmę, a w połowie przez rząd - mówi Asli.

A jak jest w Alanyi, popularnym kurorcie na wybrzeżu Morza Śródziemnego? Agata Bromberek, która współprowadzi w Alanyi biuro podróży Alanya Online, relacjonuje: - Paradoksalnie w tym sezonie Turcja przyciągnęła sporo turystów, także z Polski. Oferowała bardzo dobre ceny i w miarę normalne wakacje, bez testów czy dodatkowych obostrzeń. Sezon dla Polaków rozpoczął się dopiero w sierpniu, ale za to trwał do końca grudnia do chwili wprowadzenia przez Turcję obowiązku posiadania testów PCR. Co prawda Polaków, którzy w 2020 odwiedzili Turcję, było prawie 80 proc. mniej niż w poprzednim roku, ale i tak w statystyce przyjazdów byliśmy piątą w kolejności nacją (na czele stali Rosjanie, potem Ukraińcy, Niemcy i Anglicy). Polacy nie bali się wychodzić poza hotele, chętnie wyjeżdżali na wycieczki (także te dłuższe). Powiem szczerze - byłam na wakacjach w Polsce, i gdy porównuję, jak jest w Polsce, a jak tu, to uważam, że w Turcji atmosfera jest spokojniejsza - podsumowuje Agata. No cóż, ja z punktu widzenia turystki mogę to tylko potwierdzić.

Warto pamiętać, że w Polsce do 17 stycznia obowiązuje "narodowa kwarantanna". Osoby, które wracają do kraju transportem zbiorowym, muszą przejść obowiązkową, 10-dniową kwarantannę.

***

Szczepionka przeciw COVID-19 pozwoli nam pokonać pandemię, wrócić do normalności i ochronić życie i zdrowie wielu osób. Poniżej zamieszczamy pakiet niezbędnych i najważniejszych informacji o sczepieniach udostępnionych przez Światową Organizacją Zdrowia.

Jak działają szczepionki? Co znajduje się w ich składzie? [PYTANIA I ODPOWIEDZI]

Czy szczepionki są bezpieczne? WHO odpowiada na najważniejsze pytania

Produkcja, bezpieczeństwo i kontrola jakości szczepionek. Jak to przebiega w praktyce?

Jak powstają szczepionki? Czym są stabilizatory i adiuwanty? [NAJWAŻNIEJSZE FAKTY]

Jak działają szczepionki? WHO w prostych słowach wyjaśnia mechanizm

Więcej o: