Tajwan nie jest członkiem ONZ ani WHO. Skutecznie poradził sobie z wirusem (w sobotę odnotowano cztery przypadki) działając samotnie. Decyzje rządu przynoszą efekt, mimo tego Światowa Organizacja Zdrowia, zdominowana przez Chiny, nie sięga po doświadczenia tajwańskich epidemiologów.
Gdy tylko 31 grudnia 2019 roku Pekin poinformował Światową Organizacja Zdrowia o chorobie w Wuhanie, tajwańskie służby epidemiologiczne zaczęły w samolotach badać pasażerów przybywających z tego miasta. 5 stycznia rozpoczęto poszukiwania wszystkich ludzi, którzy się z nimi zetknęli. Od 23 stycznia ludzie mieszkający w Wuhanie zostali objęci zakazem podróżowania na Tajwan. Od 25 stycznia zabroniono przylotów osobom z Chin Kontynentalnych (z wyjątkiem studentów uczących się na tajwańskich uniwersytetach i posiadających współmałżonków na Tajwanie). Od 5 lutego wszyscy obywatele Chin Ludowych otrzymali zakaz przylotu na Tajwan.
– Pamiętam, że akurat byłem z żoną i jej rodziną na Filipinach. Świętowaliśmy Chiński Rok. Codziennie rano jedząc śniadanie, nasłuchiwałem wiadomości o przebiegu epidemii w Chinach – opowiada Amadeusz Fornalik. – Nie powiem. Byłem trochę spanikowany. Mieliśmy wrócić kilka dni później, z przesiadką w Manili. Przestrzegano nas, że na lotnisku nie będzie można nic jeść, dotykać. Że będzie sprawdzana temperatura, że musimy zachować ostrożność. Gdy wylądowaliśmy na Tajwanie, pierwsze kroki skierowaliśmy do sklepu, bo chcieliśmy kupić alkohol, żeby wszystko zdezynfekować, a tu pustki na półkach. Znaleźliśmy płyn do dezynfekcji w innym sklepie. Ale na początku nie było tak różowo.
Amadeusz Fornalik Amedee Photography
Pan Amadeusz wspomina, że jego bliscy z Polski na początku byli przerażeni sytuacją w Azji, bo nie sądzili, że COVID-19 zagrozi również Europie i innym krajom na świecie. Szybko zaczęli im zazdrościć.
– Na początku pandemii dzwonił do mnie ojciec i mówi: "Dobrze, że mieliście wesele rok temu, bo teraz nie przyjechałbym do was, bo jest tak niebezpiecznie". Natomiast parę miesięcy później od znajomych z Polski słyszę: "Ale u was jest fajnie, bezpiecznie, bo my siedzimy zamknięci. Dobrze, że mamy balkon, bo dzieci nie mogłyby nigdzie wyjść". Nasze problemy to są żarty w porównaniu z tym, co dzieje się w Europie czy w USA – zauważa.
Tak sprawne opanowanie sytuacji epidemicznej to zasługa rządu, profesjonalistów i zwykłych Tajwańczyków.
– Epidemia wybuchła tuż po wyborach. Zwyciężyła partia DPP, która chce utrzymać suwerenność Tajwanu i natychmiast reaguje na sytuację panującą u sąsiada, zachowując szczególną ostrożność i kierując się ograniczonym zaufaniem wobec rządu Chin. Ponadto powołano Narodowe Centrum Dowodzenia Epidemiologicznego, które koordynuje działania wszystkich ministerstw, agencji rządowych i władz lokalnych. Centrum działa 24 godziny na dobę. Na lotniskach, stacjach kolejowych, w metrze, ale też w galeriach handlowych wprowadzono kamery termowizyjne, które badają temperaturę. Kontrole, obowiązek noszenia maseczek i zdyscyplinowanie mieszkańców przyniosło efekty. Tajwańczycy nie buntowali się, że maseczki ograniczają ich wolność, tylko karnie je nosili – opowiada Polak.
Jak Tajwan poradził sobie z koronawirusem Amedee Photography
Amadeusz Fornalik wymienia też zachowanie środków bezpieczeństwa, zorganizowanie i opiekę medyczną na wysokim poziomie.
– W momencie, gdy przylatuje się na Tajwan, trzeba podać numer telefonu, aby służby miały dostęp do twojej geolokalizacji. Każdy podróżny wracający z zagranicy jest objęty kwarantanną. Czeka na niego specjalna taksówka, odpowiednio zabezpieczona, żeby pomiędzy pasażerem a kierowcą nie było kontaktu. Czasem podróż taką taksówką trwa pięć godzin, ale rząd dopłaca do rachunku, przejazd nią jest częściowo refundowany. Za taką trasę trzeba zapłacić ok. 120 zł – opowiada Fornalik. – Gdy w drodze podróżny chce skorzystać z toalety np. na stacji benzynowej, to otwarcie informuje się, że jest na kwarantannie i prosi się, żeby wszyscy się odsunęli.
Fornalik dodaje: - Gdy zaś dotrze się na miejsce, w budynku w windzie umieszczana jest informacja, że na piątym piętrze przebywa osoba w dwutygodniowej kwarantannie, która właśnie wróciła z zagranicy.
