Loty międzynarodowe wznowione (choć jeszcze nie ze wszystkimi krajami), biura podróży znów organizują zagraniczne wycieczki. Można więc wyjeżdżać na wakacje. Tegoroczne przebiegają jednak pod znakiem pandemii COVID-19, która w znaczący sposób wpłynęła na turystykę. Na lotniskach, w hotelach, restauracjach i w wielu miejscach publicznych wprowadzono reżim sanitarny, który ma pomóc w zapobieganiu zakażeniom. Do tej pory o nowych zasadach dowiadywaliśmy się m.in. ze stron rządowych poszczególnych krajów. Najlepiej jednak sprawdzić ich działanie na własnej skórze. Poleciałam więc do Grecji, na wyspę Zakynthos, żeby zobaczyć, jak wyglądają wprowadzone tam obostrzenia.
W przypadku tego kraju jeszcze przed wyjazdem trzeba zastosować się do nowych zasad. Wszyscy, którzy podróżują do Grecji, muszą co najmniej 24 godziny wcześniej wypełnić formularz Passenger Locator Form (PFL, znajdziecie go na tej stronie). Wyróżnione zostały protokoły dla osób przyjeżdżających drogą lądową, powietrzną i morską.
Ja leciałam samolotem z Warszawy. W formularzu musiałam wpisać swoje dane osobowe, podać informację, gdzie za granicą byłam w ciągu ostatnich 14 dni, gdzie będę przekraczać granicę w Grecji, a także podać dane osoby, z którą w razie czego greckie służby będą się mogły skontaktować. Trzeba też zaznaczyć oświadczenie, że wszystko, co piszemy w formularzu, jest zgodne z prawdą.
Po wypełnieniu PFL dostałam maila z potwierdzeniem, a w dniu wylotu, około północy, otrzymałam kolejną wiadomość ze zaktualizowanym formularzem, w którym znajdował się specjalnie wygenerowany kod QR. Później na lotnisku w Grecji będą sprawdzać go służby, ale do tego jeszcze dojdziemy. Kod można mieć zarówno w formie papierowej, jak i elektronicznej.
Podobny formularz trzeba wypełnić też przed podróżą np. do Hiszpanii. W tym przypadku również otrzymuje się kod QR.
O kolejnych zmianach pamiętajcie jeszcze przed przyjazdem na lotnisko, już w trakcie pakowania, bo zarówno na lotniskach, jak i w samolotach, należy zakrywać usta i nos. Dla zapominalskich przed wejściem na Lotnisko Chopina stoi automat, w którym można kupić maseczki oraz płyny dezynfekujące.
Przed wejściem musicie pożegnać się też z osobami, które odwoziły was na samolot. Według nowych wytycznych w terminalu mogą przebywać tylko pasażerowie. Dlatego przy wejściu sprawdzane są karty pokładowe. Można też pokazać rezerwację. Wszystkim wchodzącym mierzona jest temperatura za pomocą kamery termowizyjnej.
Przez cały pobyt na lotnisku trzeba nosić maseczkę. Przyznam, że ze stosowaniem się do tych wytycznych było różnie: niektóre osoby ściągnęły maseczki na brodę, inne nie zakrywały nosa. Nie za dobrze wyglądała też kwestia zachowywania dystansu społecznego. Co prawda część krzeseł w terminalu jest zaklejona taśmą, aby nie siadać zbyt blisko siebie Na stanowiskach odpraw zostały zamontowane szyby z pleksi.
Kontrola bezpieczeństwa przebiegała standardowo. Pojemniki, do których wykłada się elektronikę i inne rzeczy z bagażu podręcznego, po każdym użyciu były dezynfekowane. Później, po wejściu do samolotu, trzeba pamiętać, żeby przez cały lot mieć na sobie maseczkę - zakrywanie ust i nosa jest obowiązkowe.
