Branża turystyczna mierzy się z wieloma wyzwaniami. Hotele są zamknięte, wycieczki zostały odwołane, granic nie można przekraczać, a linie lotnicze zawiesiły loty. Jednak nawet gdy wszystko wróci do jako takiej normy (czyli znów będzie można podróżować), turystykę czeka sporo zmian, chociażby tych związanych z koniecznością zachowania dystansu społecznego (jak na przykład propozycja zablokowania środkowego fotela w samolotach, co bardzo nie podoba się szefowi Ryanaira).
Jak donosi turecka agencja Anadolu Ajansi, Bulut Bagci, prezes World Tourism Forum Institute, przewiduje, że zmieni się również sposób podawania jedzenia w hotelach. Dotychczas bardzo częstym rozwiązaniem były bufety, które pozwalają każdemu turyście wybrać to, co najbardziej mu odpowiada. Bagci zauważa jednak, że w bufetach "dziesiątki, a nawet setki turystów ustawiają się w kolejkach i korzystają z tych samych sztućców czy naczyń do nabierania jedzenia" i teraz, jego zdaniem, ulegnie to zmianie z obawy przed zakażeniem. Bufety stracą więc na popularności, a co za tym idzie, spadnie atrakcyjność ofert all inclusive.
Agencja podaje, że w hotelu, w którym jest 800 pokoi, z tego samego bufetu może korzystać około dwóch tysięcy osób. Zdaniem szefa World Tourism Forum Institute bufety zostaną zastąpione przez menu a la carte.
Podobnie uważa prezes tureckiego stowarzyszenia hotelarzy TÜROB, Muberra Eresin. Sądzi, że bufety nie będą już cieszyły się takim powodzeniem. "Higiena i bezpieczeństwo na pierwszym miejscu. Na razie jednak trudno przewidzieć, co konkretnie się zmieni i które zmiany pozostaną z nami na dłużej, ale myślę, że bufety nie będą preferowane" - mówi.
Szef WTFI przewiduje również, że sezon turystyczny będzie dłuższy. Uważa, że turyści będą starali się unikać dużych skupisk ludzkich, a zatem będą mniej chętnie podróżować w szczycie sezonu. Zamiast tego wybiorą terminy, które cieszą się mniejszą popularnością i obiekty noclegowe, które nie są tak zatłoczone jak największe kurorty.
O tym, jak pandemia wpłynie na turystykę, rozmawialiśmy z prof. dr hab. Andrzejem Kowalczykiem z Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego, który także zwraca uwagę na obawy turystów przed dużymi zgromadzeniami.
- Podróżni będą woleli omijać miejsca o dużym zatłoczeniu. Niewykluczone, że dotknie to aglomeracji stricte turystycznych, np. Dubaju, Las Vegas czy Cancun - mówi. Może także spaść zainteresowanie większymi miastami, w których odnotowano więcej przypadków zachorowań, jak np. Mediolan, Nowy Jork czy Barcelona. Profesor wspomniał także o zagrożeniu dla niektórych form oferowania jedzenia,przede wszystkim jedzenia ulicznego. - Turyści mogą mniej chętnie po nie sięgać. Będzie to dotyczyć zarówno miejsca zamieszkania, jak i innych krajów.