Sezon turystyczny i wczesna jesień to dla pracowników Straży Granicznej okres wytężonej pracy. Mają pełne ręce roboty nie tylko na strzeżonych przejściach, ale też na tzw. zielonych granicach.
Nie tylko Polacy, lecz także obcokrajowcy odwiedzający nasz kraj bardzo często przekraczają granice w niedozwolonych miejscach. Głównie po to, by zrobić sobie zdjęcie ze słupkiem granicznym, a później pochwalić się nim na Facebooku czy Instagramie.
To karalne wykroczenie, ale chętnych na taką pamiątkę nie brakuje. Potwierdza to rzeczniczka Komendy Głównej Straży Granicznej, Agnieszka Golias:
- Do czynienia z takimi przypadkami mamy, niestety, bardzo często. Zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Trudno znaleźć wytłumaczenie dla lekkomyślności selfie-maniaków, którzy zupełnie świadomie przekraczają granicę tylko po to, aby zrobić sobie zdjęcie, i nie robią sobie nic z zakazów, o których informują ich znaki. Nielegalne przekroczenie granicy jest czynem karalnym na podstawie art. 49a § 1 kodeksu wykroczeń zagrożonym karą grzywny w wysokości do 500 złotych - podkreśla.
Przyłapani na gorącym uczynku amatorzy selfie rzadko mogą liczyć na wyrozumiałość strażników i zamiast pouczenia, dostają najwyższe możliwe mandaty. Przekonała się o tym m.in. grupka młodych osób, których sesja zdjęciowa na granicy z Rosją kosztowała w sumie 2000 zł.
Więcej fantazji w nielegalnym przekraczaniu granic mają ci, którzy robią to nieświadomie albo tak się tłumaczą. Tak, jak mężczyźni, którzy pokonali granicę polsko-rosyjską, jadąc samochodem po zamarzniętym Zalewie Wiślanym. Podczas interwencji strażników tłumaczyli, że chcieli znaleźć "najlepsze miejsce do łowienia ryb". Koszt takiej "wycieczki"? Po 100 zł na głowę.
Na tej samej granicy zostali też ujęci Irlandczycy, którzy w 2016 roku przyjechali do Krynicy Morskiej, by wziąć udział w maratonie. Trenując przed zawodami, dwaj mężczyźni "zapędzili się" i przekroczyli granicę, co kosztowało ich po 500 zł.
Zdarzają się też przypadki, w których tłumaczenie "nie wiedziałem" nie przekona nawet najbardziej wyrozumiałych strażników. Jednym z nich jest ubiegłoroczna sytuacja z granicy polsko-ukraińskiej, na której doszło do zatrzymania 28-letniego Mołdawianina. Mężczyzna, wyposażony w nóż myśliwski i mapę, próbował przekonać strażników, że wybiera się... do pracy w Berlinie. Tym razem nie skończyło się na mandacie - 28-latek został przekazany stronie ukraińskiej.
W nielegalnych wypadach za granicę przodują turyści - zarówno Polacy, jak i obcokrajowcy. Co ciekawe, najczęściej to nie młodzież, a osoby w wieku 30-50 lat robią sobie takie pamiątki.
Amatorzy selfie przekraczają granice z każdym sąsiadującym z Polską państwem, nawet z obwodem kaliningradzkim, Białorusią oraz Ukrainą, które nie należą do Unii Europejskiej.
Z doniesień Straży Granicznej wynika, że szczególnie upodobali sobie granicę z Ukrainą przebiegającą w Bieszczadach. Co roku w sezonie wakacyjnym funkcjonariusze przyłapują co najmniej kilkadziesiąt osób, którym marzy się zdjęcie na tle zewnętrznej granicy Unii Europejskiej.
Ale oprócz nich na przekraczanie zielonych granic często decydują się też grzybiarze. . Zamiast kosza prawdziwków zbieracze przeważnie przynoszą jednak z takiej wyprawy mandaty.
Mimo że strażnicy nie zawsze decydują się na nakładanie najwyższej kary na osoby nielegalnie przekraczające granice, w większości przypadków, niezależnie od powodu, muszą się one liczyć z uszczupleniem portfela.
Nie warto też polegać na tłumaczeniu, że nie miało się świadomości złamania prawa w ten sposób, bo pasy graniczne są wyraźnie oznakowane - słupkami i tablicami. Nierzadko towarzyszą im też rowy i zasieki, których nie da się nie zauważyć, więc nawet największy entuzjasta grzybów czy zapalony spacerowicz nie przekona strażników o swojej niewinności.
Zobacz też:
Po lewej słona, po prawej słodka. Niesamowite zjawisko "podzielenia" wody uchwycone na Bałtyku