Po przylocie na Zakynthos i wyjściu z samolotu służby graniczne na lotnisku sprawdzały, czy pasażerowie mają wspomniane wcześniej kody QR. Nie były jednak skanowane, wyglądało to bardziej na kontrolę, czy ten kod w ogóle jest. Skontaktowałam się ze znajomą, która kilka dni później poleciała na Kretę. Tam wyglądało to tak samo.
Testy na lotnisku przeprowadzane są losowo. Jeszcze przed wylotem czytałam na stronie PFL, że dzieje się to w zależności od kodu QR. Skoro jednak kody nie są skanowane, trudno powiedzieć, na jakiej zasadzie się to odbywa.
Osoby, które zostają skierowane na test, przechodzą do specjalnie wydzielonej strefy z parawanem. Pozostali mogą odebrać bagaż i wyjść z lotniska. Na wynik testu czeka się 24 godziny. Osoba wytypowana do testu po jego przeprowadzeniu jedzie do hotelu, w którym miała mieszkać. W tym czasie powinna zachowywać dystans społeczny i obserwować, czy nie występują u niej objawy COVID-19. Nie ma jednak obowiązku pozostawania przez cały ten czas w pokoju.
Testy przeprowadzane są na koszt państwa greckiego. Jeżeli okaże się, że ktoś miał pozytywny wynik, jest kierowany do specjalnie wyznaczonego hotelu na 14-dniową kwarantannę. Taki pobyt oraz późniejszy powrót do kraju również finansuje grecki rząd.
Lotnisko w Grecji, fot. Aleksandra Wiśniewska
Ulotka, którą dostałam na lotnisku w Grecji, fot. Aleksandra Wiśniewska
- W Grecji obowiązuje zasada, że obłożenie w hotelach, na statkach wycieczkowych czy w autokarach może sięgać tylko 65 proc. - opowiadał mi jeden z rezydentów. Dowiedziałam się od niego, że są też miejsca, w których trzeba nosić maseczki: samoloty, lotniska, środki transportu, usta i nos trzeba zasłaniać również w czasie kwaterowania w hotelu (potem już nie), podczas wchodzenia na statek i wychodzenia z niego oraz w pomieszczeniach zamkniętych statków. Nie jest to z kolei konieczne np. w restauracjach czy sklepach, jeśli jest się klientem (obsługa ma obowiązek zakrywania ust i nosa).
Greckie hotele wprowadzają też własne rozwiązania przy kwaterowaniu gości, aby nie tłoczyli się wszyscy razem w recepcji. W tym, w którym byłam, najpierw rozsadzono nas przy przygotowanych przed wejściem stolikach osłoniętych parasolami. Osoba z obsługi hotelu rozdała dwa formularze: jeden z danymi osobowymi, a drugi będący oświadczeniem, że zdajemy sobie sprawę z reżimu sanitarnego i będziemy się do niego stosować. Do recepcji goście zapraszani byli po kolei. Jedna osoba elektronicznym termometrem mierzyła też temperaturę. W każdym hotelu jest osoba przeszkolona przez personel medyczny, jak postępować w przypadku wystąpienia COVID-19. Po zakwaterowaniu można było zdjąć maseczkę.
Mniejsze obłożenie, o którym wspominałam, ma swoje zdecydowane zalety. Przy hotelowym basenie oraz w restauracji nie ma tłoku. Bez problemu znajdowałam leżak czy stolik w większej odległości od innych gości. Zarówno stoły w restauracjach, jak i leżaki oraz stoliki przy nich są regularnie dezynfekowane, ustawiane są na nich także tabliczki z taką informacją.
