Koronawirus mocno uderzył w branżę turystyczną. Z trudną sytuacją zmagają się linie lotnicze, biura podróży, a także wszelkiego rodzaju atrakcje turystyczne. Wśród nich są tajlandzkie parki, w których słonie mieszkają i wożą turystów na grzbiecie.
Anchalee Kalampichit jest właścicielką jednego z nich - obiektu Maesa Elephant Camp w Chiang Mai na północy Tajlandii, który działa od 1976 r. Kobieta przyznała, że musiała zamknąć park, gdy liczba turystów znacznie spadła. W rozmowie z CNN opowiada, że wykorzysta tę okazję, aby odnowić park, a 78 słoniom, które tam przebywają, pozwoli po raz pierwszy na swobodne wędrówki.
Właścicielka parku zapewnia, że kiedy park znów zostanie otwarty, nie będzie już oferował turystom przejażdżek na słoniach. Kalampichit zapowiada, że skupi się na edukowaniu odwiedzających i nie będzie już zmuszała zwierząt do wożenia ludzi i wykonywania sztuczek, które od lat wzbudzają kontrowersje i uważane są za znęcanie się nad zwierzętami.
Kobieta nie kryje, że już wcześniej nosiła się z podobnymi zamiarami, ale nie miała pomysłu, co mogłaby proponować turystom zamiast przejażdżek i pokazów. Zaczęła więc jeździć po sanktuariach słoni, aby więcej się o nich dowiedzieć, a jakiś czas temu odwiedziła Elephant Nature Park. Zwierzęta, które mogły swobodnie się tam poruszać, nieskrępowane łańcuchami, zainspirowały ją do wprowadzenia takich samych zmian. A koronawirus tylko przyspieszył jej decyzję. Wiele z mieszkających w Maesa Elephant Camp słoni po raz pierwszy w życiu nie będzie więc musiało wozić turystów.
Z powodu rozprzestrzeniania się koronawirusa w całej Tajlandii wiele podobnych miejsc zostało zamkniętych. Choć można by się spodziewać, że właściciele słoni zachowają się podobnie jak Anchalee Kalampichit, nie jest to aż tak pewne. Serwis "New York Times" opisał, jaki inny los może czekać zwierzęta.
Istnieją obawy, że słonie, które do tej pory pracowały w turystyce, po zamknięciu parków zostaną zmuszone do powrotu na ulice, żebrania o jedzenie i pomocy przy nielegalnej wycince drzew, aby ludzi było stać na ich utrzymanie. Z tekstu NYT dowiadujemy się, że nakarmienie słonia kosztuje ok. 40 dolarów dziennie, czyli ponad trzy razy więcej niż wynosi minimalna dzienna płaca w tym kraju. Choć Tajlandii udało się przez lata ograniczyć tego typu praktyki, widmo ich powrotu, napędzane rozprzestrzenianiem się nowego wirusa, znów pojawiło się na horyzoncie. Theerapat Trungprakan, szef stowarzyszenia Thai Elephant Alliance Association, zapowiada, że organizacja nie chce dopuścić do powrotu dawnych standardów.
Z pewnością wiele osób pomyśli teraz, że skoro utrzymanie słonia jest tak kosztowne, dlaczego nie można go wypuścić na wolność? New York Times podaje, że w Tajlandii mieszka około 3800 udomowionych słoni. W lasach żyje około 3000 dzikich. Wypuszczenie zwierząt nie jest rozwiązaniem, ponieważ jest to nielegalne w świetle tajlandzkiego prawa. Udomowione słonie musiałyby konkurować z dzikimi. "Nie umiałyby znaleźć jedzenia, bo są przyzwyczajone do tego, że ktoś je karmił. Poza tym, gdybyśmy wypuścili ponad 3000 słoni na raz, nie starczyłoby jedzenia dla wszystkich osobników" - tłumaczy NYT Borpit Chailert dyrektor Maetaeng Elephant Park.
Grupy i organizacje, które od lat walczą o poprawienie bytu słoni, twierdzą, że potrzebne są rządowe regulacje i programy, które pomogą właścicielom słoni i parków (obiekty często wynajmują zwierzęta od właścicieli) przetrwać takie kryzysowe sytuacje, które uderzają w branżę turystyczną. Apelują też, aby zaprzestać okrutnych praktyk i rozrywek, zmuszania słoni do robienia sztuczek i wożenia turystów, a zamiast tego proponują, by turyści mogli po prostu podziwiać je w specjalnych azylach i sanktuariach.