Do ogłoszenia tak stanowczego stanowiska największe tanie linie lotnicze zmusiło zachowanie pijanych pasażerów. Według danych podawanych przez Brytyjski Urząd Lotnictwa Cywilnego, to oni są odpowiedzialni za większość incydentów utrudniających loty, których liczba w ostatnich czterech latach wzrosła w sumie aż o 600 proc. na samych Wyspach.
Przewoźnik domaga się podjęcia zdecydowanych kroków. Chce to osiągnąć przez całkowity zakaz sprzedaży alkoholu w barach i restauracjach przed godz. 10 oraz wprowadzając ograniczenie w postaci maksymalnie dwóch drinków "na głowę" dla pasażerów, których lot jest opóźniony. By można było to kontrolować, każdy chętny na alkohol musiałby okazać sprzedawcy kartę pokładową.
Swoją odezwę Ryanair kieruje na razie przede wszystkim do brytyjskich lotnisk, bo to właśnie z pasażerami stąd ma największe problemy. Dotyczy to zwłaszcza lotów do popularnych kierunków "imprezowych", czyli m.in. na Ibizę i do Alicante.
Loty z Glasgow i Manchesteru w te miejsca już są obłożone restrykcjami - pasażerowie mają całkowity zakaz wnoszenia na pokład alkoholu kupionego w strefie bezcłowej. Na inne trasy mogą mieć go przy sobie, ale nie wolno im go spożywać w trakcie podróży.
Postulat Ryanaira komentuje szef marketingu Ryanaira, Kenny Jacobs:
To zdecydowanie nieuczciwe, że lotniska czerpią zyski z nielimitowanej sprzedaży alkoholu pasażerom, z którymi później muszą sobie radzić linie lotnicze. Większość naszych lotów trwa krótko, więc sprzedajemy naprawdę niewiele alkoholu w ich trakcie. Dlatego to do lotnisk należy wprowadzenie ograniczeń jego spożycia
Pełna wersja postulatu i jego wyjaśnienia została opublikowana i jest dostępna na oficjalnej stronie Ryanaira.
Zobacz też:
Naukowcy donoszą: sposób, w jaki zajmujemy miejsca w samolocie zwiększa ryzyko "złapania" wirusa
Wizz Air uruchamia nowe połączenie z Katowic. Dwa razy w tygodniu poleci do ciepłego kraju