Irlandzki przewoźnik zapowiedział, że zamierza zwolnić trzy tysiące pracowników, co stanowi 15 proc. załogi. Wśród zwolnionych osób będą przede wszystkim piloci oraz personel pokładowy. Pozostali będą musieli liczyć się z obniżką pensji o 20 proc. Szefostwo Ryanaira nie wyklucza też bezpłatnych urlopów oraz zamykania niektórych baz w Europie. Michael O'Leary, dyrektor generalny linii poinformował, że zmniejszył swoją pensję o 50 proc. do końca marca 2021 roku.
Kroki zostały podjęte w ramach programu oszczędnościowego wprowadzanego z powodu pandemii, która zastopowała ruch lotniczy. Ryanair prognozuje, że w tym roku przewiezie mniej niż 100 milionów pasażerów, choć budżet zakładał przewiezienie 154 milionów. Szacuje, że w pierwszym kwartale tego roku strata netto wyniosła około 100 milionów euro. Problemy finansowe Ryanaira wynikają też z konieczności wypłacania pasażerom zwrotów za odwołane loty. O'Leary cytowany przez BBC zapowiedział, że proces zwracania podróżnym kosztów może potrwać nawet pół roku - na pieniądze czeka aż 25 mln klientów.
Szefowi irlandzkiej linii nie podoba się też, że niektóre linie, jak np. Lufthansa czy Air France, korzystają z publicznych pieniędzy wypłacanych w ramach rządowego wsparcia. Nazwał je "dotacyjnymi ćpunami, którzy krążą po Europie i wciągają pomoc od państwa".
Serwis rp.pl informuje, że przewoźnik zamierza w związku z tym złożyć do Komisji Europejskiej wnioski zaskarżające przyzwolenia na korzystanie przez linie lotnicze z pomocy publicznej. "Rzeczpospolita" zauważa jednak, że Ryanair sam sięga po publiczne pieniądze - wymusza na samorządach dopłaty za to, że korzysta z tamtejszych lotnisk.
Agencja AFP podaje, że przewoźnik poinformował też o wstrzymaniu większości lotów co najmniej do lipca. Linia w najbliższych miesiącach, a więc w maju i w czerwcu, będzie obsługiwać mniej niż 1 procent swoich regularnych lotów.
Przedstawiciele Ryanaira przewidują, że co najmniej do lata 2022 roku potrwa odbudowa ruchu lotniczego do poziomu sprzed pandemii.