Masyw Riff zatrzymuje stosunkowo chłodne i wilgotne powietrze znad morza i uniemożliwia mu wdarcie się w głąb Afryki. Dzięki temu, obszar ten, jako jeden z nielicznych w Maroku, nie ma problemów z wodą. Jest jej dosyć, aby zaspokoić potrzeby rolników, jak i zasilić prysznice w licznych tu hotelach i pensjonatach, goszczących rzesze turystów urzeczonych pięknem okolicy.
W tej części Maroka najpowszechniej znanym przez miejscową ludność językiem obcym jest hiszpański. Wiąże się to z kolonialną przeszłością Maroka, kiedy Francja i Hiszpania podzieliły ten kraj między siebie, region gór Riff przypadł Hiszpanii. Dopiero w 1956 roku Hiszpanie wycofali się z tych terenów. Do dziś jednak pozostają w ich rękach dwie enklawy na afrykańskim kontynencie: Ceuta i Melila.
Najbardziej chyba malowniczym i godnym poświęcenia kilku dni miejscem tego regionu jest Chefchaouen (Szefszawan) - miasteczko położone w Uedzie (czyli dolinie) Hajera. Nad miejscowością tą góruje szczyt Jbel Meggou. Aby go zdobyć, należy wspiąć się na wysokość 1615 m n.p.m. Nie jest to może wysokość imponująca, ale dotarcie tam nie jest bynajmniej tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. W górach tych nie ma bowiem oznaczonych szlaków, są jedynie ścieżki wydeptane przez stada kóz i owiec, a jedynymi ludźmi, których można spotkać, są ich strażnicy - riffeńscy pasterze. Jeśli marzycie, by na chwilę zapomnieć o zachodniej cywilizacji i wyruszyć na samotną wędrówkę z dala od wyznaczonych szlaków turystycznych i schronisk, tu znajdziecie po temu znakomitą okazję. Jeśli macie przy tym za dużo pieniędzy, a nie macie ochoty nosić swych bagaży, wynajmijcie osły i przewodnika.
Chefchaouen sięga początkami znacznie dalej niż czasów protektoratu hiszpańskiego. Założył go w 1471 r. niejaki Mulaj ibn Raszid. Rozkwit miasta przypadł na czasy hiszpańskiej rekonkwisty, kiedy muzułmańscy emigranci z Półwyspu Iberyjskiego, uciekając przed prześladowaniami ze strony chrześcijan, m.in. tutaj się osiedlali. Miasto, nazywane także Xauen, było zamknięte dla niewiernych; w razie złamania tego zakazu groziła kara śmierci. Mimo że dziś niemuzułmańscy turyści są tu mile widziani, meczety wciąż pozostają dla nich zamknięte.
Centralnym punktem miasta jest zamknięty dla ruchu kołowego plac Uta el-Hammam. W cieniu drzew można tu schronić się przed słońcem, popijając doskonale gaszącą pragnienie herbatę miętową. Tu znajdują się dwie najstarsze i najciekawsze budowle tej uroczej osady: XV-wieczny meczet wybudowany przez Mulaj ibn Raszida i górująca nad placem kazba, czyli rodzaj budowli obronnej. W kazbie znajduje się niewielkie muzeum, w którym zgromadzono kolekcję wytworów kultury materialnej okolicznych górali. W latach 20. naszego wieku więziono tu Abd el-Karima, przywódcę Riffenów zbuntowanych przeciw europejskim kolonizatorom.
W Maroku starą część miasta określa się mianem mediny. W Chefchaouen jest to istna plątanina wąskich i krętych uliczek, zaskakujących ozdobnymi drzwiami, kutymi kratami w oknach, tajemniczymi przejściami kończącymi się miniaturowymi placykami. W przeciwieństwie do innych miast Maroka, medina chefchaoueńska jest bardzo czysta i pięknie odnowiona; przeważają jasne odcienie niebieskiego. Mieszkańcy Chefchaouenu są równie życzliwi jak inni Marokańczycy, ale posiadają jeszcze dodatkową zaletę: nie są tak natarczywi w zachwalaniu turystom swoich towarów i usług.
Wieczorami w mieście nieprzerwanie rozbrzmiewa muzyka. W sezonie turystycznym organizuje się tu koncerty muzyki ludowej, przyciągające nie tylko turystów, ale i mieszkańców okolicznych wiosek.
Lato to najlepszy czas do zamążpójścia bądź ożenku. Podczas ceremonii zaślubin pannę młodą obnosi się w lektyce po mieście. Towarzyszy jej korowód rozbawionych weselników i oczywiście orkiestra grająca tradycyjną muzykę berberyjską - gnawe, w której można odnaleźć, oprócz arabskich, również afrykańskie wątki i tematy muzyczne. Widok pochodu weselnego przywiódł nam na myśl tak w ostatnim czasie popularne w Europie Parady Miłości. Marokańskie "parady", bądź co bądź miłości przecież, są znacznie bardziej kameralne: uczestniczy w nich znacznie mniej ludzi i zamiast muzyki techno mamy równie taneczną i żywiołową arabsko-berberyjską muzykę ludową.
Okolice Chefchaouenu, podobnie jak cały obszar gór Riff, turyści z Zachodu odwiedzają dla jednej jeszcze przyczyny. Jest nią uprawa konopi i produkowany z nich haszysz. Oficjalnie władze Królestwa Maroka zabraniają tego rodzaju praktyk, ale dla ubogich górali, podobnie jak w Afganistanie czy na Kaukazie, produkcja i handel haszyszem nie przynoszą co prawda fortuny, ale są nierzadko jedynym możliwym źródłem utrzymania.
Głównym ośrodkiem handlu haszyszem jest położona w centrum tego regionu Ketama. Przed miastem tym ostrzegają nie tylko przewodniki, ale także sami Marokańczycy; tam, gdzie w grę wchodzą duże pieniądze, zazwyczaj robi się niebezpiecznie. W Chefchaouen można być narażonym co najwyżej na wypowiadane szeptem zachęty do zakupu haszyszu lub kifu (rodzaj marihuany), jednak stanowcza odmowa szybko zniechęca handlarza.
ROBERT ZYDEL