Jednym z rozwiązań, które szczególnie mnie interesowało, była kwestia podawania posiłków. W tym przypadku również hotele wprowadzają swoje własne pomysły. Tam, gdzie ja nocowałam, obsługa zdecydowała się na następujący sposób. Przed wejściem stoją dozowniki z płynem dezynfekującym. Podchodzi kelner i wręcza numerek, a następnie prowadzi do stolika i każe czekać na swoją kolej. W tym czasie podchodzą inne osoby z obsługi, u których można zamówić napój, rozwożone są też przekąski w plastikowych opakowaniach, np. sałatki lub owoce. Po pewnym czasie (zwykle było to ok. 15 minut) podchodził kelner, który prowadził do przygotowanej strefy z bufetami. Obsługa od gości oddzielona była szybami, co tworzyło swego rodzaju dwa korytarze. Należało wskazać kelnerowi, na które danie ma się ochotę, pracownik nakładał jedzenie na talerz, a potem na specjalnym wózku przewoził do stolika.
fot. Aleksandra Wiśniewska
fot. Aleksandra Wiśniewska
W czasie pandemii inaczej wygląda też kwestia zamawiania drinków w hotelowych barach. Gdy spędza się czas nad basenem, co jakiś czas podchodzi osoba, u której można złożyć zamówienie. Można też podejść w pobliże basenowego baru i tam zamówić to, na co ma się ochotę.
Hotel wprowadził też szereg innych rozwiązań, które mają zmniejszyć ryzyko zakażenia. Z windy mogą korzystać tylko osoby niepełnosprawne oraz ci, którzy jadą z bagażem. W innych przypadkach zaleca się korzystanie ze schodów. Na klamce i drzwiach do pokoju znajduje się taśma z informacją, że został zdezynfekowany. W pokojach niektóre rzeczy, jak np. pilot do telewizora, zapakowane były w folię. Na stojących w recepcji kanapach ograniczona była liczba miejsc siedzących.
fot. Aleksandra Wiśniewska
fot. Aleksandra Wiśniewska
Po przylocie przespacerowałam się po miejscowości Laganas, w której mieszkałam. Był już wieczór, ale po plaży spacerowało całkiem sporo osób. Jednak restauracje, choć otwarte, były całkowicie puste - w wielu nie było ani jednej osoby. Wracając do hotelu, czułam się, jakbym szła przez miasto widmo. Zastanawiałam się, czy to kwestia tego, że jest wieczór, czy jednak COVID-19 zrobił swoje.
Następnego dnia zapytałam o to polskiego rezydenta. Wyjaśnił mi, że to rzeczywiście z powodu pandemii. Turyści dopiero zaczynają przyjeżdżać. Duże znaczenie ma również to, że do Laganas, które jest imprezową miejscowością, chętnie przyjeżdżają m.in. Brytyjczycy czy Szwedzi, którzy jeszcze do 15 lipca nie mogą podróżować do Grecji. Stąd pustki i wrażenie, jakby miasto było wymarłe.
Plaża w Laganas wieczorem, fot. Aleksandra Wiśniewska
Laganas wieczorem, fot. Aleksandra Wiśniewska
Choć z pewnością osoby, dla których turystyka jest głównym źródłem utrzymania, chciałyby, aby wszystko wróciło do normy, trzeba przyznać, że mniejsza liczba turystów ma pewne zalety. W trakcie pobytu na wyspie odwiedziłam m.in. punkt widokowy, z którego świetnie widać słynną Zatokę Wraku. W normalnych okolicznościach w lipcu tamtejsza plaża jest oblegana przez turystów (można dostać się na nią tylko drogą morską). Miałam więc okazję przekonać się, jak wygląda, kiedy przebywa na niej zaledwie kilka osób. To, co jeszcze mnie zachwyciło, to niezwykły kolor wody - ona naprawdę wygląda tak jak na zdjęciach, które zawsze uważałam za sfotoszopowane.
fot. Aleksandra Wiśniewska
Jeżeli więc zdecydujecie się na greckie wakacje (a pewnie też na każde inne), musicie przygotować się na sporo zmian i obostrzeń, które jednak, w moim odczuciu wcale nie były bardzo uciążliwe. Poza tym wspaniała grecka pogoda, pyszne owoce morza i atrakcje turystyczne rekompensują wszelkie tego typu niedogodności.