"The Sun" donosi o procederze podrabiania testów w Wielkiej Brytanii i opisuje jedną z takich sytuacji. Mężczyzna musiał pilnie polecieć do Pakistanu, zamiast jednak zrobić legalne badanie, wynik testu wziął od kolegi i naniósł na niego swoje dane. Inna brytyjska gazeta zauważa, że problem handlowania fałszywymi wynikami testów przybiera na sile, a za wystawienie takiego zaświadczenia trzeba zapłacić od 50 do 150 funtów (250-750 zł).
Już wcześniej o tym fakcie alarmował portal RBK-Ukraina, który dotarł do niepokojących informacji, że ukraińskie biura podróży sprzedają fałszywe wyniki testu na COVID-19. Za takie zaświadczenie trzeba zapłacić ok. 400 hrywien (55 zł) i jest ono tańsze niż legalne badanie. Test PCR w prywatnym laboratorium kosztuje 1000-2000 UAH (135 zł-270 zł), a podrobione zaświadczenie 400-500 UAH (55 zł-70 zł).
Niektóre kraje zdają sobie sprawę z narastającego problemu. Dubaj ogłosił, że wyniki testów z kilku laboratoriów w Indiach (m.in. z Delhi, Jaipur i stanu Kerala) nie będą akceptowane, a pasażerowie okazujący takie zaświadczenia nie będą wpuszczani na pokład lotów do Dubaju.
Rosnący w siłę czarny rynek handlowania fałszywymi testami, a co za tym idzie - wzrost zainteresowania kupnem nielegalnych zaświadczeń, może zaskakiwać, ponieważ cena w wielu przypadkach jest zbliżona do tej, którą trzeba zapłacić za wykonanie testu.
Ten proceder jest o tyle niebezpieczny, że pokazuje krótkowzroczność osób próbujących iść na skróty. Może zyskuje się czas i przepustkę do wjazdu do danego kraju, ale ryzykuje się zdrowiem innych pasażerów.
Źródło: "Fly4Free", "The Sun"
Trwa strajk kobiet - tu możesz śledzić wydarzenia. Gazeta.pl daje swoje wsparcie.