Maramuresz oprócz zapierających dech widoków to także wspaniała drewniana architektura, przede wszystkim XVIII-wieczne cerkwie. Cechą charakterystyczną tych niewielkich budowli jest wysoka i strzelista wieża z nadwieszoną izbicą zwieńczona iglastym hełmem. Kryją one w swoich wnętrzach wspaniałe polichromie, rzadko spotykane w Polsce w budowlach sakralnych z tego okresu.
Cerkwie bukowińskie w przeciwieństwie do tych z Maramureszu to skromne cerkwie-chaty, które trudno od razu zauważyć w krajobrazie. Rządzący w Mołdawii Turcy zabraniali budować okazałe cerkwie. Mieszkańcy znaleźli więc oryginalne rozwiązanie: świątynie z zewnątrz przypominały wiejskie chaty, więc nie rzucały się w oczy. I dzięki temu wiele z nich przetrwało do dzisiaj.
Chociaż mniej interesuje mnie architektura murowana, to z podziwem oglądałem też bukowińskie monastyry z doskonale zachowanymi polichromiami.
Norwegii. To był pierwszy wyjazd na Zachód po przemianach ustrojowych 1989 r. Z żoną (była to nasza nieco spóźniona podróż poślubna) i dwójką przyjaciół wybraliśmy się na tę wyprawę dwoma "maluchami".
Co prawda głównym jej celem było zbieranie truskawek, ale zarobione w ten sposób pieniądze pozwoliły nam zwiedzić wschodnią część Norwegii. To była także okazja do zobaczenia jednego z największych cudów drewnianej architektury sakralnej - kościołów typu stav z XII i XIII w. W Polsce, gdzie przeważa konstrukcja wieńcowa, jest to zupełnie niespotykany sposób stawiania kościoła, z grubsza przypominający budowle słupowo-ramowe. Odbyliśmy wówczas m.in. podróż malowniczą doliną Valdres, z której pochodzi świątynia Vang z przełomu XII i XIII w. Odbyła długą drogę, m.in. przez Szczecin i Berlin, zanim trafiła do dzisiejszego Karpacza i stanęła tutaj w latach 1842-44 - do dzisiaj jest jedyną świątynią typu stav zachowaną poza Skandynawią. Obejrzeliśmy też m.in. XIII-wieczny kościół w Reinli, do którego trafiliśmy w momencie, gdy odbywał się w nim ślub. Zarówno państwo młodzi, jak i duża część gości byli ubrani w stroje ludowe, co dodawało kolorytu tej budowli.
podróżować po historycznym Mazowszu, czyli nie w granicach obecnego województwa mazowieckiego, lecz trzech przedrozbiorowych województw tworzących ówczesne Mazowsze: mazowieckiego, płockiego i rawskiego.
Mimo zniszczeń, których nie oszczędziły tej dzielnicy dwie wojny światowe i ostatnie dziesięciolecia, zachowało się tu prawie 250 drewnianych kościołów, dzwonnic i kaplic, stosunkowo mało znanych i spopularyzowanych. Mam nadzieję, że to się zmieni dzięki Szlakowi Drewnianej Architektury Sakralnej powstającemu powoli w ramach "Skarbca Mazowieckiego", którego celem jest popularyzacja obiektów sakralnych w Warszawie i na Mazowszu.
do miejsc na Mazowszu, w których nie byłem od kilku lat. Głównie po to, aby zobaczyć - co na szczęście zdarza się coraz częściej - jak zmienia się na lepsze sytuacja drewnianych kościołów czy dzwonnic. Nie wszystkie mają tyle szczęścia, aby zagrać w filmie. Takiego zaszczytu dostąpiły cztery mazowieckie obiekty: Mariańskie Porzecze możemy oglądać w "Bożej podszewce", Gąsiorowo w "Szatanie z siódmej klasy", Jeruzal Miński w "Ranczu", Gliniankę w "Ojcu Mateuszu". Sądząc po ich obecnym stanie, jest to bardzo dobry sposób na podreperowanie skromnych budżetów parafialnych, których część przeznaczono na remonty tych świątyń.
W ostatnich latach uratowano kilka obiektów, przy których pojawiły się nowe kościoły murowane. Dla kilku z nich znaleziono miejsce w innych miejscowościach, a trzy trafiły do muzeów budownictwa ludowego: kościół z Drążdżewa przeniesiono do Sierpca, z Wysokienic - do podłowickich Maurzyc, a z Boguty Pianki - do Ciechanowca.
Niestety, nadal niepewny jest los kilku kościołów drewnianych, przy których wzniesiono murowane. Najczęściej zdarza się, że dość ubogich parafii nie stać na utrzymanie dwóch świątyń i z jednej rezygnuje. Najbardziej drastycznym przykładem jest kościół w Zawidzu Kościelnym, który na naszych oczach i przy obojętności służb konserwatorskich dożywa swoich dni. Zniszczone podwaliny i szalunek, ściany pozbawione okien, fragmenty czarnej folii próbujące osłaniać resztki pokrycia dachu - to robi bardzo przygnębiające wrażenie. A samo umieszczenie tablicy: "Uwaga! Budynek grozi zawaleniem. Zakaz przebywania" niczego nie załatwia. Dokumentując stare drewniane kościoły, nawet nie chcę myśleć o tym, że część z nich będzie można za kilka lat oglądać już tylko na kliszach fotograficznych lub w formie cyfrowej.
Artykuł pochodzi z Gazeta Turystyka - sobotniego dodatku do Gazety Wyborczej