To jeszcze nie koniec. Osoby w kwarantannie są monitorowane dzięki specjalnej aplikacji w telefonie. Za złamanie izolacji można zapłacić sporą grzywnę od 100 tys. do 1 mln dol. tajwańskich (od 12 900 do 129 tys. zł). Jeden Tajwańczyk został ukarany mandatem w wysokości 300 tys. dol. tajwańskich (38 tys. zł).
Sprawna służba medyczna to kolejny atut Tajwanu. Przed szpitalami postawiono namioty, w których przeprowadzano testy na COVID-19. Bardzo tego pilnowano, żeby osoby zakażone przebywające w szpitalu nie miały kontaktu z osobami testowanymi. Gdy ktoś trafiał do szpitala, informował, że np. w piątek o godz. 12 był w tym centrum handlowym i takie informacje podawano publicznie. Jeśli ktoś był w tym samym miejscu i o tej samej porze - powinien szczególnie obserwować, czy nie ma objawów, ograniczać spotkania z innymi i zgłosić się do lekarza, jeśli źle się poczuje.
- Tajwańczycy ufają swojej służbie zdrowia. Większość ma państwowe ubezpieczenie. System medyczny jest bardzo wysoko klasyfikowany w światowych rankingach, a medycy są świetnie wykształceni. Uruchomiono też specjalną infolinię. Można tam zadzwonić i dowiedzieć się, gdzie trzeba zgłosić się na badanie - opowiada Fornalik.
- Po trzecie technologia. Wstrzymano eksport maseczek, żeby zapewnić je mieszkańcom. Płyny do dezynfekcji, termometry przykładane do czoła są produkowane na miejscu. Uruchomiono specjalnie linie produkcyjne – zauważa Polak. – Nie było niedoborów materiałów, wielu Polaków kontaktowało się ze mną, żebym pomógł dostarczyć je do kraju. Z tego co wiem, to Tajwan w ramach akcji "Taiwan can help" wysłał do Polski ok. 500 tys. maseczek.
Tak sprawne działanie kraju wynika z doświadczenia. Dwadzieścia lat temu (w latach 2002-03) Tajwan borykał się z epidemią SARS przywleczoną z Chin. Wówczas ofiar śmiertelnych naliczono 73. Ta bolesna lekcja i obecność niebezpiecznego sąsiada sprawiły, że Tajwan przygotował odpowiednie procedury, żeby w przypadku kolejnej epidemii trzymać rękę na pulsie.
Jak Tajwan poradził sobie z koronawirusem Amedee Photography
Fornalik dodaje: – Wstrzymano loty, zaostrzono kontrole w miejscach publicznych. Był moment, gdy władza zniechęcała do podróżowania i zachęcała do pozostania w domu – nigdy nie było jednak przymusowego lockdownu. Normalnie funkcjonowały restauracje, hotele, siłownie i galerie handlowe. Nie zakazano imprez masowych.
Pan Amadeusz, który pracuje jako fotograf, nie stracił zleceń, jego sytuacja materialna nie pogorszyła się. Na imprezach, które obsługuje, jest mnóstwo ludzi. Każdy w maseczce na twarzy.
Jako niedogodność wymienia brak podróży po świecie i brak nowych filmów na Netfliksie. Po czym gryzie się w język.
– Dziwnie z tym się czuję, że przez ostatni rok nie mogłem nigdzie polecieć na wakacje. To jest jedyny dyskomfort. Zdaję sobie sprawę, że to fanaberia. Jesteśmy przyzwyczajeni do życia na wysokim poziomie. Jedyne, na co mogę narzekać to, że nie ma nowych filmów na Netfliksie. To jest bzdura – śmieje się.
Po czym znajduje nawet plusy obecnej sytuacji.
– Ceny paliwa spadły. Przez to, że noszę maseczkę i częściej dezynfekuję ręce, od roku nie byłem chory. Tajwańczycy, którzy są wielkimi fanami owoców morz,a mogą się raczyć tańszymi przysmakami, bo Japończycy znacznie obniżyli ceny eksportowanego jedzenia. Pocieszam się, ale przecież świat boryka się z ogromną tragedią.
Pan Amadeusz zauważa, że na pandemii zyskuje również krajowa turystyka. – Tajwańczycy masowo podróżują wewnątrz kraju. Wcześniej wybierali się do Korei, Japonii, Europy, USA. Teraz, gdy jest to niemożliwe, poznają uroki Tajwanu.
Jak Tajwan poradził sobie z koronawirusem Amadee Photography
Peter Collington, lekarz chorób zakaźnych i profesor National University Medical School z Australii przekonuje, że Tajwan jest "jedynym dużym państwem, które wyeliminowało lokalną transmisję koronawirusa. Tajwan jest - dzięki temu - jednym z nielicznych państw świata, które w 2020 roku zanotują wzrost PKB (według prognoz z sierpnia - o 1,56 proc.).
Tajwan nadal utrzymuje ścisłą ochronę swoich granic wprowadzoną wkrótce po pojawieniu się epidemii w Chinach. Każdy przybywający do kraju nadal musi poddawać się obowiązkowej, 14-dniowej kwarantannie.