"Targuj się, ale z uśmiechem na twarzy". Tester Smaku odkrywa Tunezję [PRACA MARZEŃ]

Tunezja to przede wszystkim Sahara. Wielka i tajemnicza, przysłania inne atrakcje tego kraju. A przecież ma on do zaoferowania o wiele więcej i nie mówię tu tylko o długich piaszczystych plażach, krystalicznie czystym morzu i zagwarantowanej pięknej pogodzie. Tego akurat mogłem być pewny. Zastanawiałem się, czym Tunezja mnie zaskoczy.

Pierwsza kolacja na mieście

Przylot, zakwaterowanie w hotelu, spotkanie. Dzień szybko zleciał, a mój żołądek nagle się odezwał. Kolacja na mieście? Dlaczego nie?

Już przy pierwszym daniu wyczułem mieszankę kuchni arabskiej, tureckiej oraz francuskiej. Smak zdecydowany, wyrazisty i bardzo pikantny.

Szef kuchni powiedział mi, że większość dań w Tunezji ma czerwony kolor. To za sprawą papryki, pomidorów i harissy. Do tego wszystkiego kolor czerwony pobudza apetyt - dodał szef.

W Tunezji ważne jest nie tylko co się je, ale także jak. Jedne potrawy je się łyżką, a inne pomagając sobie kawałkami chleba. Miałem okazję użyć tego sposobu podczas rodzinnej kolacji na Djerbie.

Tunisian Mojito, czyli kolejne zaskoczenie

To miał być spokojny spacer wąskimi uliczkami mediny w Sousse . Zatrzymałem się na chwilę. Zaciekawiły mnie skryte w ślepej uliczce drzwi. Stałem w nich przez chwilę i obserwowałem Tunezyjczyków. Ciekawość nie dawała mi spokoju. Przekroczyłem próg tajemniczości, wszedłem dalej niepewnym krokiem i już nie chciałem wracać. To było TO miejsce. Chciałem zamówić coś do picia. Menu zapisane na desce, moje oczy szybko zauważyły mojito. To mi się wydało dziwne. Nie spodziewałem się tego trunku w Tunezji. Zamówiłem.

Smak był niepowtarzalny, tak wyśmienitego napoju dawno nie miałem okazji kosztować. Idealny na upalne dni. Świeży sok z wyciśniętych cytrusów, zmiksowany z miętą i odrobiną soku migdałowego przyjemnie mnie orzeźwił. Było tak dobrze, że aż trudno było mi opuszczać to miejsce. Musiałem jednak ruszyć na kolejne spotkanie z Tunezją.

Fot. Z Archiwum Mariusza Stachowiaka

Zaskakujące piękno Matmaty

Dołączyłem do wycieczki fakultatywnej organizowanej przez Exim Tour. Trafiłem w dziesiątkę, wybierając właśnie te dni na zwiedzanie Matmaty . Pogoda była idealna. Nie mam na myśli słońca, bo przecież ono jest zawsze. Całe piękno tkwiło w chmurach. Pięknych, białych jak puch. Wszystkie tak nisko zawieszone, niczym na wyciągniecie ręki. Nie mogłem powstrzymać się od robienia zdjęć. Migawka aparatu nie zwalniała. Jedno zdjęcie za drugim, nie mogłem się nasycić.

Sahara. Główny punkt wycieczki

Miejsce, które wabi turystów i podróżników. To jej tajemniczość rozpala wyobraźnię człowieka. Znamy ją z opowieści, widzieliśmy w ilustracjach bajek, a w szkole uczyliśmy się o niej na lekcjach geografii. Marzymy o tym, by stanąć z nią twarzą w twarz, u jej bram. Później nieśmiało podążać w głąb, wiedząc, że ten kawałek drogi to tylko ziarnko piachu w obliczu jej potęgi. Niby to wystarczy, żeby na chwilę zaspokoić ciekawość, a z drugiej wiemy, że nie odkryliśmy nawet drobinki. Sahara to nie tylko piasek i ciągnące się po horyzont wydmy, które widzimy podczas krótkiej wyprawy na dromaderach. Co jest dalej? Ciut więcej można zobaczyć z lotu ptaka, czego nie omieszkałem zrobić - tuż obok stała motolotnia. Miałem ochotę przesunąć horyzont, żeby móc zobaczyć coś więcej. To było kolejne cudowne uniesienie, a lądowanie przepełnione było niedosytem. Czas było dołączyć do mojej grupy, wsiadłem więc do autobusu. Przekonany, że jeszcze tu wrócę.

Fot. Z Archiwum Mariusza StachowiakaFot. Z Archiwum Mariusza Stachowiaka Fot. Z Archiwum Mariusza Stachowiaka Fot. Z Archiwum Mariusza Stachowiaka

Zaproszenie na kolację

Tym razem nie była to wizyta w lokalnej restauracji lecz spotkanie w domu mieszkańców Djerby. Skorzystałem z zaproszenia nowo poznanego kolegi, który zabrał mnie na kolację do domu swoich rodziców. To miała być zwykła kolacja, nic specjalnego, bo wszystko odbyło się spontanicznie. Pojechaliśmy tam prosto z pracy. Na stole stał kuskus z kurczakiem i warzywami, posypany świeżo wypestkowanym granatem. Do picia maślanka lub deszczówka, tylko te dwa napoje do wyboru.

Dopiero po kolacji pojawiła się herbata. Popijaliśmy ją w salonie z telewizorem i klasycznymi dywanami na ścianach. Herbata była świetnym towarzyszem naszej długiej rozmowy, moich niekończących się pytań i ciekawych odpowiedzi moich gospodarzy.

Fot. Z Archiwum Mariusza StachowiakaFot. Z Archiwum Mariusza Stachowiaka Fot. Z Archiwum Mariusza Stachowiaka Fot. Z Archiwum Mariusza Stachowiaka

Targuj się, ale z uśmiechem na twarzy

Tuż przed powrotem do domu nadszedł czas na zakup pamiątek. Innymi słowy, czas targowania się. Tunezyjczycy mają to we krwi. To nieodzowny element życia każdego handlarza. U turystów wzbudza raczej mieszane uczucia. Jedni to kochają, inni nie rozumieją, jeszcze inni nie potrafią.

Ja należę do pierwszej grupy. Wchodzę na bazar, do mediny i tam, w krainie produktów bez cen, mogę wziąć udział w tym całym przedstawieniu. Pewnym krokiem lecz z mętnym wzrokiem idę przed siebie. Mijam stragany ze wszystkim i niczym. Docieram do miejsca, gdzie wzrok mój zawiesił się na pięknym talerzu. Tak, to właśnie on. Moje spojrzenie było krótsze niż reakcja handlarza. Jak oni to robią? Nieważne.

Czas zacząć show. Targuję się do końca, aż mnie nie wyrzuci, oczywiście z torbą z zakupami w ręku. Pierwsza cena zwala z nóg, ale przyjmuję ją z uśmiechem na twarzy. Nie poddaję się, idę w zaparte i mówię, że nie. Jestem spokojny. Handlarz także gra swoją rolę. Cena spada z minuty na minutę, ale uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Nagle słyszę, że taka cena może być. Mam jednak zapłacić i wyjść, bo zaraz przeze mnie zbankrutuje. Odchodzę uśmiechnięty, ze świadomością, że mój oponent jest równie zadowolony ze sprzedaży, jak ja.

Więcej o: